Pora na nowe rozdanie – przekonuje nasz były bramkarski as. Fot. Adam Starszyński/Pressfocus.pl

Na liście oczekujących

Rozmowa ze Sławomirem Szmalem, kandydatem na prezesa Związku Piłki Ręcznej w Polsce


Ponoć nie pojawił się jeszcze żaden inny kandydat na prezesa...

- Oznajmiłem bardzo wcześnie, że będę startował na prezesa federacji, a do tej pory się to nie zdarzało w Związku Piłki Ręcznej w Polsce. Jeszcze jest czas, być może jednak pojawi się jakiś konkurent – przypomina nasz były reprezentacyjny bramkarz, a także wiceprezes odpowiedzialny w ZPRP za sprawy szkolenia, który przed zasłużonym, acz krótkim urlopem podzielił się z nami informacjami na temat swojego programu wyborczego. - Jesteśmy już po wybraniu delegatów w okręgach, teraz moją pracą muszę przekonać delegatów do siebie. Jeśli chodzi o kolegów, z którymi grałem, to wydaje mi się, że wszyscy mnie popierają. Ale to są koledzy, tymczasem ważne jest, by zachęcić środowisko piłki ręcznej, czyli prezesów Superligi, jak i okręgowe związki, do zagłosowanie na mnie. Potrzebujemy nowych, młodych ludzi. Tu nie chodzi jedynie o Sławomira Szmala, bo aby odnieść sukces, wszyscy musimy być jedną drużyną.

Celem numer jeden pana kadencji będzie...

- Głównym celem, jaki przed sobą postawiłem, to są dzieci i młodzież. Zbudowanie fundamentu piłki ręcznej w Polsce. Już w trakcie mojej pracy w zarządzie - jako wiceprezes - na tym zadaniu się głównie skupiałem. Oczywiście ważne są też reprezentacje, ale żeby mieć mocną reprezentację, musimy mieć młodzież, która będzie chętnie uprawiała piłkę ręczną. Do ważnych zadań zaliczam także promocję dyscypliny, szczególnie wśród dzieci i młodzieży, powrót piłki ręcznej do programów nauczania Ministerstwa Edukacji Narodowej, większy przepływ pieniędzy i wsparcie inicjatyw dla lokalnych ośrodków piłki ręcznej oraz rozbudowę programu szkoleń dla sędziów, delegatów, trenerów i nauczycieli WF-u. Musimy szkolić trenerów, pozyskiwać nowych i otwierać nowe ośrodki. Ważne, żeby była szeroka rzesza klubów i drużyn w piłce ręcznej.

Ten temat od dawna, a może od zawsze, funkcjonuje w piłce ręcznej.

- No tak, poruszamy go ciągle. To jest kwestia zbudowania mocnego środowiska. Tu nie ma złotego środka, który by pozwolił w ciągu dwóch lat wrócić na podia mistrzostw świata czy Europy. Ale są pomysły na to. Ważna jest też współpraca ze sponsorami, ministerstwem sportu, by było wsparcie i akceptacja z ich strony.

Z ministrem sportu Sławomirem Nitrasem już pan o tym rozmawiał?

- Jeszcze nie. Wpisałem się na razie na listę oczekujących na spotkanie z ministrem i czekam cierpliwie.

Od lat do zarządu dostawali się in gremio sędziowie, a nie taka chyba powinna być ich rola w dyscyplinie?

- Ależ sędziowie też są części naszej dyscypliny. Wszyscy musimy mówić wspólnym językiem. Ważna jest tak samo ich promocja, aby sędziowali na najważniejszych imprezach, by mocno zaznaczali swoją obecność w światowych czy europejskich strukturach sędziowskich. Trzeba w tym pomóc, lobbować, promować, to równie ważne zadanie dla nas.

Za kadencji prezesa Andrzeja Kraśnickiego byli sponsorzy, federacja miała się w miarę dobrze ekonomicznie. Teraz dochodzą słuchy, że w związku jest trochę gorzej z finansami?

- Sytuacja jest taka, że mamy podpisaną umowę z Orlenem o przedłużenie umowy sponsorskiej. Zobaczymy, jaka będzie decyzja koncernu. Drugim ważnym sponsorem jest Ministerstwo Sportu, ale na tym nie można spocząć. Staramy się o uzyskanie środków na szkolenie trenerów. Uzyskaliśmy dobrą ocenę w konkursie, dlatego kilku trenerów wyjedzie za granicę na staże. Ale sponsorów i pieniędzy trzeba cały czas szukać.

Chociażby dla większości trenerów, którzy są ubogimi krewnymi szkoleniowców z innych dyscyplin, że o piłce nożnej nie wspomnimy?

