Sport

MUCHA NIE SIADA

MUCHA NIE SIADA

Tomasz Mucha

Beksa i histeria

„Zachowanie cokolwiek pod publiczkę” - oświadczył były selekcjoner, kiedyś bardzo dobry piłkarz. „Żałujcie mnie, to ja, wielki Ronaldo, spudłowałem” – dodał z przekąsem bardzo znany dziennikarz, który kiedyś publicznie opowiedział o własnych zmaganiach z depresją. Jeden z portali zaproponował debatę dla swoich użytkowników: - Łzy Ronaldo. Przejaw słabości czy ogromna ambicja? Sprawa jest więc niebłaha - czy wielkiemu kopaczowi można zapłakać, a szerzej, czy facetowi w ogóle wypada rozklejać się publicznie?

Mniej więcej w tym samym czasie w Bydgoszczy byliśmy świadkami jednej z najbardziej przejmujących scen w polskim sporcie ostatnich lat: zataczając się, rozpaczliwą rundę wokół bieżni robiła Anna Kiełbasińska, a jej kanaliki łzowe nie nadążały z produkcją - medalistka wielu światowych imprez w lekkoatletyce straciła bowiem szansę występu olimpijskiego w Paryżu. Nie było nikogo, kto by nie żałował biegaczki, jej reakcja była oczywista, ludzka i tym bardziej prawdziwa, że dziś sportowcy w mediach społecznościowych odklepują zwykle wytarte frazesy, jak to „porażka wiele ich nauczyła i wyjdą z niej mocniejsi”.

Od razu się ujawnię: pani Ania nic w moich oczach nie straciła, a Ronaldo wręcz zyskał, jakkolwiek nigdy nie byłem fanem Portugalczyka. Ale że zalewam się łzami średnio na co trzecim filmie – rozumiem chłopa. Pomimo, że drażni mnie jego pretensjonalność, gwiazdorzenie, a często i brak szacunku dla rywala, wyrażany w bezpardonowym traktowaniu go w walce i w didaskaliach: na tym samym Euro krążył filmik z meczu, gdy Portugalczycy w doliczonym czasie pogrążyli Czechów: Ronaldo najpierw podbiegł z zaciśniętą pięścią do bramkarza, a zanim dołączył cieszyć się z kolegami, po drodze krzyknął coś jeszcze do innego załamanego już przeciwnika...

Zakładam jednak w dobrej wierze, że Ronaldo jest jak duży dzieciak, dla którego futbol to całe życie: jak wygrywa - droczy się z rywalami, jak przegrywa – beczy. Bo sportowcy, nawet ci najbogatsi – choć może nam się wydawać, że mamona przesłania im wszystko i na wszystko inne mają, mówiąc potocznie, wyjebane - też są ludźmi, na dodatek ludźmi z ambicjami, które wykraczają poza materialny status. Podczas meczów są poddani napięciu i stresowi i nie są w stanie ukryć emocji tylko dlatego, że ich igrzyska odbywają się przed kamerami na oczach miliardów.

Ale też nie zamierzam stawiać pod pręgierzem nikogo, kto myśli inaczej, nie podaję nazwisk autorów przytoczonych wyżej myśli, bez trudu ich Państwo rozszyfrujecie, ale to bez znaczenia: ton ich nie był kategoryczny, bardziej głośno myśleli niż przesądzali. Każdy z nas ma prawo do opinii, sądu, wątpliwości - nawet jeżeli nie ma wiedzy z zakresu regulacji stresu, nie wyczuwa wiatru zmian kulturowych, tych w sferze obyczajów czy wzorców męskości. Ale ten skomplikowany proces wykluwa się przecież dopiero na naszych oczach, mądrzejsi i bardziej oswojeni jako społeczeństwo będziemy może za dekadę lub dwie.

A że zmiany dynamiczne zachodzą, to oczywiste. Jeszcze niedawno przecież pochlipujący chłopiec – a co dopiero dorosły mężczyzna! - był powszechnie stygmatyzowany, nawet wśród najbliższych: beksa, niedojda, mazgaj! Dziś, mam wrażenie, coraz bardziej akceptowalnym jest fakt, że chłopczyk to po prostu dziecko, takie samo jak dziewczynka, i też ma emocje. A gdy już dorośnie i raz na jakiś czas uroni łezkę, w oczach kobiet zyskuje podwójnie, bo oprócz statusu silnego, opiekuńczego i odpowiedzialnego zyskuje też jako ten wrażliwy i empatyczny.

Jeżeli już miałbym kogoś wywołać do tablicy, to ani znających się zwykle na wszystkim dziennikarzy, ani rodzimych piłkarskich fachowców, ani zwykłych śmiertelników. W kwestii płaczu najbardziej histeryczni stają się psychologowie, i nic dziwnego. Niektórzy z nich - jak Daria Abramowicz ze sztabu Igi Świątek – postulują wręcz zostawić temat wyłącznie ekspertom, znaczy sobie, a opierający swoje sądy na stereotypach „kanapowcy” niech potulnie słuchają i się edukują.

Jestem pełen atencji dla wiedzy i nauki. Z przyjemnością przeczytałem choćby wynurzenia innego z psychologów sportu, włącznie z analizą kulturową Portugalczyków jako nacji - ludzi mądrych zawsze warto posłuchać. Ale jako „kanapowiec” śmiem twierdzić, że łzy Ronaldo znajdą powszechne zrozumienie bez pouczeń z pozycji katedry wspartej szemranym poczuciem pociągania za sznurki w światowym tenisie i z nosem uderzającym o daszek bejsbolówki.