Najpierw był kopniak
Ten mecz stał się początkiem wojny na Bałkanach i rozpadu Jugosławii.
Zvonimir Boban (na zdjęciu z MŚ w Rosji w 2018 roku) miał raptem 21 lat, a już był kapitanem Dinama Zagrzeb i jego wielką gwiazdą. Może dlatego kopnięcie milicjanta uszło mu na sucho. Ale to był dopiero symboliczny początek krwawych dni. Fot. PressFocus
Wydarzenia na Bałkanach przyniosły liczne konsekwencje nie tylko dla Europy, ale i całego globu. Tak było m.in. z zamachem serbskiego nacjonalisty Gavrilo Principa na następcę austro-węgierskiego tronu arcyksięcia Franciszka Ferdynanda, który wywołał polityczną reakcję łańcuchową, doprowadzając do wybuchu pierwszej wojny światowej. Z kolei 30 maja 1990 roku w Zagrzebiu rozgrywany był mecz, który de facto się nie odbył, a często uważany jest za początek kolejnego wielkiego konfliktu zbrojnego.
W latach 1918-41 oraz 1945-91 najwyższą piłkarską klasą na Bałkanach była Liga Jugosłowiańska (Prva Liga Jugoslavije). Była ona idealnym odzwierciedleniem wielokulturowego i wieloetnicznego państwa, w którym obok siebie egzystować musiały zwaśnione narody. Zrzeszała zespoły serbskie, chorwackie, bośniackie, słoweńskie i macedońskie. Każdy mecz był czymś więcej niż tylko rywalizacją o punkty. Był okazją m.in. do zamanifestowania narodowej odrębności.
Upadek komunistów
W styczniu 1990 rozpadł się Związek Komunistów Jugosławii. Po upadku partii postanowiono przeprowadzić wybory w republikach, które doprowadziły do wyparcia komunizmu przez partie nacjonalistyczne. Ostateczny rozpad Jugosławii zdawał się kwestią tygodni, choć warto wspomnieć, że kraj ten nigdy nie zależał w takim stopniu od Moskwy, jak chociażby Polska czy Czechosłowacja. Zawdzięczał to autorytarnym rządom Josepa Broza Tito, któremu udawało się trzymać w ryzach ten gigantyczny, ale sztuczny twór. Nigdy nie był to spójny kraj; tendencje autonomiczno-separatystyczne były w Jugosławii od samego początku silne. Powolny wówczas proces rozpadu państwa zapoczątkowany został w 1980 roku, kiedy zmarł Tito.
W kwietniowych wyborach 1990 roku w Chorwacji do władzy doszła prawicowa frakcja Franjo Tudjmana, nawołująca do niepodległości. Jej działanie zostało odebrane jako realne zagrożenie dla żyjących w chorwackich miastach Serbów, co podkreślał na każdym kroku Slobodan Milosevic, przywódca komunistycznej partii. Nie chciał słyszeć o tendencjach niepodległościowych Chorwatów i innych nacji. W Chorwacji do głosu doszedł nacjonalizm. Powrócono do barw - kontrowersyjnej szachownicy, będącej znakiem rozpoznawczym ustaszów, czyli faszystowskiego Chorwackiego Ruchu Rewolucyjnego z czasów drugiej wojny światowej, który to wsławił się mordowaniem Serbów oraz współpracą z Adolfem Hitlerem. Wszędzie wywieszano chorwackie flagi, ograniczano rolę Serbów w życiu społecznym, ściągano serbskie reklamy, itd.
Szczera nienawiść
Apogeum nastąpiło 13 maja na stadionie Maksimira w Zagrzebiu i - jak uważa wielu historyków - stało się preludium do krwawej wojny. Praktycznie było to pierwsze głośne starcie między tymi narodami, chociaż mówienie o początku wojny jest przesadzone. Niemniej jednak to zdarzenie pokazało, w jakich stosunkach były wtedy narody i jak łatwo było o wybuch zamieszek.
