Mikaelowi Ishakowi (w środku) nie udało się strzelić gola w czwartym meczu z rzędu. Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus.pl


Mur w „Pasy”

Cracovia nie straciła gola po raz pierwszy od 7 spotkań i wywiozła cenny punkt z Poznania.


Lech został wiceliderem, ale 40 tys. kibiców przyjęło remis gwizdami. Krakowianom wypadło aż 3 piłkarzy z defensywy. Z powodu kontuzji zagrać nie mogli bramkarz Madejski oraz środkowi obrońcy Bitri i Hoskonen. Gospodarze mogli się przygotować na nieobecnego za kartki Salamona, drobny uraz wyeliminował zaś Marchwińskiego. Od początku było widać, że faworyt chce wygrać ze wszelką cenę, a goście nie pogardzą punktem na trudnym terenie i spróbują zaskoczyć z kontry. Nisko ustawiona Cracovia pierwszy raz groźniej zaatakowała po 20 minutach, kiedy strzał z pola karnego Kallmana został zablokowany, a z dalszej odległości Atanasov nie trafił w bramkę. Później snajper gości zmarnował wyśmienitą okazję po podaniu Makucha, kiedy nawet nie dał Mrozkowi szansę na interwencję.

Najlepszym graczem „Pasów” był Hroszszo, który obronił kilka groźnych piłek, w tym sytuację sam na sam z Ishakiem, którego penetrującym podaniem „znalazł” Anderson. Raz Słowaka uratował słupek, kiedy po dośrodkowaniu do nadbiegającego z prawej Czerwińskiego ryzykowanie zatrzymywał Olafsson.

Po przerwie „Kolejorz” nadal bił głową w mur. Zawodnicy trenera Rumaka zbyt często zwalniali akcje i trudno było coś zdziałać przeciwko broniącym prawie całym zespołem przyjezdnym, którzy od czasu do czasu szukali swojego szczęścia na połowie rywala. Niewiele dały też zmiany, choć nowi z różnym skutkiem starali się rozruszać grę. Po wstrzeleniu Douglasa blisko „swojaka” był Glik. Potem Ba Loua źle zagrywał wzdłuż bramki do Velde, gdy udało się złapać Cracovię w nieco wyższym ustawieniu.

Michał Knura