Na miarę Ligi Mistrzów
Angielscy kibice mocno się zdziwili, kiedy przyjechali na stadion, na który ich skierowano.
Czegoś chyba brakuje przed słowem „arena”... Fot, PAP/Jakub Kaczmarczyk
Kibiców Chelsea we Wrocławiu martwiło przed finałem Ligi Konferencji jedno. Do tej pory, gdy finał klubowych pucharów UEFA był rozgrywany w Polsce, zawsze wygrywały drużyny z Hiszpanii. Wczoraj przeciwnikiem Anglików był Real Betis, który liczył na podtrzymanie iberyjskiej dominacji w Polsce.
Ten stadion jest niegodny!
W Warszawie w 2015 roku finał Ligi Europy wygrała Sevilla. W Gdańsku w 2021 r. w finale LE zwyciężył Villarreal. Nawet w Superpucharze Europy – na stołecznym Stadionie Narodowym – triumfatorem został Real Madryt. Nic dziwnego, że fani Chelsea nerwowo patrzyli na hiszpańskiego rywala w polskim finale... Poza tym wrażenia przyjezdnych kibiców londyńskiego klubu były ograniczone przez postrzeganie związane z obiektem, gdzie odbywał się „Wroclaw Final 2025”. Gdy po raz pierwszy go zobaczyli, nie zaimponował im i uważali go za... niewystarczająco godny, aby został wykorzystany przy tak dużej imprezie.
Dopiero po pewnym czasie Anglicy zrozumieli, że przywieziono ich... na stadionik... Parasola Wrocław. Byli zdziwieni także boiskiem, które znajdowało się obok Parasola, z innymi bramkami – gdzie występują gracze KS Rugby Wrocław. Skąd takie zamieszanie? Na Stadionie Sportowym „Lotnicza” zorganizowano bowiem strefę kibiców Chelsea. Stosunkowo bliżej na finał mieli kibice Betisu, których strefa została zorganizowana na ul. Królewieckiej, także niedaleko głównej areny. Ogólna strefa kibica znalazła się na rynku.
Skomplikowane nazewnictwo
Finał można więc było celebrować będąc tuż obok wielu miejskich zabytków, gdzie dodatkowo odbył się Fan Festival z okazji decydującego meczu Ligi Konferencji, pod Starym Ratuszem, otwartym dla wszystkich, nie tylko kibiców klubów grających w finale. Kibice na finał wyruszali więc z różnych części miasta. Na niepewność miłośników Chelsea wpłynął fakt, że nie rozpoznali nazwy obiektów, których poprzednio prawie nikt z nich nigdy nie odwiedził. Stadion na ul. Lotniczej był tylko jednym z kilku, o którym w międzyczasie słyszeli. Nawet w oficjalnych materiałach przygotowanych na finał przez organizatora używano różnych nazw w odniesieniu do areny finałowej. Nie ułatwiał fakt, że nazwa „Stadion Miejski” została użyta jako pierwsza podczas meczów na Euro 2012. Alternatywnie mówiono również Stadion Wrocław. Tę nazwę faworyzuje obecnie UEFA, ale trzeba było jeszcze wspomnieć o „Wrocław Stadion”, czyli o stacji kolejowej znajdującej się obok obiektu. Z kolei tramwaje i autobusy zatrzymują się na przystanku Tarczyński Arena (Lotnicza) oraz Tarczyński Arena (Królewiecka). To tylko komplikuje sprawę.
UEFA nie uznaje innych sponsorów niż ci, którzy podpisali kosztowne umowy z nią samą. Z tego powodu odmawia reklamowania firmy, która wykupiła prawo do nazwy głównego stadionu we Wrocławiu. Unika jakiegokolwiek słowa o tym sponsorze.
Puchar Europy Wschodniej
Bez wątpienia jednak stadion imponuje. Wrocław pokazuje spory postęp, jeśli chodzi o prestiż finału Ligi Konferencji. Bliżej mu wręcz do finałów Ligi Mistrzów i Ligi Europy, a nie do lekceważonego odłamu głównej części pucharowej rodziny. Pomógł w tym fakt znacznego zwiększenia pojemności obiektu finałowego. Stadion we Wrocławiu może pomieścić ok. 45000 osób, ale tym razem ograniczono go do 41300 z powodów bezpieczeństwa. Poprzednie finały Ligi Konferencji oglądało natomiast 19597 widzów w 2022 w Tiranie, 17363 w 2023 w Pradze i 26842 w 2024 w Atenach.
Do tej pory jest to więc impreza... wschodnioeuropejska. Grecy rzecz jasna dodadzą, że południowo-wschodnia, tym bardziej ze ich wielcy rywale z Turcji będą gospodarzami finału w Stambule w 2027 roku, po Lipsku, w którym za rok odbędzie się pierwszy finał Ligi Konferencji na „Zachodzie” (rzecz jasna biorąc też pod uwagę, że miasto to było w przeszłości w NRD, a nie po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny).
Może kiedyś UEFA wprowadzi trochę więcej lokalnego kolorytu w swoje finałowe wydarzenia. We Wrocławiu bardzo plątała się z językiem polskim i kazała wszystko tłumaczyć na angielski. Czasem oficjalnie zwracano się do WrocŁawia, a czasem do WrocLawia. Zawsze był zaś finaL, a nie finaŁ. Jednakże gdy w środę na Dolnym Śląsku lunął deszcz, takie sprawy stały się natychmiast mniej znaczące. Przynajmniej kibice Chelsea cieszyli się, że przeznaczono dla nich południową część obiektu. Umożliwiło im to wstęp przez Niebieskie Wejście, całkowicie pasujące do The Blues, czyli Niebieskich. Tym czasem północna część trybun potrzebowała skorzystać z Czerwonego Wejścia, co w połączenie z zielonymi kolorami Realu Betis bardzo przypominało barwy lokalnego klubu, czyli Śląska Wrocław.
Niestety, po spadku z ekstraklasy Śląska to raczej nie pocieszy.