Mundialu życzę nam wszystkim
Rozmowa z Janem Urbanem, selekcjonerem reprezentacji Polski
Jan Urban w trakcie ligowego meczu Lech – Cracovia. Selekcjoner uważnie śledzi polską ekstraklasę. Fot. Paweł Jaskółka / Press Focus
Ma pan... najciekawszy zawód w Polsce. Całe społeczeństwo interesuje się tym, co robią papież, prezydent i selekcjoner piłkarskiej reprezentacji. Przed nami eliminacje do mundialu – z Holandią na wyjeździe i z Finlandią na Stadionie Śląskim. Czy odczuwa pan narastającą presję?
– Ostatnio, kiedy się budzę, to zastanawiam się, gdzie jestem (uśmiech). Tych wyjazdów jest tak dużo… Spotykamy się raz w tygodniu ze sztabem w Warszawie. Ktoś jedzie na mecze ligowe w Polsce, ktoś inny za granicę. Grają europejskie puchary, więc kogo możemy zobaczyć, to oglądamy. Musimy monitorować piłkarzy – jak najczęściej i jak najwięcej. Trochę mnie martwi, że musimy brać pod uwagę zawodników, którzy w klubach mało grają.
W najbliższych meczach eliminacji najważniejsze są punkty...
– Tak, tak… Nie oszukujmy się: punkty są niezbędne do awansu na mistrzostwa świata.
Pana sztaby trenerskie zawsze były zgrane, dbał pan o atmosferę. Do tego reprezentacyjnego trafił Jacek Magiera. Co spowodowało, że pomyślał pan właśnie o tym szkoleniowcu?
– Znamy się z Jackiem ze wspólnej pracy w Legii Warszawa. Zawsze chciałem mieć sztab różnorodny, zarówno pod względem wiekowym, jak i stricte sportowym. W Górniku miałem byłych zawodników i tych, co nie grali, miałem starszych, w średnim wieku i młodszych. Teraz jest podobnie. Z bramkarzami trenuje nasz doświadczony Józiu Młynarczyk (razem grali na MŚ w Meksyku w 1986 roku – przyp. red.), który jest przecież historią naszej piłki. Trenerem bramkarzy jest też Andrzej Dawidziuk. Jest Cesar Sanjuan-Szklarz, trener przygotowania fizycznego (z urodzonym w Polsce, a wychowanym w Meksyku szkoleniowcem Urban współpracował w Legii, Lechu i Górniku – przyp. red.), są dwaj moi asystenci, młodszy i starszy. Myślę o Marcinie Prasole, który pracował w klubach samodzielnie i był asystentem w sztabie reprezentacyjnym Adama Nawałki, i właśnie o Jacku Magierze, który ma doświadczenie z pracy w klubach i z reprezentacją U-20, którą w 2019 roku prowadził podczas mistrzostw świata. Mnie w sztabie chodzi przede wszystkim o różnorodność opinii. Każdy ma własny punkt widzenia, każdy spojrzy na zagadnienie z innej strony. To wszystko daje mi do myślenia. Może ktoś ma rację, może o czymś nie pomyślałem, a ktoś ze sztabu z własnym spostrzeżeniem trafił w punkt i należy to przeanalizować… Właśnie to jest najważniejsze, bo – nie oszukujmy się – nie chodzi o jakość treningów, ponieważ w reprezentacji Polski właściwie nie ma na nie czasu. Weźmy najbliższe zgrupowanie reprezentacji, które odbędzie się w Katowicach. Spotkamy się w poniedziałek, 1 września. We wtorek zaczną się – w cudzysłowie – treningi, podczas których omówimy najważniejsze sprawy, a w czwartek gramy pierwszy mecz. Za wiele nie można zrobić, ale na pewno można podyskutować na temat składu, jego wyboru czy w jaki sposób grać. Będę wsłuchiwał się w różne głosy mojego sztabu.
