Sport

Na Podhalu rehabilitacja

Mecz w Legnicy był dla Ruchu kubłem zimnej wody wylanym na głowę. Teraz trzeba szybko wyschnąć.

Nie wypada przegrać takiego meczu 0:3 – powiedział Szymon Szymański (z prawej). Fot. Paweł Andrachiewicz/PressFocus

RUCH CHORZÓW

Pierwsza połowa nie zapowiadała takiego rozstrzygnięcia. Ruch prezentował się nieco lepiej niż Miedź, ale po przerwie w 20 minut został „poskładany”, kiedy stracił dwa gole i Macieja Sadloka, który w odstępie kilkunastu sekund obejrzał dwie głupie żółte kartki. W końcówce legniczanie przypieczętowali zwycięstwo 3:0. „Niebiescy” ponieśli więc trzecią porażkę w sezonie, za każdym razem tracąc trzy gole. Różnica jest jednak taka, że z obiema Wisłami zawsze coś udawało im się chociaż strzelić.

To było zbyt proste

– Z przebiegu gry to spotkanie nie było aż takie złe – ocenił środkowy obrońca Ruchu Szymon Szymański. – Nie wypada nam jednak przegrać takiego meczu aż 0:3, tym bardziej że w pierwszej połowie byliśmy stroną przeważającą. Nie mieliśmy może zbyt wielu sytuacji, ale mieliśmy mecz pod kontrolą i byliśmy bliżej zdobycia bramki. W przerwie powiedzieliśmy sobie, że musimy to kontynuować, ale wyszliśmy na drugą połowę i spotkanie niestety nie potoczyło się tak, jak chcieliśmy – mówił urodzony w Bielsku-Białej zawodnik, który wyjaśnił także przyczyny porażki. – To był dość "zamknięty" mecz. Musimy wykazywać się większą determinacją i koncentracją przy stałych fragmentach gry. Jest zagranie z piłki stojącej, a my jesteśmy na to nieprzygotowani. Przeciwnik de facto nie gra niczego wielkiego, wrzuca na bliższy słupek i tracimy gola na 0:1, tak samo przy bramce na 0:3  ocenił.

Gol czy nie gol?

Bramkę na 0:2 sprezentował rywalom sam Ruch, bo chcąc rozgrywać piłkę od tyłu, Martin Turk podał do Denisa Ventury, a ten stracił futbolówkę. Słowak nie przypilnował chwilę później główkującego Benedika Mioca, lecz podstawowa sprawa jest inna - czy piłka po odbiciu się od słupka przekroczyła linię bramkową? Szymański wyekspediował futbolówkę byle dalej, ale sędzia uznał gola. Powtórki telewizyjne nie dały odpowiedzi, czy decyzja była słuszna. Żadna z kamer nie była odpowiednio ustawiona, nie było też goal and line technology. 

– Trudno powiedzieć. Wybiłem piłkę instynktownie, skupiłem się na tym, żeby ją jak najszybciej wyekspediować. Szczerze powiedziawszy nie wiem, czy był gol. Z mojej perspektywy było bardzo na styku – powiedział po ostatnim gwizdku Szymański.

Łatwiejszy terminarz

Marnym pocieszeniem dla „Niebieskich” jest fakt porażki z zespołem mającym ambicje na awans, ale przecież Ruch również takie ambicje posiada. Nie będzie jednak czasu na marudzenie, bo już jutro chorzowianie zagrają w Pucharze Polski z trzecioligowym Podhalem Nowy Targ. – Będzie szybka analiza i musimy wyciągnąć wnioski. Nie ma co się załamywać. Przegraliśmy mecz i musimy jak najszybciej wrócić do wygrywania – dodał Szymański. 

W Nowym Targu większą popularnością niż piłka nożna cieszy się hokej, ale Podhale dobrze rozpoczęło rozgrywki III ligi grupy IV, gdzie zajmuje aktualnie fotel wicelidera, ustępując wcale nie tak dawnemu ekstraklasowiczowi, Sandecji Nowy Sącz. – Przed nami dwa spotkania w krótkim odstępie czasu. Z Podhalem Nowy Targ musimy dobrze zagrać i dobrze się napędzić, żeby poprawić się w spotkaniu ligowym ze Stalą Stalowa Wola (w niedzielę – red.). Dobrze, że szybko będziemy mieli czas na rehabilitację – powiedział trener Dawid Szulczek. Co by nie mówić, Ruch czeka teraz nieco łatwiejszy terminarz. Podhale to trzecioligowiec, a Stal to najsłabsza drużyna I ligi. Z kolei potem „Niebiescy” zagrają na Stadionie Śląskim z innym beniaminkiem, Kotwicą Kołobrzeg, która jednak – co trzeba podkreślić – ma aktualnie tyle samo punktów, co Ruch.

Piotr Tubacki