Mimo tak napiętej sytuacji pomiędzy państwami zrzeszonymi w republice, nie zawieszono piłkarskich rozgrywek ligowych, a cały kraj szykował się do szlagierowego meczu Dinama Zagrzeb z Crveną zvezdą Belgrad.
Ivan Ilić przypomina sobie, że napięcie było wyczuwalne już przed meczem. - Mówiło się dużo, ale jak zawsze przed tego typu meczami, dopóki nic nie wydarzy się szczególnego, to na tym się kończy. Mecz, który był wielkim wydarzeniem sportowym, miał być transmitowany w telewizji, ale de facto meczu nie było. Był za to wielki chaos i zamieszki na stadionie - przypomniał Ilić i dodał jako ciekawostkę, że wśród kibiców Zvezdy był ponoć wtedy obecny prezydent Serbii Aleksandar Vuczić, choć poza jego wspomnieniami to trudny do zweryfikowania fakt.
10 lat temu Vuczić na łamach serbskiego tygodnia „Vreme” opowiadał, że miał wtedy 20 lat i do Zagrzebia udał się pociągiem z około dwutysięczną grupą kibiców Crvenej zvezdy.
- Byliśmy gotowi na walkę w Zagrzebiu, bo wiedzieliśmy jak napięta jest atmosfera nie tylko między sympatykami Dinama i Crvenej zvezdy, ale między Chorwatami i Serbami. Zarówno my, jak i oni, czuliśmy się wtedy potężni. Na stadionie panowała szczera nienawiść; po obu stronach słychać piosenki o najstraszniejszej treści. Starcia między fanami są powszechne w piłce nożnej, ale tego dnia to był konflikt narodów - zaznaczył prezydent Serbii.
Zaczęła się prawdziwa bitwa
Ówczesny piłkarz Dinama Vjekoslav Skrinjar przypomniał, że drużyna przed meczem była na zgrupowaniu poza Zagrzebiem, choć mecz był już tylko o prestiż, bo tydzień wcześniej jego drużyna straciła szanse na mistrzostwo. - Wiedzieliśmy doskonale, jak ważny będzie to pojedynek ze względu na napiętą sytuację polityczną. W drodze na stadion widzieliśmy wojsko i milicję, ale to normalne przy takim meczu. Dopiero gdy wyszliśmy na rozgrzewkę, to zobaczyliśmy, co się dzieje na trybunach, gdzie latały wyrywane krzesełka, kamienie, kawałki plansz reklamowych, itd. Po kilkunastu minutach kibice wtargnęli na boisko i rozpoczęła się prawdziwa bitwa - relacjonował Skrinjar.
Piłkarze z Belgradu obawiając się o swoje życie, ewakuowali się do szatni, a następnie eskortowani przez funkcjonariuszy udali się do śmigłowców. Większość graczy Dinama pozostała na boisku. To wtedy wydarzyła się scena, która na zawsze zapisała się w historii narodu chorwackiego.
Zaryzykował życie i karierę
21-letni kapitan Dinama Zvonimir Boban dostrzegł jednego z milicjantów, który brutalnie obijał pałką kibica. Niewiele się zastanawiając, rzucił się na niego. Wyskoczył w powietrze i kopnął z całej siły funkcjonariusza, umożliwiając ucieczkę bitemu. Zdjęcie piłkarza obiegło cały świat. Mimo że znokautowany nie był Serbem, a muzułmańskim Bośniakiem, Bobana ogłoszono bohaterem narodowym Chorwatów, a jego gest uczyniono symbolem walki o wolność. Z powodu ataku na milicjanta został jednak zawieszony na sześć miesięcy i nie pojechał wraz z Jugosławią na mundial do Włoch. - Nie żałuję tego czynu. Postąpiłem słusznie i gdyby cofnąć czas, zrobiłbym tak samo - przyznał kilka lat później, kiedy był piłkarzem AC Milan.