Jest pan jednym z niewielu selekcjonerów reprezentacji Polski, którzy jako piłkarze byli zorientowani ofensywnie. Obrońcami byli Jacek Gmoch, Antoni Piechniczek i Fernando Santos, bramkarzem Czesław Michniewicz, pomocnikami Adam Nawałka czy Michał Probierz. Napastnikiem był Henryk Apostel, selekcjoner pod koniec lat 90., w napadzie grał też przecież Zbigniew Boniek, z kadrą przez krótką chwilę. Pan był ofensywnym pomocnikiem i napastnikiem. Lubi pan ładną, ofensywną grę, ale czy to – w kontekście reprezentacji – jest dla pana ważne?
– Fajne jest to podkreślenie: ofensywny pomocnik, napastnik – tego i tego po trochu (uśmiech). Często słyszę: „Jan Urban, napastnik”. Powiedziałbym raczej: „Jan Urban, pomocnik”. Napastnikiem byłem tylko w Hiszpanii, a tak całe życie grałem jako pomocnik na lewej stronie. Wracając do pytania: selekcjonerzy, którzy byli napastnikami, rzeczywiście rozumieją futbol ofensywny. Nie zapominają oczywiście o defensywie, bo dom budujemy jednak od fundamentów. Wiadomo, że chodzi o to, żeby nie tracić dużo bramek, ale gdyby ktoś mnie zapytał: „Wolisz 1:0 czy 4:3?”, zawsze wybiorę to drugie. Chodzi przecież o widowisko – to jest to, czego oczekuje kibic. Wtedy jest połączenie efektywności z widowiskowością. Piłka to biznes, w którym chodzi o to, żeby wygrywać. Jednak właśnie to połączenie jest najtrudniejsze. Kolejna sprawa – jako trener wychowałem się w Hiszpanii, mam tamtejsze papiery trenerskie. Piłka hiszpańska zawsze mi się podobała, choć muszę podkreślić, że kiedy grałem w tamtejszej lidze, to nie była wcale taka sama jak w ostatnich latach. To była Furia Roja, w której nie było tyle gry kombinacyjnej, tyle gry technicznej, co obecnie.
No i nie było sukcesów Hiszpanów w wielkich imprezach...
– Tak! Nastąpił jednak przełom. Zdecydowali się postawić na zupełnie inny styl gry, na technikę, na kombinacje i to wypaliło wręcz znakomicie. Taka właśnie jest ich tożsamość – leży im piłka techniczna, widowiskowa, wielopodaniowa, ale jednocześnie – to ważne – efektywna. Oglądając Hiszpanię, przede wszystkim cieszę się, że taka widowiskowa piłka może być jednocześnie efektywna. Przykładem była Barcelona prowadzona przez Pepa Guardiolę, prezentująca moim zdaniem najlepszą piłkę klubową. To było coś pięknego.
Czy w przypadku reprezentacji Polski można mówić o tożsamości, a jeśli nie, to jaka mogłaby być w przyszłości? Jaką chciałby pan widzieć?
– Chciałbym widzieć zbliżoną do hiszpańskiej niż do… (uśmiech). Chciałem powiedzieć do niemieckiej albo angielskiej, ale dzisiaj właściwie już nie mogę tak powiedzieć, bo zarówno Niemcy, jak i Anglicy też potrafią grać efektowną, kombinacyjną piłkę, opartą na dobrym przygotowaniu fizycznym i taktycznym. O nas mówiło się, że jesteśmy nienagannie przygotowani fizycznie i umiemy grać z kontrataku. Powiem, że kontratak często jest czymś, co łatwiej zrobić, bo drużyna, która atakuje większą liczbą zawodników, często jest zdezorganizowana po stracie piłki. Gra kombinacyjna jest o tyle trudniejsza, że potrzeba do niej dużo jakości. Do tego musimy dążyć. W klubach – na pewno, bo wtedy zawodnicy rozwijają się zdecydowanie bardziej, nabierają większej pewności siebie poprzez większe uczestnictwo w grze. I choć to jest bliższe mojemu sercu, zdaję sobie jednak sprawę z tego, że dobry wynik można osiągać w różny sposób i także dlatego kochamy piłkę.
Myśli pan, że w reprezentacji piłkarze mogą się rozwijać? Czy reprezentacja może być miejscem, gdzie będą chcieli się rozwijać?
