Sport

Na własnych zasadach

Rozmowa z Tomaszem Gajdą, kapitanem Polonii Bytom

Po tym kopnięciu Tomasz Gajda został autorem premierowego gola Polonii w tym sezonie - po niespełna minucie! Fot. BS Polonia Bytom

48 sekunda - tyle trwał mecz w Łęcznej, gdy trafił pan do siatki z rzutu wolnego. Szybciej chyba już się nie dało!

- Osobiście nie pamiętam, żebym strzelił gola szybciej. Bardzo się cieszę z naszego zwycięstwa, z mojego debiutu w 1. lidze, no i z tej bramki.

Trener Górnika Maciej Stolarczyk utyskiwał, że jego piłkarze nawet nie dotknęli piłki, a już musieli wyciągać ją z siatki…

- No, przepraszam, mieli jeden kontakt - zanim doszło do rzutu wolnego, moje podanie rykoszetem odbiło się od pleców rywala (śmiech). Ale mówiąc poważnie, mamy wypracowany schemat na otwarcie gry ze środka, on co prawda nie do końca w sobotę wyszedł, było w tym trochę przypadku, ale Kamil Wojtyra poszedł na odbitą piłkę - chwała mu za to! - i został sfaulowany gdzieś 25 metrów od bramki. Nastawienie po wyjściu z szatni jest bardzo ważne, a czasem szczęściu trzeba dopomóc. W każdy mecz chcemy wchodzić na swoich zasadach i z własnym pomysłem. Ten w Łęcznej wypalił.

Mam wrażenie, że skromny mur rywali i bramkarz nie spodziewali się takiego strzału przy krótkim słupku. Ćwiczone?

- Chyba nastawiali się, że uderzał będzie Krzysiek Wołkowicz, ale ja czułem, że to dobra okazja dla mnie. Mamy wyznaczonych zawodników do stałych fragmentów, zostajemy po treningu przynajmniej raz w tygodniu, żeby doskonalić ten element. Zimą, przed rundą wiosenną, udało mi się w sparingach strzelić kilka razy z wolnego, często w przerwach rozgrywamy wtedy bitwy na stałe fragmenty.

Napisaliśmy w relacji z meczu z Górnikiem, który wygraliście 3:0, że do ligi weszliście nie drzwiami, ale z futryną. Droga do domu z Łęcznej musiała być radosna?

- Dziękuję, to miłe. Ale fety nie było. Cieszymy się oczywiście, ale zachowujemy pokorę, to przecież dopiero jeden mecz, sezon się ledwie rozpoczął. Wynik jest faktycznie imponujący, ale wcale nie było łatwo i przyjemnie. Mecz był bardzo otwarty, myślę, że ciekawy dla kibiców, i mógł się potoczyć w dwie strony. Zaraz po strzeleniu bramki mieliśmy słabsze momenty, ale udało się przetrwać, kilka razy ratował nas Axel Holewiński. Sami byliśmy skuteczni i wyrachowani i myślę, że wygraliśmy zasłużenie.

Czy ten pierwszy mecz oznacza, że w tej lidze będzie dla was dalej tak przyjemnie, czy to tylko przygrywka, a prawdziwe schody dopiero się zaczną?

- Zrobimy wszystko, żeby było przyjemnie, mamy swój styl, wypracowany model, mocną wiarę w drużynę. Ale nie ma co ferować wyroków, że już jesteśmy tacy super. Nie będziemy mieć kontroli w meczach przez 90 minut, są w tej lidze mocne zespoły, bardzo dobrzy piłkarze. Zresztą kadry drużyn jeszcze nie są domknięte, w pierwszych kolejkach wszystko będzie się klarowało, a my będziemy nastawiać się z meczu na mecz.

W sobotę gracie kolejny na wyjeździe - w Głogowie. Chrobry też zaskakująco wysoko 3:0 wypunktował Odrę Opole. Oglądał pan?

- Przyznaję, fragmentami tylko, ale na pewno do tego w tym tygodniu wrócimy.

Spotkają się podobno dwaj najbiedniejsi 1-ligowcy, którzy pokazali w 1. kolejce, że budżety to nie wszystko…

- Budżetów innych nie oceniam. Swoje ograniczenia znamy, ale mamy też atuty, w które mocno wierzymy - nasz proces, atmosferę, wzajemne wsparcie, mentalność i zalety merytoryczne oczywiście. No i jakościowy sztab wokół nas - trenerzy Łukasz Tomczyk i Łukasz Ocimek narzucili mocne standardy kultury pracy, mamy odprawy indywidualne, grupowe, formacyjne, ręce wprost palą się do roboty. Zawodnik, który tu przychodzi, może być spokojny o swój rozwój.

A pan też się rozwinął w Bytomiu, gdzie gra pan czwarty sezon?

- Zdecydowanie, trzy lata w Polonii dały mi bardzo dużo, przede wszystkim mocno wzrosła moja świadomość taktyczna. Mimo że mam 29 lat, czuję, że cały czas się rozwijam i podnoszę umiejętności. Mam swoją drogę, przez którą idę jako zawodnik, zagrałem praktycznie na każdym poziomie rozgrywkowym, od B klasy, a w sobotę udało się zadebiutować w 1. lidze. Cały czas jestem nastawiony na rozwój i głęboko wierzę, że kiedyś uda mi się zadebiutować w ekstraklasie.

Latem doszło w drużynie do dużej wymiany w kadrze i jako kapitan ma pan też dodatkową rolę - scalić szatnię. Szkoda kolegów, którzy odeszli po awansie?

- Na pewno, to były fajne charaktery, mocno związane z szatnią, dawały emocje, wsparcie, atmosferę…

Jak na przykład Sebastian Steblecki?

- Tak, Sebastian wprowadzał dużo uśmiechu w szatni, ale też wiedział, kiedy trzeba zespół zmotywować, jako doświadczony ligowiec zawsze miał na podorędziu kilka mądrych słów, w ogóle świetny facet. Ale ci, którzy do nas przyszli, dali pozytywny vibe. To dobrzy piłkarze, skupieni na pracy, ale też zwyczajnie fajni ludzie. Być kapitanem w takiej grupie to na pewno nie jest żadna męczarnia. Zresztą nasza kadra też jeszcze nie jest zamknięta, okienko transferowe trwa do końca sierpnia, a nasz dyrektor Tomasz Stefankiewicz i zarząd ostrodziałają.

Rozmawiał

Tomasz Mucha