Sport

Na miarę możliwości

Polki po raz drugi z rzędu zakończyły mundial na ćwierćfinale. - Plan minimum wykonały - oceniła Aleksandra Jagieło, dwukrotna mistrzyni Europy.

W starciu z Włoszkami Agnieszka Korneluk i jej koleżanki niewiele miały powodów do radości. Fot. volleyballworld.com

MISTRZOSTWA ŚWIATA

Biało-czerwone w 1/4 finału poprzednich mistrzostw globu po dramatycznym spotkaniu, mając piłki w górze na zwycięstwo, przegrały po tie-breaku z Serbią. Wtedy wynik uznano za sukces. Zwracano uwagę, że pod ręką trenera Stefano Lavariniego rodzi się zespół zdolny do nawiązania do sukcesów „Złotek” Andrzeja Niemczyka, mistrzyń Europy z 2003 i 2005 roku. Co roku Polki robiły krok w przód. Dwa razy z rzędu wywalczyły brąz Ligi Narodów i przede wszystkim po 16 latach wystąpiły w igrzyskach olimpijskich, w ubiegłym roku w Paryżu. Potwierdzeniem przynależności do światowej czołówki miały być obecne mistrzostwa świata. Nasze siatkarki do Tajlandii leciały z wielkimi nadziejami, zapowiadały walkę o medale. Niestraszne były im nawet Włoszki, mistrzynie olimpijskie z Paryża, na które zgodnie z drabinką turnieju miały trafić w ćwierćfinale.

Skończyło się rozczarowaniem, bolesną porażką z Włoszkami. Mecz trwał zaledwie 67 minut! – Mistrzynie olimpijskie pokazały klasę – szczerze przyznała kapitan polskiej kadry, Agnieszka Korneluk. - Włożyłyśmy w ten mecz serce, walczyłyśmy. Jest to kolejna gorzka lekcja, jaką dostałyśmy od Włoszek, bo po raz kolejny przegrywamy z nimi 0:3 – dodała.

Biało-czerwone tylko raz, w drugim secie, były w stanie nawiązać wyrównaną walkę. Wydawało się nawet, że złamią rywalki, bo nie tylko zniwelowały stratę, ale nawet wyszły na prowadzenie. Zawodniczki z Italii szybko jednak rozwiały złudzenia. - Były momenty naprawdę wyrównanej walki, choć to rywalki finalnie były lepsze. Szkoda, ale jeśli mamy z kimś przegrać, to tylko z Włoszkami, bo chyba nikt nie ma wątpliwości, że to właśnie one w tym roku zdobędą mistrzostwo świata. Wiemy nad czym mamy pracować i jestem pewna, że ta wiedza zaprocentuje na przyszłość – przekonywała Aleksandra Gryka, środkowa polskiego zespołu. 

– Włoszki są na najwyższym poziomie od paru lat, my dopiero tam wchodzimy. Nasze spotkania z nimi wyglądają coraz lepiej, ale jeszcze nie możemy wygrać. To jest nasz cel, do tego dążymy i ciężko pracujemy, by im dorównać – wtórowała jej przyjmująca Martyna Łukasik.

Pożegnaniem z mistrzostwami świata zakończył się dla Polek sezon reprezentacyjny. – Nasza kadra zdobyła brąz Ligi Narodów i osiągnęła ćwierćfinał mundialu, wiec plan minimum został wykonany. Nie czuję też rozczarowania porażką z Włoszkami. One były przecież zdecydowanymi faworytkami. Oczywiście każdy miał przed ćwierćfinałem nadzieję, że sprawimy niespodziankę. Wynik 1:3 czy 2:3 wyglądałby z pewnością lepiej. Jednak Włoszki wyszły na boisko bardzo skoncentrowane, od początku przejęły inicjatywę. Do tego doszły nasze błędy. Musimy też pamiętać, że po roku olimpijskim w naszej kadrze doszło do wielu zmian. Sporo dziewczyn brakowało. Do tego nałożyły się kontuzje… Nie ma więc co rozpaczać – oceniła Aleksandra Jagieło, mistrzyni Europy z 2003 i 2005 roku.

Zdaniem kolejnej dwukrotnej mistrzyni Europy, Magdaleny Śliwy, w mistrzostwach świata Polki miały spore kłopoty z utrzymaniem wysokiego poziomu o czym świadczą m.in. wygrane  dopiero po tie-breakach z Niemcami i Belgią, czy stracone sety ze słabiutkimi Wietnamem i Kenią. - Gra naszych dziewczyn, co zaznaczałam już na początku mistrzostw, niestety falowała. Nie były w stanie utrzymać koncentracji przez cały mecz czy nawet przez całe sety. To falowanie i okresy dekoncentracji powodowały, że mecze się tak przedłużały. Generalnie z wyniku na pewno jestem bardzo zadowolona, bo tak trzeba ocenić ćwierćfinał – stwierdziła była świetna rozgrywająca. Jej zdaniem Włoszki zagrały na bardzo wysokim poziomie. - Serce chciałoby, żeby dziewczyny wygrały, nawet 3:2, bo w tych horrorach mamy dużo szczęścia. By jednak „poszarpać” Włoszki, dziewczyny musiałyby mieć trudną zagrywkę i blok, z którego słyniemy. Niestety, tego zabrakło – dodała.

Na naszej rozgrywającej wielkie wrażenie zrobiła atakująca Italii, Paola Egonu. - Najgorsze jest to, że kiedyś cały czas atakowała, ale teraz, choć też jest mocno eksploatowana, to tak się rozwinęła, że atak wzbogaciła o „kiwki”, „plasy” czy inne niekonwencjonalne zagrania. Ona gra dużo lepiej niż kiedyś, a pozostałe dziewczyny jej w tym pomagają – przyznała Śliwa.

(mic)