– Zawodnik zawsze ma możliwość rozwoju, tym bardziej w reprezentacji. Jeśli gra się przeciwko najlepszym zawodnikom innego kraju, nie może być przecież inaczej. Do tego wartość powołanych piłkarzy rośnie, bo reprezentacja to prestiż. Gra w reprezentacji dla każdego zawodnika powinna być zaszczytem, ale również podnosi jego wartość. Jeśli jesteś w klubowej szatni i zbliża się mecz reprezentacji, na który zostałeś powołany, a klubowy trener wie, że ciebie nie będzie, to – proszę mi uwierzyć – czujesz się świetnie i…
…i jest power.
– Jest, bo jedziesz na reprezentację!
Proszę o trzy słowa o każdej z formacji. Bramkarze: na tej pozycji mamy chyba najmniejszy problem, bo od czasów Józefa Młynarczyka możemy liczyć na klasowych zawodników na tej pozycji, ale czy na przykład gra Marcina Bułki w lidze saudyjskiej zmniejsza jego szanse na miejsce w reprezentacyjnej bramce?
– Wolałbym, żeby na ten temat wypowiadali się trenerzy bramkarzy. Muszę jednak powiedzieć, że to decyzja, która Bułce pewno nie pomaga. Nie wiem, jakie wymagania będzie mu stawiać tamtejsza liga. Moim zdaniem wyzwania podczas meczów tamtejszej ligi będą mniejsze niż w Europie. To nie pomaga w rozwoju, w utrzymaniu najwyższego poziomu. Ale może się mylę… Może w jego przypadku będzie inaczej – tę decyzję i tak pozostawię trenerom bramkarzy.
Ale generalnie bramkarze nie spędzają panu snu z powiek?
– Nie, mamy kilku dobrych (uśmiech). Gdyby coś miało mi spędzać sen z powiek, to którego z nich wybrać. Wydaje mi się bowiem, że jeśli chodzi o poziom i umiejętności to są dosyć zbliżone.
Obrońcy… Dawniej była możliwość wykorzystania w jednej formacji piłkarzy grających razem w klubie, jak choćby pan w drugiej linii z Ryszardem Komornickim. Taka szansa może stworzyć się właśnie teraz w defensywie, bo mówi się, że Jakub Kiwior miałby odejść z Arsenalu do Porto, a wtedy stworzyłby klubowy duet z Janem Bednarkiem. Jakie pan widzi personalia w obronie i czy jest ważne, że Kiwior jest lewonożny?
– Jeśli rozmawiamy o lewych nogach, to muszę powiedzieć, że są bardzo istotne (uśmiech... Urban jest lewonożny – przyp. red.). Szukamy przecież wśród polskich zawodników lewonożnego obrońcy od lat i nie jest łatwo takiego znaleźć. Oczywiście są tacy, ale mówimy teraz o najwyższym poziomie, reprezentacyjnym. Wiem, że Kiwior w Arsenalu też występował na tej pozycji, natomiast wydaje mi się, że jeśli wszyscy zawodnicy, których bierzemy pod uwagę, graliby na co dzień w klubach, to jest możliwość uformowania reprezentacyjnej obrony zarówno z trzech stoperów, jak i dwóch, grając czwórką. Czasami jednak zastanawiam się, co z drugim, trzecim miejscem na danej pozycji. Na niektórych pozycjach młodzieży jeszcze brakuje, a jedynka i dwójka są na różnym poziomie. Jeśli jednak będą grali zdrowi, to wydaje mi się, że w defensywie sobie poradzimy. Chociaż z lewą stroną może być różnie...
Jeśli chodzi o pomoc, to umiejętności Piotra Zielińskiego są ponadprzeciętne. W reprezentacji ma zasługi, ale... niewspółmierne do talentu. Czy można go bardziej wykorzystać dla dobra kadry?
