Sport

Nadzieja umiera...

Jedynym kołem ratunkowym dla drużyny z Oporowskiej jest brak licencji dla Lechii Gdańsk.

Wrocławianie mają powody do wstydu. Nie takiego zakończenia sezonu oczekiwano... Fot. Mateusz Sobczak/PressFocus

ŚLĄSK WROCŁAW

Łzy napłynęły mi do oczu, gdy przeczytałem opublikowany w niedzielę komunikat klubu z Oporowskiej w sprawie degradacji do Betclic 1. Ligi. Same ogólniki, slogany, zero konkretów, słowem nic, czego kibice Śląska by nie wiedzieli. Najbardziej brakowało mi rzetelnej diagnozy, która wskazałaby przyczyny zapaści sportowej wicemistrza Polski z poprzedniego sezonu. W ramach - przyznaję, że marnego - pocieszenia dodam, że przed wieloma laty IFK Goeteborg spadł ze szwedzkiej ekstraklasy, paradując w koronie mistrza tego kraju! Natomiast na krajowym podwórku z identyczną sytuacją mieliśmy do czynienia w 1977 roku, kiedy z najwyższej klasy rozgrywkowej spadł srebrny medalista, którym wtedy był GKS Tychy.

Nie ma winnych?

Wracając zaś do Śląska – jedno zasadnicze pytanie, czy i kiedy zostaną rozliczeni działacze, którzy walnie przyczynili się do obecnej katastrofy. Takich delikwentów po prostu trzeba wskazać palcem, ale żeby to zrobić, trzeba mieć jaja i dużo odwagi oraz przyzwoitości, by kibice z Wrocławia nie czuli się nabici w butelkę. Nie ma winnych? Wolne żarty! Pierwszy kandydat, który przychodzi mi na myśl, to były dyrektor sportowy, David Balda. Czech wyrzucił w przysłowiowe błoto mnóstwo - zaznaczmy to wyraźnie - publicznych pieniędzy. Owszem, Balda sfinalizował kilka udanych transferów, ale niewypałów miał tyle, ile można znaleźć na polu minowych.

Zielono-biało-czerwoni opuszczają elitę po 17 latach. Jedynym kołem ratunkowym dla nich może być brak licencji dla Lechii Gdańsk. Ostatni raz Śląsk spadł z ekstraklasy w 2002 roku, by 12 miesięcy później zameldować się na trzecim poziomie rozgrywkowym, w którym spędził dwa lata. Wrocławianie potrzebowali aż sześciu sezonów, by wrócić do ekstraklasy. Czy teraz czeka ich podobna droga przez mękę? Prezes Michał Mazur, właściciel (miasto) oraz wszystkie osoby pracujące w klubie stoją teraz przed nie lada wyzwaniem.

Ratunek tylko z PZPN-u

Ostatnią deską ratunku dla klubu z Oporowskiej jest teraz Polski Związek Piłki Nożnej, który jest w trakcie rozpatrywania odwołania Lechii od braku licencji na grę w PKO BP Ekstraklasie w sezonie 2025/26. Sprawa powinna rozstrzygnąć się w najbliższych dniach. Jeżeli gdańszczanie nie otrzymają licencji, w lidze utrzyma się zespół z 16. miejsca, ale tylko pod warunkiem, że Lechia zajmie miejsce 15. lub wyższe.

Kolejna obietnica Urfera

Jakie są na to szanse? Przed niedzielnym meczem z Koroną Kielce piłkarze Lechii opóźnili wyjście na boisko w geście protestu przeciwko zaległościom w wypłatach. Klub jest winien piłkarzom pensje za dwa miesiące (za chwilę zrobią się trzy), a pracownicy klubu czekają właśnie na trzy pobory. - Drużyna pokazała, że jest problem w klubie - stwierdził Bohdan Wjunnyk. - Pokazaliśmy, że jesteśmy drużyną i jeden za drugiego wskoczy w ogień - dodał strzelec zwycięskiego gola z Koroną, Kacper Sezonienko. - Mamy tydzień do kolejnego meczu i mam nadzieję, że wszystko będzie już tak, jak należy.

Po zakończeniu niedzielnego meczu prezes Paolo Urfer udał się do szatni i przez kilka minut minut rozmawiał z zespołem. - Nie udzielam żadnych komentarzy – powiedział wychodząc z szatni.

Zawodnicy usłyszeli od prezesa Urfera, że nie mają powodu do zmartwień, bo w przyszłym tygodniu pieniądze znajdą się na ich kontach. - Dogadaliśmy się i wszystko ma być dobrze. Jesteśmy dobrej myśli. Nie bierzemy pod uwagę innej opcji - stwierdził Sezonienko.

Bogdan Nather