Nagły kryzys

Za Polkami faza interkontynentalna Ligi Narodów. Bilans - 10 zwycięstw i 2 porażki - dał trzecie miejsce. Teraz przed nimi turniej finałowy w Bangkoku.


REPREZENTACJA POLSKI KOBIET

Biało-czerwone w rozgrywkach długo pozostawały niepokonane. Wygrały aż osiem meczów z rzędu. Pogromczynie znalazły dopiero w ostatnim turnieju, rozgrywanym w Hongkongu. Przegrały z Brazylią oraz Chinami i spadły z pierwszego na trzecią pozycję w tabeli. Porażki, zwłaszcza z Chinkami, wywołały jednak niepokój. Nasze zawodniczki zaprezentowały się bardzo słabo. Choć w pierwszym secie wygrywały aż 11:4, dały się przegonić. W kolejnych już niewiele miały do powiedzenia. - Po dobrym początku nie wiem, co się stało. Dlaczego tak duży kryzys nas dopadł? Bez dwóch zdań powinnyśmy wygrać tego seta i nie wiadomo jak potoczyłby się mecz – przyznała Agnieszka Korneluk, środkowa biało-czerwonych. - Trudno cokolwiek powiedzieć na naszą obronę. W każdym elemencie nas przewyższały. Grały szybko, dokładnie... Nam nic nie szło - krótko dodała kolejna z naszych środkowych Klaudia Alagierska-Szczepaniak.

Nasza kadra po zakończeniu zawodów nie wróciła do Polski. Została w Azji i z Hongkongu przeniosła się do Bangkoku. W stolicy Tajlandii od czwartku osiem najlepszych drużyn będzie rywalizować o zwycięstwo w Lidze Narodów. Biało-czerwone w ćwierćfinale zagrają z Turcją, najlepszą rok temu. Gdyby z Chinami ugrały choć punkt, wówczas trafiłyby na USA. - Nie zastanawiałyśmy się, czy lepiej grać z USA, czy Turcją. To dwie topowe ekipy, więc nie było dla nas różnicy. Do turnieju finałowego awansowały tylko najlepsze zespoły. Po prostu wygra lepsza drużyna – oceniła Alagierska-Szczepaniak. Jeśli nasze zawodniczki ograją Turcję, w półfinale zmierzą się z lepszym z pary Włochy – USA.

(mic)