Sport

Na ratunek z Włoch

Paweł Jaroszyński powrócił do Górnika Łęczna po 14 latach.

Jeszcze niedawno Paweł Jaroszyński (z lewej) biegał po boiskach Serie B. Fot. Danilo Gemito/IPA

GÓRNIK ŁĘCZNA

W 2017 roku Paweł Jaroszyński przeniósł się z Cracovii do Chievo Werona. Tam rozpoczęła się jego długoletnia przygoda z włoskim futbolem. Grał w Genoi, która w 2019 roku wykupiła go za 4 miliony euro. Był wypożyczany do Pescary i Salernitany. W końcu w 2022 roku ten ostatni klub postanowił wykupić go za 1,45 miliona euro, a następnie… wypożyczyć do Cracovii, później go Pasom sprzedać, żeby przed sezonem 2024/25 wziąć go z Krakowa z powrotem do Salerno. Po tym, jak w minionych rozgrywkach Salernitana spadła do Serie C, pozostawał bez klubu. Aż do środy, kiedy to Górnik Łęczna ogłosił, że przygarnął 31-latka, żeby ten pomógł mu w walce o utrzymanie (aktualnie zespół znajduje się na 17. miejscu). Jaroszyński trafił tym samym do klubu, w którym rozpoczęła się jego piłkarska kariera. To właśnie w Łęcznej w 2011 roku wypatrzyła go Cracovia. Teraz podpisał kontrakt z Górnikiem do końca trwającego sezonu.

Łęcznianie pozyskali doświadczonego zawodnika, który na zapleczu ekstraklasy rzeczywiście może być wzmocnieniem. W końcu to piłkarz, który w Serie B rozegrał 76 spotkań, a w Serie A wziął udział w 43 meczach. Ponadto ma też za sobą wiele lat gry na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce, na którym prezentował się kibicom 104 razy. Największym problemem, z jakim będzie się musiał zmierzyć, będzie powrót do formy. W poprzednim sezonie na poziomie Serie B rozegrał 12 spotkań, ale praktycznie od początku roku był poza grą. Po raz ostatni pełny mecz rozegrał 29 grudnia 2024 roku. Od tego momentu tylko dwa razy pojawił się na włoskiej murawie – raz w styczniu w meczu z Pisą na 45 minut, po czym doznał kontuzji. Wrócił do gry dopiero w maju, ale zaliczył tylko 4 minuty w meczu ze Spezią i na tym jego sezon się zakończył. A przecież łęcznianie nie mogą długo na niego czekać. Jeśli ma on być wzmocnieniem, to zespół potrzebuje go natychmiast. Górnik do tej pory wygrał tylko jeden mecz w 1. lidze i tylko lepszy bilans bramkowy sprawia, że nie znajduje się na ostatnim miejscu.

Oczywiście Jaroszyński nie będzie jedyną osobą odpowiedzialną za to, żeby wydostać zespół z Lubelszczyzny z dołka. Wraz z ostatnim dniem września pracę w roli szkoleniowca zakończył Maciej Stolarczyk. 5 października, w starciu z Miedzią Legnica, zastąpił go dotychczasowy asystent Daniel Rusek. Zrobił to z całkiem niezłym skutkiem, bo pod jego okiem Górnik osiągnął pierwsze zwycięstwo w sezonie. Co więcej, w trakcie reprezentacyjnej przerwy wygrał 4:0 w sparingu ze Stalą Mielec! Władze klubu zdecydowały, że to on pozostanie szkoleniowcem zespołu na stałe. W końcu zna drużynę doskonale, bo współpracuje z nią od lipca 2023 roku. Problem w tym, że trener Rusek nie posiada licencji UEFA Pro. Dlatego Górnik musiał wystosować do PZPN-u prośbę o warunkową zgodę na prowadzenie zespołu przez 35-latka do końca sezonu. Wczoraj piłkarska centrala oficjalnie zaakceptowała wniosek klubu.

Trener Rusek przygotowuje zespół do niedzielnego meczu ze Zniczem Pruszków. To bezpośrednie starcie drużyn, których jedynym celem w tym sezonie będzie utrzymanie.  Jeżeli łęcznianie przegrają, znajdą się na dnie. A choć strata do bezpiecznych miejsc jest niewielka, lepiej na wyższe lokaty patrzeć z innej perspektywy, niż z 18. miejsca.

Kacper Janoszka