Fot. Jacek Zieliński pracował w Cracovii od 10 listopada 2021 do 5 kwietnia 2024.


WYDARZENIE KOLEJKI

 

Najstarszy na aucie

Odejście Jacka Zielińskiego z Cracovii oznacza, że w ekstraklasie pozostało dwóch trenerów po „60”.

 

Po udanej inauguracji, rozgromieniu osłabionego czerwoną kartką Radomiaka, opiekun „Pasów” powiedział, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Choć w swoim stylu tonował nastroje, mało kto spodziewał się, że będzie to ostatnie zwycięstwo drużyny pod jego wodzą.

 

Nie znalazł leku

Okazało się, że dwie wygrane z rzędu (na koniec roku Cracovia pokonała Legię) były tylko chwilowym zatrzymaniem postępu choroby, która od kilku miesięcy męczyła drużynę. Statystyki za ostatni okres są nieubłagane. Między jesiennym a wiosennym meczem z ŁKS-em krakowianie wygrali tylko 3 z 19 pojedynków. Organizm drużyny zabijała przede wszystkim infekcja nieskuteczności pod bramką przeciwnika. Bardzo powoli, bo wiele remisów (10) dawało złudną nadzieję, że jedna kostka domina wkrótce wywoła lawinę. Jeżeli jednak problemu nie udaje się rozwiązać przez pół roku, to znak, że jest on głęboki, a stosowane metody nie działają. Ten zespół spokojnie mógł mieć dziś 5-6 punktów więcej i Zieliński wypełniłby swój kontrakt, ważny do końca sezonu, którego nowy prezes Cracovii pewnie i tak by nie przedłużył. Brak przełamania powodował jednak coraz większą frustrację i niemoc trenera oraz jego zawodników. Przykład mieliśmy w Kielcach, gdzie „Pasy” zremisowały jeden z tych meczów, które powinny wygrać. - Jestem wkur... – rzucił niespodziewanie, czym zaskoczył chyba także siebie. Coraz bardziej niecierpliwili się kibice, którzy długo - głównie za to, co Zieliński zrobił dla klubu, gdy pracował w nim w latach 2015-2017 - bardzo go lubili i szanowali. I nadal będą to robić, gdy pęczniejący ostatnio od negatywny emocji balon uda się przebić. Zieliński to dobry trener, a przede wszystkim uczciwy człowiek, który nigdy nie bawił się w żadne gierki. Coś jednak w nim i w prowadzonej przez niego drużynie się wypaliło.

 

Ekstraklasa dla młodszych

Po zwolnieniu tarnobrzeżanina, byłego szkoleniowca m.in. Lecha, Piasta, Ruchu i Odry Wodzisław, w ekstraklasie zostało dwóch trenerów po 60. roku życia. To osiągający dobre rezultaty z fatalnie zarządzanym Górnikiem Jan Urban i Waldemar Fornalik, któremu niespecjalnie idzie w Zagłębiu Lubin. Nie tylko upływający wiek, ale zmieniające się podejście właścicieli i prezesów klubów sprawia, że starszym szkoleniowcom jest coraz trudniej na rynku. Coraz więcej szans dostają młodzi, którzy niekoniecznie mają za sobą karierę piłkarską, ale rozwijają swój warsztat według innego scenariusza. Jednym z wielu przykładów problemów, z jakimi zmagają się starsi szkoleniowcy, jest rybniczanin Piotr Mandrysz. Po odejściu z Sandecji w listopadzie 2020 roku tak długo nie dostawał ofert, że w tym roku zgodził się poprowadzić juniorów ROW-u Rybnik. Zieliński, jeżeli zechce, pracę z seniorami raczej znajdzie, ale w ofertach z ekstraklasy na pewno nie będzie przebierał. Jakaś może się jeszcze pojawić, bo kilka razy udowadniał, że jest dobrym „strażakiem”.

Michał Knura

 

CZY WIESZ, ŻE...

Po zwolnieniu Zielińskiego średnia wieku ekstraklasowego trenera to 44,9. Najmłodszym jest Siemieniec z Jagiellonii (rocznik 1992), a najstarszym Urban z Górnika (1962). Kroczek, który poprowadzi Cracovię do końca sezonu, urodził się w 1989.