Nabieramy pewności siebie
Rozmowa z Arkadiuszem Przybyłą, trenerem rezerw Górnika Zabrze
- Wierzę w swój zespół, na pewno trudno było się podnieść po pięciu porażkach z rzędu, ale na szczęście wygraliśmy dwa poprzednie mecze, a teraz jest trzecia wygrana. Pamiętajmy, że to jest młody, ale przede wszystkim nowy zespół, w którym gra wielu chłopaków z roczników 2006 i 2007. Musieli się oswoić z 3. ligą, dla większości z nich to jest pierwszy sezon w dorosłej piłce. Z każdym meczem jest coraz lepiej, pewność w swoje umiejętności jest już na wyższym poziomie. Mam nadzieję, że dalej będziemy prezentować się tak korzystnie i wygrywać kolejne mecze. Oczywiście jest w nas pokora, trzeba ciężko pracować, żeby mieć takie wyniki.
W meczu z Pniówkiem w podstawowym składzie pańskiej drużyny wyszło aż dziewięciu młodzieżowców. Taka polityka będzie kontynuowana w następnych potyczkach?
- Na pewno. W zeszłym sezonie mieliśmy bardziej doświadczony zespół, grali chłopcy z roczników 2002-2003, ale polityka klubu jest taka, żeby tych młodych chłopaków, którzy wyróżniają się w Centralnej Lidze Juniorów, wprowadzać do drugiego zespołu. Chcemy, żeby zdobywali doświadczenie przed występami na wyższym poziomie. Mamy ich przygotować do gry w ekstraklasie, a jak nie w niej, to przynajmniej w 1. lidze.
Przed sobotni meczem z Pniówkiem „zabrano” panu dwóch zawodników do pierwszego zespołu (tego dnia wieczorem Górnik grał derbowy mecz z GKS-em Katowice - przyp. BN)...
- To prawda. Miał być z nami Aleksander Tobolik, który zadebiutował już w ekstraklasie, w spotkaniu z Motorem Lublin, ale w pierwszym zespole jednemu z zawodników przyplątała się kontuzja, więc dołączył do ekipy trenera Jana Urbana. Nie było też z nami Dominika Sarapaty, który od początku tego sezonu jest w kadrze pierwszego zespołu, co nas bardzo cieszy.
Rola Marcina Wodeckiego w pańskim zespole jest nie do przecenienia?
- Bez dwóch zdań. Marcin nie tylko na boisku, ale również w szatni układa tych chłopaków. To jest jego główna rola. Robi to mądrze, z czego też się cieszymy. Miejmy nadzieję, że będzie jak najdłużej w tym zespole, bo pomaga chłopkom w nabieraniu doświadczenia.
Zauważyłem, że pańscy podopieczni nie panikują na boisku w trudnych momentach. Zaimponowali mi spokojnym wyprowadzaniem piłki, mają dobry timing, rewelacyjną szybkość startową. Tymi elementami zdominowali piłkarzy Pniówka.
- Są młodzi, więc uczymy ich, by wysoko bronili. To jest podstawowa rzecz. Chcąc grać na wyższym poziomie, trzeba bronić, a nie tylko atakować. W meczu z Pniówkiem wysoko odbieraliśmy piłkę i z tego stworzyliśmy sytuacje do zdobycia bramki. To jest kierunek naszej pracy - zawodnicy mają stosować pressing, grać agresywnie, cechować ma ich spokój, cierpliwość i wyczucie momentu do ataku.
Jaki cel postawili przed panem zwierzchnicy w bieżącym sezonie? Tylko ogrywać młodych zawodników, czy też wyznaczyli miejsce w tabeli, które powinniście zająć? Na pewno nie chcecie podążać ścieżką wydeptaną przez rezerwy Rakowa Częstochowa, które w poprzednim sezonie spadły do 4. ligi...
- Najważniejszym celem jest wychowanie młodych chłopaków, najlepiej do pierwszego zespołu, żeby mogli tam zadebiutować i grać na wyższym poziomie. Poza tym chcielibyśmy utrzymać się w 3. lidze. Wprawdzie mieliśmy trudny początek, ale wiara cały czas w nas była, że wszystko skończy się pomyślnie. Nie jest to łatwe, zwłaszcza dla młodych chłopaków. Po pięciu meczach zmieniliśmy ustawienie i może to miało wpływ na poprawę wyników. Cieszymy się, że się odbudowaliśmy i możemy pokazywać z dobrej strony.
Czy zawodnicy pierwszego zespołu wracający do gry po kontuzji, czy pauzie kartkowej, mają „przetarcie” w pańskim zespole?
- W poprzednim sezonie w jednym meczu w 3. lidze zagrał Ennali, incydentalnie występował Nascimento, ale to były sporadyczne przypadki. Głównie z pierwszego zespołu „schodzą” młodzi zawodnicy, jak wspomniany Tobolik czyNikodem Zielonka.
Rozmawiał Bogdan Nather