Sport

Na palcach jednej ręki

Z DRUGIEJ STRONY - Michał Zichlarz

Porażka z Portugalią w sobotę była pierwszą w Warszawie poniesioną przez reprezentacyjny zespół Michała Probierza. Nie piszę, że w Polsce, bo przecież reprezentacja już prawie od 2,5 roku nie gra poza stolicą. To już 13 kolejnych gier na PGE Narodowym. A gdzie Stadion Śląski – ostatni mecz to wygrany baraż ze Szwecją w marcu 2022 - a gdzie Poznań, Wrocław, Gdańsk, o Krakowie czy Szczecinie nie wspominając?

W sobotę przed północą, kiedy duża grupa dziennikarzy czekała w mix zonie na piłkarzy, przez miejsce, gdzie przechodzą zawodnicy, przeszedł Henryk Kula, wiceprezes PZPN i szef Śląskiego Związku Piłki Nożnej. Prezesowi Kuli trzeba zadać publicznie jasne pytanie: kiedy reprezentacja Polski zagra w końcu ponownie na Śląskim? I nie mówię tutaj o młodzieżówce.

To inny temat. Przed konfrontacją z Chorwacją na PGE Narodowym trzeba się jednak skupić na aspekcie sportowym. Po wygranej w pierwszym meczu tej edycji Ligi Narodów ze Szkocją była chrapka na coś więcej niż tylko trzecie miejsce w grupie, które zresztą – przypomnijmy – w tej edycji Nations League wcale nie daje, jak w poprzednich trzech, utrzymania. Teraz, zajmując tę lokatę, trzeba będzie grać jeszcze baraż o utrzymanie w gronie najlepszych w Dywizji 1 z zespołem z drugich miejsc w niższej Dywizji, jak na przykład Anglia, Czechy, Austria i Walia. Łatwo więc w ewentualnym barażu nie będzie, a wiemy – z wyjątkiem Walijczyków – że ostatnio nam z nimi szło.

Teraz jednak myślmy o Chorwatach, którzy miesiąc w temu w Osijeku wygrali po efektownej bramce Luki Modricia. To - jak Portugalia - niewygodny dla nas przeciwnik, z którym zmierzyliśmy się dotąd 6-krotnie, a tylko raz wygraliśmy i raz zremisowaliśmy. Pokonaliśmy ich 1:0 w 2006 roku, tuż przed finałami MŚ w Niemczech, na neutralnym terenie w Wolfsburgu, a zwycięską bramkę strzelił wtedy – jak z Portugalią przed 18 laty – „Ebi” Smolarek. Remis 0:0 padł w 2003 roku w Splicie, za kadencji Pawła Janasa. Pozostałe mecze to już wygrane „Vatreni”.

Przykro sobie uzmysłowić, że tych wygranych w rozgrywkach LN nie mamy najwięcej. Można je policzyć wręcz na palcach jednej ręki.  

W pierwszej edycji w 2018 roku dwa remisy i dwie porażki w rywalizacji z Włochami oraz Portugalią. Obie na wyjazdach - w Bolonii i Guimaraes. W 2020 dwie wygrane z Bośnią i Hercegowiną (2:1 i 3:0) i remis z Włochami w Gdańsku. Z Holendrami dwie porażki. Z „Oranje” przegraliśmy też przed dwoma laty, ale w Rotterdamie był wtedy remis – po dobrej grze – 2:2. Z Belgami dwie przegrane, w tym upokarzające 1:6 w Brukseli. W 2022 roku za kadencji Czesława Michniewicz pokonaliśmy dwa razy Walię, a teraz Szkocję. W sumie więc w czterech edycjach pięć wygranych, ale z nie najwyżej notowanymi przeciwnikami. Z tą czołówką – oprócz pojedynczych starć – nie mamy już wiele do powiedzenia.   

Wygrać z Chorwacją przy przebudowywanej kadrze byłoby wyczynem ekipy Michała Probierza. Remis? Też pewnie byłby sukcesem, choć grając u siebie, trudno nie myśleć o wygranej. Skoro Grecy potrafią wygrać na Wembley, a Serbowie remisują z mistrzami Europy Hiszpanami, to postarajmy się też o jakąś przyjemną niespodziankę!