Nabieramy kolorów
WYMIANA KOSZULEK - Wojciech Kuczok
Umówmy się: nie mamy noża na gardle, dwa najbliższe mecze kadry na Narodowym to nie są gry o wszystko, być albo nie być; taktyka na Michniewicza, czyli ultradefensywny survival-futbol, do niczego nam się nie przyda. O punkty mamy wygrać tak naprawdę jeden mecz, za miesiąc ze Szkocją, teraz każdy punkt będzie nadspodziewaną premią - niech zatem piłkarze wyjdą na luzie, bez stresu, to nie oni przecież mają obowiązek zdobyć pierwsze miejsce w grupie, nikt od nich nie oczekuje wygrania Ligi Narodów.
Mental czyni cuda – skoro nie możemy się czuć pewnie przed starciami z ekipami europejskiej czołówki, wyjdźmy się pobawić w piłkę. Nie chcę przeciw Portugalii i Chorwacji oglądać drewnianych „twardzieli” w środku pola – daj pan, panie Probierz, szansę tym młokosom, których powołałeś do kadry. Ryzyko żadne – jeśli się spalą, trudno, selekcjoner przynajmniej będzie mógł powiedzieć, że miał odwagę wystawić w pierwszym składzie nowe twarze, być może przedwcześnie. Jeżeli się sprawdzą, bez względu na wyniki reprezentacji coach będzie wygrany – potwierdzi intuicję, którą się wykazał w przypadku Kacpra Urbańskiego.
Dawać tego Oyedele! Dawać Ameyawa! – to może być wydarzenie rangi historycznej, czas uświadomić sześćdziesięciu tysiącom pikników na stadionie i milionom przed telewizorami, że Wielka Blada Polska to koncepcja archaiczna – żyjemy w świecie etnicznie niejednorodnym, Polacy mają różne pochodzenie i kolor skóry. No i tak się składa, że ci chłopcy o genach afrykańsko-słowiańskich ruszają się z piłką, by tak rzec, nie mniej zgrabnie od sportowców z dziada pradziada nadwiślańskich.
Pamiętam jak przedwczoraj, czyli ćwierć wieku temu, syn mojego kumpla był niewymownie zdziwiony, że Emmanuelowi Olisadebe „ta opalenizna nigdy nie zejdzie”, a naród dziwował się czarnoskóremu reprezentantowi Polski niczym szlachta zagrodowa na widok Diabła Sławacińskiego. Od tamtej pory zdążyły jednak dojrzeć owoce mariaży międzyrasowych, słabości Polaków do dziewcząt egzotycznej urody i Polek do zamorskich przystojniaków.
I być może to dzięki nim będziemy mieli szansę oszukać przeznaczenie. Albowiem mieliśmy całe stulecie, aby przekonać świat do tego, że w potomkach Wiślan i Polan wrze krew boiskowych wojowników, tymczasem dzisiaj smucimy się raczej opinią narodu piłkarsko wyklętego, który przez jedną tylko dekadę potrafił trzymać się w globalnej czołówce. Rzekłbym nawet, że dowodów na nasze wrodzone piłkarskie upośledzenie mamy aż nadto, czas zatem zacząć czerpać korzyści z prokreacyjnego rozpostarcia naszych rodaków i rodaczek.
Etnos Polaków się urozmaica, można zatem przyjąć, że dzięki temu także piłkarsko nabierzemy kolorów. Co prawda z Portugalią wygrywamy mecze o punkty raz na dwadzieścia lat, czyli brakuje nam jeszcze dwóch, ale nie bądźmy drobiazgowi. Ostatnio dwa razy stało się to dzięki rodzinie Smolarków, ale trzeba mieć nadzieję, że w tej sztafecie pokoleń dokona się mały przerywnik, bo synowie Ebiego są jeszcze za młodzi, żeby się załapać nawet do kadry juniorskiej.
Szanse niewielkie, ale i tak znacznie poważniejsze, niż w 2006, kiedy repra grała taki piach, że zamiast pójść na Śląski wyjechałem z rodzinnego Chorzowa w słowackie Tatry i nie miałem ochoty oglądać rzezi winiątek nawet w telewizji. Tymczasem nasi zagrali najbardziej irracjonalny mecz w historii, całkowicie dominując Cristiano Rolando i jego kompanów, a ja wtedy przekonałem się, jak cierpi człowiek małej wiary. Ani gór nie przeniosłem, ani wybitnego, założycielskiego zwycięstwa kadry Beenhakera nie obejrzałem.
Teraz obejrzę na pewno, zwłaszcza, że oprócz wszystkich wymienionych smaczków w najbliższych dniach dostaniemy dwupak pożegnalny – kibice najpewniej ostatni raz zobaczą w Polsce na boisku piłkarzy legendarnych, zdobywców Złotej Piłki: Cristiano Ronaldo i Lukę Modricia. Skoro trzeba im oddać honory, niechże sobie strzelą po jednej bramce – honorowej właśnie. Polacy to naród przekorny i narowisty, najlepiej im wszystko wychodzi, kiedy nie są do niczego zmuszani. I w tym upatruję szans na przyjemne niespodzianki. Niechcący i bezwiednie wznieśmy się w ciągu tego dwumeczu na szczyt tabeli.
Ci chłopcy o genach afrykańsko-słowiańskich ruszają się z piłką, by tak rzec, nie mniej zgrabnie od sportowców z dziada pradziada nadwiślańskich... Fot. Paweł Bejnarowicz/PressFocus