Muszą się wstydzić
GKS Tychy nawet w pucharowej konfrontacji z II-ligowcem nie potrafił się przełamać, ale kibice nadal wierzą i mają nadzieję na lepsze jutro.
W Tychach ciągle słychać tę samą gadkę. Przed pucharowym środowym meczem z Olimpią Grudziądz (II-ligowym średniakiem) trener GKS-u zapewniał, że dla jego drużyny jest to bardzo ważny mecz, bo zespół chce zaistnieć w Pucharze Polski. - Jedziemy tam bardzo zmotywowani, po zwycięstwo i żeby pokazać, że idziemy w dobrą stronę – mówił Artur Skowronek. – Chcemy budować siebie, między innymi tym meczem. Pełna gotowość, pełna energia. Będziemy robić wszystko, żeby na boisku wyszli piłkarze w najlepszej formie.
Jaki był efekt? Przypomnijmy - trójkolorowi przegrali 2:4 i swoją postawą na murawie w Grudziądzu sprawili, że fani – nie tylko ci, którzy wybrali się w 450-kilometrową podróż i dopingowali swój zespół – wstydzili się przed piłkarską Polską. Na oficjalnym fanpage’u pojawiło mnóstwo krytycznych komentarzy na czele z wpisem kibica Łukasza Piegata: „A swoją drogą skąd się biorą ludzie którzy z własnej nieprzymuszonej woli jadą za takimi dziadami tyle kilometrów i jeszcze muszą się za te ofermy wstydzić” (pisownia oryginalna).
Niezadowolony trener
- Jestem zły – stwierdził na konferencji prasowej po przegranym pucharowym meczu w Grudziądzu opiekun tyszan. – Na pewno żałuję, bo pomimo trudnych momentów dwa razy prowadziliśmy w tym spotkaniu. Nie pokazaliśmy jednak kultury gry, utrzymania się przy piłce, spokoju, złapania jeszcze większej pewności siebie, płynności. Nie wyglądaliśmy po prostu dobrze piłkarsko. Dlatego Olimpia doprowadzała do wyrównania, a później spotkanie stało się tak otwarte, że mieliśmy jeszcze więcej problemów.
Przed meczem kończącym 11 kolejkę znowu padają słowa o pełnej gotowości i mobilizacji oraz o konieczności przełamania złej passy, bo jedno zwycięstwo w dziesięciu dotychczas rozegranych kolejkach nikogo nie zadowala. Obojętnie, jakich tym razem słów użyją zawodnicy i członkowie sztabu szkoleniowego, tak naprawdę liczyć się będzie tylko wynik dzisiejszego starcia z zajmującą piąte miejsce Stalą Rzeszów.
Ubiegłoroczne zwycięstwa
Wprawdzie w historycznych statystkach tyszanie mają dużą przewagę, bo w dziesięciu starciach wygrali sześciokrotnie i cztery razy zremisowali. Jednak nawet dwa zwycięstwa z poprzedniego sezonu wydają się mocno oddalone w czasie. Patrząc na aktualną dyspozycję GKS-u Tychy w tym sezonie trudno uwierzyć, że jesienią ubiegłego roku, w drugiej kolejce, tyszanie wygrali na wyjeździe z rzeszowianami 2:1. Następnie w 19. serii gier u siebie pokonali Stal 2:0. Po 287 dniach od tego momentu Stal jest w strefie barażowej, a GKS zyskał miano mistrza… remisów. Jeżeli nadal tak się będzie spisywał, blisko mu będzie do grona zespołów, które już niebawem zostaną zaliczone do grupy walczących o utrzymanie.
Karta się odwróci
Gdzie więc szukać iskierki nadziei na to, że los tyskiej drużyny może się odmienić? Na pewno nie w kolejnych słowach, bo przecież Marcin Szpakowski przed wyjazdem do Grudziądza na pucharowy mecz z II-ligową Olimpią stanął przed kamerą i twierdził: „Jedziemy tam, żeby wygrać”. Mimo to fani trójkolorowych wierzą, że karta się odwróci. Mają nadzieję, że to już od spotkania ze Stalą w Rzeszowie GKS Tychy rozpocznie zwycięski marsz, a ci, którzy siedzą w futbolu po same uszy i znają przewrotność piłki nożnej, na pewno nie powiedzą, że jest to niemożliwe.
Jerzy Dusik