- To wina funkcjonariuszy, że doszło do takich burd. Gdy zobaczyłem, że jeden z nich okłada leżącego kibica, sam wymierzyłem sprawiedliwość. Zaryzykowałem życie i karierę. Prawdę mówiąc, jestem z tego dumny. Byłem po prostu jednym z buntowników, którzy kochali swój kraj. Do tego czasu żyliśmy w ścisłym reżimie, w piekle po prostu. Jedynym i prawdziwym impulsem, który kierował mną i nami wszystkimi, było pragnienie uwolnienia się od reżimu - skomentował Boban, którego „akcja” bywa uznawana za nieoficjalny początek wojny o niepodległość Chorwacji.
- Widziałem ten wyskok Bobana i obawiałem się, co się z nim stanie, jakie będą konsekwencje. Był co prawda reprezentantem Jugosławii, co na pewno w jakimś stopniu wpłynęło, że nie został skazany na więzienie, ale wtedy uderzenie milicjanta było „grzechem śmiertelnym”. Gdybym zrobił coś podobnego, z pewnością zostałbym ukarany bardziej drastycznie. Przez kilka dni ze względów bezpieczeństwa starałem się wracać do domu, który był pod stałą obserwacją ówczesnej milicji, w ciągu dnia. A po zakończeniu ligi szybko wyjechaliśmy na miesięczne tournee do USA; klub oczywiście zrobił to, aby nas odizolować od wszystkiego - przypomniał Skrinjar, który niespełna pół roku przed meczem powrócił do Dinama po odbyciu służby wojskowej w jugosłowiańskiej armii (JNA).
Z kolegów wrogowie
Już wtedy atmosfera była napięta. - Każdego ranka mieliśmy godzinę pouczeń politycznych, a oficerowie mówili nam, że „wróg nigdy nie odpoczywa”. W tym czasie ich nie rozumiałem, jakiego rodzaju wróg, kto nim jest, itd. Nie mogłem przypuszczać, że za rok lub dwa taki rozlew krwi nastąpi w kraju, w którym wszyscy się znaliśmy i mieszkaliśmy razem. Nie mogłem też uwierzyć, że niektórzy z moich szkolnych przyjaciół ze Slavonskiego Brodu (miasto graniczne z Bośnią i Hercegowiną – przyp. red.) nagle zniknęli i stali się właśnie wrogami - dodał Skrinjar, który schodząc do szatni dostał w plecy milicyjną pałką.
Sytuacja na stadionie została opanowana dopiero po godzinie, ale mecz nie został wznowiony. Mistrzem Jugosławii została Crvena zvezda, wyprzedzając o 8 punktów Dinamo. Był to ostatni sezon wspólnej jugosłowiańskiej ligi, a jednocześnie zmierzch nie tylko piłkarskich rozgrywek, ale i całego państwa.
- Liga się rozpadła, a każdy kraj zaczął mieć swoją. Ze sportowego punktu widzenia, jak i kibica, to było trochę śmieszne. Drużyny, które wcześniej grały w ligach okręgowych i wszyscy je wyśmiewali czy krążyły dowcipy o nich, nagle zaczęły rywalizować o miejsca w europejskich pucharach - nadmienił szkolący siatkarski narybek w Rzeszowie Ilić.
Symbol rozpadu
25 czerwca 1991 roku Chorwacja i Słowenia ogłosiły niepodległość od Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii. Wybuchła wojna. Naprzeciwko siebie ponownie stanęli Chorwaci i Serbowie, w tym także właśnie kibice Dinama i Crvenej zvezdy. Przywódcą tych drugich, który uczestniczył w zamieszkach na stadionie Maksimira w Zagrzebiu, był późniejszy zbrodniarz wojenny Żeljko Raznatović, zwany „Arkanem”, twórca grupy paramilitarnej Serbska Straż Ochotnicza, biorącej udział w walkach na terenie Chorwacji, Bośni i Kosowa. Tym razem w ruch poszła broń, a ludzie zaczęli ginąć. I tak mecz i wydarzenia na stadionie stały się symbolem rozpadu Jugosławii.
(PAP)