- Zdecydowanie, bo na razie większość trenerów pracujących u podstaw to są pasjonaci, a powinni być dobrze wynagradzanymi fachowcami, żeby móc czegoś od nich oczekiwać, bo w każdej dyscyplinie sportu stagnacja, to jest tak naprawdę regres. Jakość szkolenia i warunki dla trenerów są bardzo istotne, bo to trenerzy są najważniejsi w tym łańcuchu wprowadzenia dyscypliny na wyższy poziom. Oni na początku przyciągają dzieci do naszej dyscypliny i na kolejnych etapach wpływają na jej rozwój, jej format i wymiar. Musimy też otworzyć się, podobnie jak piłka nożna czy siatkówka, na akademie. Tutaj też ważną rolę przewiduję dla rodziców, którzy w jakiejś części muszą sponsorować swoje dzieciaki, jak to dzieje się za granicą. Tak zresztą wygląda to i w Polsce, gdzie piłkarskie akademie są sponsorowane również przez rodziców.

Sporo chaosu jest w Superligach, zwłaszcza u kobiet. Ma pan tak dobrze zmonitorowaną żeńską działkę, tak jak męską? Przecież to są dwa różne światy...

- Muszę przyznać, że do tej pory skupiałem się na męskim segmencie. Zdaję sobie jednak sprawę, że i paniom trzeba będzie poświęcić tyle samo czasu co panom. Problem zasadniczy jest w tym, że mamy za mało drużyn. To jest ten fundament, o którym mówiłem. Im starsze roczniki, tym mamy mniej drużyn, a co za tym idzie ten czub nie jest za mocny. Uważam jednak, że w żeńskiej piłce ręcznej jest duży potencjał, bo dziewczyny chętnie uprawiają tę dyscyplinę, choć zdaję sobie sprawę, że jak dorastają, to często szukają innych miejsc w życiu. To jest naturalnie normalne zjawisko, dlatego ważne jest stworzenie oferty, by dziewczęta już jako dorosłe kobiety nie porzucały piłki ręcznej. I przedstawienie dobrej oferty dla klubów, by szkolenie w nich było utrzymywane na dobrym poziomie.

Gdy reprezentacje dobrze grają, osiągają wyniki, to natychmiast rośnie w kraju zainteresowanie piłką ręczną. Tylko że męska reprezentacja w ćwierćfinale wielkiej imprezy nie była od igrzysk w Rio de Janeiro (2016). Panie były czwarte na mistrzostwach świata rok wcześniej. Sukcesów nie odnoszą juniorzy ani młodzieżowcy...

- Na pewno kołem zamachowym są reprezentacje, tylko jeżeli my nie zbudujemy dołów, profesjonalnego systemu szkolenia, nie spopularyzujemy dyscypliny, to możemy czekać kolejne dekady na medale, czy mocne reprezentacje. Zdajemy sobie z tego sprawę, choć na funkcjonowanie szkolenia w klubach mamy mały wpływ.

Jest pan zadowolony z wyników męskiej kadry sytuującej się w drugiej połowie drugiej dziesiątki Europy i świata?

- One są stabilne. W ostatnich trzech, czterech latach za wiele się nie zmieniają. Najważniejsze, aby nie było problemów z awansem na najważniejsze turnieje rangi mistrzowskiej. Do tych na szczęście łapiemy się ostatnio, choć życzyłbym sobie, byśmy już walczyli o pierwszą dziesiątkę. Myślę, że w najbliższym czasie będą dołączali do pierwszej reprezentacji zawodnicy z nowego pokolenia, a mamy w kraju talenty. Przed nami są młodzieżowe mistrzostwa świata U-21 mężczyzn w 2025 roku w Polsce. To jest rocznik bardzo utalentowany, jestem przekonany, że kilku z tych chłopaków dobije się szybko do najważniejszej kadry.

No to jest pan dużym optymistą.

- Ja w ogóle jestem optymistą. Jestem osobą, która szuka rozwiązań, a nie skupia się na problemach. Wydaje mi się, że mam trzeźwą diagnozę, w jakiej sytuacji jest piłka ręczna i zrobię wszystko, by ją znów wyprowadzić na głębsze wody.

Dla Bogdana Wenty jest miejsce w Pana układance?

Rozmawiałem o tym z Bogdanem, ale Bogdan ostatecznie jeszcze się nie określił.

Rozmawiał Zbigniew Cieńciała

Jak wybiorą?

Prezesa ZPRP wybiera walne zgromadzenie, na którym delegata ma każdy klub Orlen Superligi kobiet (9) i mężczyzn (14), wojewódzkie związki piłki ręcznej (16) oraz będące niejako ich przedłużeniem kluby niższych lig, którym przypada jeden głos na każdych dziesięć w okręgu (39). To tzw. teren. Każdy delegat ma bierne i czynne prawo wyborcze. Kandydata na prezesa można zgłosić nawet podczas wyborczego zjazdu.