– Oczywiście chcielibyśmy wykorzystać go jeszcze bardziej. Piotrek ma problemy z regularnymi występami w Interze, bo tam rywalizacja rzeczywiście jest bardzo duża. Ma niesamowite umiejętności i pokazywał to w klubach, ale w reprezentacji oczekujemy od niego więcej. Może to wynikać z wielu kwestii, ale żeby było jasne: Piotrek jest dla mnie jednym z zawodników z samego topu, jak Robert Lewandowski czy wcześniej Wojtek Szczęsny. Przeciwnicy też o tym wiedzą. W klubie sytuacja jest inna, w Interze oceniają sytuację pod kątem dobra drużyny, a nie zawodnika z Polski. Mam nadzieję, że koledzy z reprezentacji się nie obrażą za te słowa, ale być może Piotrek w Interze ma partnerów na trochę wyższym poziomie, o wyższych umiejętnościach. Być może dlatego nie gra w kadrze tak, jakbyśmy tego oczekiwali, ale to samo moglibyśmy powiedzieć o Robercie Lewandowskim, a wiemy, jakiego typu jest napastnikiem. Niezależnie gdzie w był – Zniczu, Lechu, Borussii, Bayernie czy Barcelonie – strzelał mnóstwo bramek, bo te drużyny stwarzały wiele sytuacji, które Robert potrafił – i potrafi – znakomicie wykorzystać.
Co teraz będzie z Robertem Lewandowskim w kontekście reprezentacji?
– Słyszę to pytanie ostatnio często, ale bardziej pytają o opaskę niż o to, jak widzę jego przyszłość w kadrze. Cóż, nie możemy pozwolić sobie, żeby w takim momencie, w sytuacji, w jakiej znajduje się reprezentacja Polski, pozwolić sobie na luksus rezygnacji z tej klasy piłkarza. Oczywiście, jeśli Robert powie: „Chcę już koncentrować się tylko na grze w klubie”, to nie będzie innego wyjścia. Nic nie poradzimy, ma do tego prawo, ale Robert może do reprezentacji wrócić i oby wrócił, bo bezsprzecznie jest to wartość dodana w naszej kadrze. Jeśli gdziekolwiek za granicą mówi się o reprezentacji Polski, to przede wszystkim Robercie Lewandowskim. Jest naszą gwiazdą.
Ze względu na wiek nie będzie już jednak grał w niej długo. Ma pan plan B na wypadek jego absencji?
– Wszyscy wiemy, kto jest planem B. Piątek, Buksa, Świderski czy Kownacki. Milik jest jeszcze przecież! To od nich zależy, czy w którymś momencie, gdy Robert w reprezentacji przestanie już występować, wykorzystają szansę i zapełnią to miejsce, ale to nie jest takie proste. Gdybyśmy spojrzeli na zawodników, którzy odchodzili z reprezentacji w ostatnich latach, to możemy stwierdzić jedno: nie jest łatwo ich zastąpić. I mówię tu o różnych pozycjach…
Rozgląda się pan po polskiej lidze. Czy może pojawić się – tak jak w Górniku – piłkarz, którego jeszcze nikt nie znał, czyli 17-letni Dominik Sarapata, a pan sprawił, że stał się cenionym zawodnikiem środka pola zabrzańskiej drużyny. Czy ma pan na radarze kogoś takiego z polskiej ligi w kontekście reprezentacji?
– Nie jest tajemnicą, że ostatnio ze znakomitej strony pokazał się obrońca Legii, Jan Ziółkowski. Radzi sobie w lidze nadzwyczaj dobrze i od razu wzbudza zainteresowanie innych klubów. Nie powiem w tym momencie, czy to jest zawodnik zasługujący na powołanie na najbliższe mecze, natomiast nastolatkiem był Władek Żmuda, gdy zaczynał grę w reprezentacji Polski… Ziółkowski wyróżnia się najbardziej z młodych zawodników. Radzi sobie w lidze i w pucharach. Oglądałem mecz z Banikiem i zagrał wtedy bardzo dobrze. Formę niezmiennie trzeba udowadniać na boisku. Oby takich zawodników było jak najwięcej, a nie będę miał problemu z tym, żeby powołać takiego chłopaka do reprezentacji, ale nie dlatego, że jest młody, zdolny i gra w polskiej lidze, lecz dlatego, że jest dobry. Reprezentacja to poziom najwyższy.
