Sport

Na dobrą pogodę

Pozytywów za ubiegły sezon trzeba w Cracovii szukać za świecą.

Dla trenera Jacka Zielińskiego miniony sezon skończył się kilka tygodni wcześniej. Fot. Adam Starszyński/PressFocus


Na dobrą pogodę

Pozytywów za ubiegły sezon trzeba w Cracovii szukać za świecą. 


Rozgrywki 2023/24 na pewno przejdą do historii pięciokrotnego mistrza Polski, ale nie ze względu na to, co działo się na boisku. Na pierwszy plan wybijają się tragiczne wydarzenia z udziałem człowieka, który „Pasy” postawił na nogi, a potem przez dwie dekady zarządzał klubem. Wypadek, potem tygodnie spędzone przez prof. Janusza Filipiaka w szpitalu, a w końcu śmierć zakończyły pewną epokę nie tylko w krakowskiej piłce. Sezon zapowiadał się na trudny, bo właściciel i prezes musiał zacisnąć pasa, ale nikt nie spodziewał się tak dramatycznego scenariusza, który miał wpływ na postawę sportowców i innych pracowników klubu. 

Brak regularności

Celem trenera Jacka Zielińskiego, zwolnionego po kwietniowym remisie z ŁKS-em Łódź, było poprawienie pozycji z poprzedniego sezonu. Choć początek był niezły, szybko okazało się, że krakowianie będą musieli patrzeć nie na górną połowę tabeli, a za siebie. Byli „mistrzami remisów” i ustąpili w tej statystyce tylko Piastowi Gliwice. U siebie i na wyjeździe dzielili się punktami niemal w równych proporcjach – odpowiednio siedem i osiem razy. U siebie przegrywali lub remisowali z zespołami, które powinny być w ich zasięgu. O takich zespołach jak Cracovia mówi się „drużyna na dobrą pogodę”. Wygra, kiedy świeci słońce, wszystko jej wychodzi, rywal jest osłabiony. Z kolei trudności często kończyły się nerwowością i niesatysfakcjonującym wynikiem. O utrzymanie trzeba było walczyć do przedostatniej kolejki z powodu braku regularności, nieumiejętności „przepychania” spotkań czy „dobijania rywali”. Gdy krakowianie mieli coś na tacy, często tego nie brali. 

Wiatr zmian

Gdyby Janusz Filipiak dziś żył, nie poznałby swojego klubu. On zarządzał  głównie jednoosobowo, teraz są budowane struktury. Comarch zatrudnił w jego miejsce zawodowego prezesa Mateusza Dróżdża, który zapowiedział zmiany w funkcjonowaniu klubu i na razie dość konsekwentnie je wprowadza. Menedżer, pracujący niegdyś m.in. w Zagłębiu Lubin i Widzewie Łódź, zapowiedział profesjonalizację działu sportowego, marketingu, komunikacji i zmiany w dniu meczowym. Choć w rundzie wiosennej zespół długo nie pomagał Dróżdzowi osiąganymi wynikami, wciąż ma poparcie większości kibiców. Hasło „Cracovia od nowa” jest wcielane w życie, jednak czasami można parsknąć śmiechem. Pozytywne nakręcanie środowiska kibiców i chwalenie się nie jest niczym złym, ale trzeba mieć umiar i choć trochę skromności. W ubiegłym tygodniu klub powitał nowego sponsora, przedstawiając go w czasie konferencji prasowej, która była transmitowana na YouTube. Pracownicy i władze Cracovii zrobiły z tej formy niemal historyczne wydarzenie. Tymczasem spotkania z mediami, w czasie których ogłaszani byli sponsorzy, były już organizowane. Co więcej – właśnie w czasie konferencji przedstawiani był Filipiak i jego Comarch, gdy zaczęli się angażować w klub. 

Znak zapytania

Dróżdż postanowił nie zmieniać trenera i przygotowania do nowego sezonu powierzyć 35-letniemu Dawidowi Kroczkowi, który zdołał utrzymać zespół w ekstraklasie po rozstaniu z Zielińskim. Pod wodzą przedstawiciela nowej generacji szkoleniowców drużyna rozegrała tak rożne mecze, że trudno wyrobić sobie o nim opinię. Radosław Mroczkowski, w pewnym sensie mentor Kroczka, chciał, by dać mu prawdziwą szansę. Pojawiła się, ale przy jego nazwisku nadal trzeba stawiać duży znak zapytania. Zespół wymaga kilku konkretnych wzmocnień, które mogą ułatwić pracę młodemu trenerowi. 

Michał Knura

 

STRZELCY (45):

9 - Kallman, 6 - Rakoczy, 5 - Atanasov, 4 - Ghita, Knap, Makuch, 3 - Jaroszyński, 2 - Glik, Kakabadze, 1 - Bitri, Hoskonen, Olafsson; [samobójcze] - Abramowicz, Cestor (obaj Radomiak), Janicki (Górnik).

  

PLUS

FIŃSKI STRZELEC

Benjamin Kallman był autorem 20 procent goli Cracovii, przy kilku asystował, utrudniał życie obrońcom. Silny i szybki napastnik zaprezentował się znacznie lepiej niż w swoim pierwszym sezonie na boiskach ekstraklasy. Lepszą skutecznością wykazał się tylko w 2021 roku, kiedy zaliczył 14 trafień dla FC Inter Turku.


MINUS

CIEŃ REPREZENTANTA 

Kamil Glik jest najlepszym przykładem na to, że polska liga wcale nie jest taka słaba. Jeżeli ktoś myślał, że zaliczy do ekstraklasy powrót choć w połowie tak dobry jak Kamil Grosicki, to bardzo się rozczarował. Nie można mu odmówić zaangażowania, ale jeszcze przez rok ważny kontrakt jest problemem dla klubu.