„Na spokojnie” pierwszy od dawna
W ostatnich latach Ruchowi nie zdarzało się grać dwa razy z rzędu w tej samej lidze. W teorii ma teraz okazję, żeby się ustabilizować. W praktyce – czeka go wiele wyzwań.
Trener Dawid Szulczek (w środku) wraz ze sztabem przygotują drużynę do nowego sezonu. Muszą jednak mieć się na baczności. Fot. Paweł Jaskółka/Press Focus
Odkąd w 2017 roku „Niebiescy” spadli z ekstraklasy, weszli w tryb kolejki górskiej: dół-góra. Zjechali do III ligi, w której niby pozostali na drugi sezon, ale było to wynikiem niedokończenia rozgrywek 2019/20 z powodu koronawirusa (ktoś jeszcze pamięta maseczki?). Potem rozpoczął się marsz trzech awansów zakończony w ekstraklasie, gdzie po jednym sezonie Ruch znowu spadł. W I lidze chciał pograć tylko rok, by ponownie wrócić do elity – ale wiemy już, że się nie udało. Oznacza to, że po raz pierwszy od kilku lat 14-krotni mistrzowie Polski „na spokojnie” zagrają co najmniej dwa sezony na tym samym szczeblu rozgrywkowym.
Wszystko na dziko
Bycie „klubem-windą” przysparzało kibicom mnóstwo emocji, ale jednocześnie nie ułatwiało budowania siły klubu. Kiedy „Niebiescy” wrócili do ekstraklasy, mówiło się o tym, że sukces sportowy wyprzedził aspekty organizacyjne. W końcu Ruch nie planował tak szybko wrócić na szczyt. Każdy kolejny awans był robiony pod hasłem „ustabilizowania się” w nowej lidze, ale drużyna szła dalej i dalej.
Gdy chorzowianie wrócili do elity, słabe transfery tłumaczyli wciąż ograniczonymi finansami (okazało się, że nie były aż tak ograniczone) i brakiem czasu na spokojne działanie (to akurat prawda). Ruch kadrą w znacznej mierze drugo- czy wręcz trzecioligową do ostatniej kolejki walczył o promocję. Nie było wiadomo, jak rozmawiać z potencjalnymi nabytkami – co można im zaoferować? Wszystko było robione poniekąd na dziko. W utrzymanie w ekstraklasie nikt nie wierzył, ale sezon pokazał, że przy nieco lepszym przygotowaniu to mogło się udać. Ostatecznie zatrudniony zimą trener Janusz Niedźwiedź – wraz z wieloma nowymi piłkarzami o lepszym CV niż ci wzięci latem – nie podołał zadaniu.
Ostatnia rewolucja?
Każdy awans/spadek oznaczał dla Ruchu wielkie zmiany w składzie. To nie mogło dziwić, drużyna potrzebowała wzmocnień, aby rywalizować z silniejszymi (lub uzupełnić wyrwy po odejściach). „Niebiescy” tak jednak pędzili przez rozgrywki, że rewolucje kadrowe stały się normą, ale jednocześnie każda kolejna popędzała tę poprzednią, nie dając odpowiedniego czasu na przyjęcie organu.
Latem 2024 roku przeprowadzono ostatnią jak na ten moment rewolucję w składzie chorzowian – co zrozumiałe, bo na początku przygotowań, by skompletować jako taką wyjściową jedenastkę, trzeba było wzmacniać się juniorami. Zima 2024/25 była już spokojna, doszło kilku zawodników, lecz były to zmiany głównie kosmetyczne (chociaż i tak było ich nieznacznie więcej, niż miało być). Aczkolwiek warto zaznaczyć, że ściągnięci wtedy Jehor Cykało i Dominik Preisler to czołowi piłkarze Ruchu tej wiosny (z dobrymi notami nawet pomimo złych wyników), a Jakub Bielecki – choć niebezbłędny – wygryzł z bramki kapitana Słowenii U-21 Martina Turka.
Kwestie kadrowe
Czy pozostanie w I lidze - w Chorzowie rozczarowujące) -oznacza upragnioną stabilizację Ruchu? Otóż... nie do końca. W składzie nie będzie może aż takiej rewolucji, jak w poprzednich sezonach, bo kilku kluczowych piłkarzy już przedłużyło kontrakty, a część już po przyjściu podpisała umowy do 2026 czy 2027 roku. Zresztą harmidru w zespole chce też uniknąć trener Dawid Szulczek. Jednakże transferów latem na pewno nie będzie mało. Po pierwsze, Ruch musi mieć jeszcze silniejszy skład, jeśli chce walczyć o awans. Po drugie, w zespole nie ma młodzieżowca, bo wszyscy do tej pory grający regularnie (Adkonis, Barański, Karasiński) są wypożyczeni. Po trzecie, ogółem graczy wypożyczonych jest aż 7, co stanowi mniej więcej czwartą część kadry.
Bez kroplówki z ekstraklasy
Pod względem finansów też w Ruchu nie będzie tak fajnie, jak w ostatnich miesiącach. Skończą się bowiem zapasy z Canal+, które są nieporównywalnie większe niż to, co płaci TVP na zapleczu. Dodatkowo jakiś czas temu w jednej z rozmów prezydent Chorzowa Szymon Michałek wspomniał, że budując stadion, miasto nie będzie w stanie udzielać klubowi takiej finansowej pomocy, aby zrekompensowała brak awansu. Pytanie też, co z posadami prezesa Seweryna Siemianowskiego i dyrektora sportowego Tomasza Foszmańczyka (a co za tym idzie – także trenera Szulczka). Na ten moment wszyscy trzej działają w kontekście następnego sezonu. Jednak po fatalnej wiośnie ich pozycja nie jest już tak nienaruszalna, jak była jeszcze niedawno. Tyczy się to głównie szkoleniowca, który nie może pozwolić sobie na słabe wejście w nowe rozgrywki.
Piotr Tubacki