W polskiej lidze coraz więcej drużyn rozgrywa piłkę spokojnie, od tyłu, próbując sobie radzić z wysokim pressingiem. Podoba się panu ta tendencja?
– Rzeczywiście, jest taki trend przy wyprowadzaniu piłki z defensywy. W takich sytuacjach trzeba być po prostu mądrym. Jeśli dostrzegasz, że pressing rywala jest nieskoordynowany, nie jest tak agresywny, jak powinien być, oczywiście korzystaj z tego i rozgrywaj, zostawiając kilku zawodników za linią piłki. Natomiast jeśli widzisz, że rywal robi to bardzo dobrze, to nie widzę sensu, żeby ułatwiać mu zadanie, tracić piłkę blisko własnej bramki i pozwalać na stwarzanie mu sytuacji bramkowych. Gdy widzisz, że pressing jest bardzo dobrze założony, to długa piłka powinna być stosowana bez wahania jako sposób wyjścia spod tego pressingu. Po analizach wiesz, kto na kogo gra, w którą stronę wybić piłkę, do kogo, który nasz pomocnik czy napastnik ma szansę na wygranie tej dłuższej piłki i wtedy my możemy rozpocząć akcję, po której będziemy w stanie zrobić krzywdę przeciwnikowi. Oczywiście, takie wychodzenie rozgrywaniem spod pressingu wygląda ładnie, efektownie, ale jeżeli trzy razy wyjdziesz w ten sposób, a za czwartym strzelą ci bramkę, to nie wiem, czy to rzeczywiście jest takie dobre. Natomiast jeśli chodzi o rozwój zawodnika, to na pewno jest to przydatne. On wtedy musi umieć zachować się w konkretnych sytuacjach, do niego należą decyzje, które musi podjąć w najwłaściwszym momencie. Czy wybić, czy zaryzykować i dalej rozgrywać. To dla mnie wyraz inteligencji. Ktoś, kto zobaczy, że wybija daleko, powie: „Oj, słabo to wygląda”. No, nie. Każda sytuacja jest inna, czasem najlepsze wyjście to dalekie wybicie albo oddanie piłki bramkarzowi i... dalekie wybicie.
Czego panu życzyć jako selekcjonerowi?
– Awansu! Wydaje mi się, że to byłoby najlepsze dla nas wszystkich. A dodatkowo miejsce, gdzie odbędą się najbliższe mistrzostwa świata, pozwoliłoby amerykańskiej Polonii sprawić dużą przyjemność i frajdę.
Rozmawiał Paweł Czado
Jan Urban
◼ Data i miejsce urodzenia: 14 maja 1962 roku w Jaworznie.
◼ Jako zawodnik: Victoria Jaworzno (do 1981), Zagłębie Sosnowiec (1981-85), Górnik Zabrze (1985-90), Osasuna Pampeluna (1990-95), Real Valladolid (1995), CD Toledo (1995-96), VfB Oldenburg (1996-97), Górnik Zabrze (1998). 57 meczów i 7 bramek w reprezentacji Polski (1985-91).
◼ Sukcesy: mistrzostwo Polski (1986, 87, 88), Superpuchar Polski (1989), udział w mistrzostwach świata (1986).
◼ Jako trener: drużyny juniorskie Osasuny (1998-2004), Osasuna Pampeluna (rezerwy, 2005-07), Legia Warszawa (2007-10), reprezentacja Polski (asystent, 2008), Polonia Bytom (2010), Zagłębie Lubin (2011), Legia Warszawa (2012-13), Osasuna Pampeluna (2014-15), Lech Poznań (2015-16), Śląsk Wrocław (2017-18), Górnik Zabrze (2021-22, 23-25), reprezentacja Polski (od 2025).
◼ Sukcesy: mistrzostwo Polski (2013), Puchar Polski (2008, 2013), Superpuchar Polski (2008, 2016).
Nasi piłkarze czekają na powołania na mecze eliminacji MŚ z Holandią 4 września i Finlandią trzy dni później. Fot. Paweł Andrachiewicz / Press Focus
