Kibice Gruzji szalejący ze szczęścia podczas meczu z Portugalią. Fot. PAP/EPA


Możemy sprawić kolejną sensację

Rozmowa z Giorgim Merebaszwilim, 32-krotnym reprezentantem Gruzji.


Jak Gruzini przyjęli awans do fazy pucharowej?

- Euforia to słowo, które chyba nie wystarcza... Wszyscy, którzy grali w z Portugalią i cały sztab szkoleniowy są dla kibiców bohaterami. Przed mistrzostwami Europy wyjście z grupy nazywano marzeniami, ale awans do fazy pucharowej i to po pokonaniu Portugalii, w której grali Cristiano Ronaldo i Joao Felix, to coś znacznie więcej! Oczywiście, zdajemy sobie sprawę, że Portugalczycy grali z nami w mocno zmienionym składzie w porównaniu z poprzednimi spotkaniami, jednak mieli bardzo dużo gwiazd, a nasi zawodnicy stworzyli lepszy zespół. Udowodnili, że Gruzini są walecznym narodem, który lubi grać w piłkę, chce pokazać, że umie grać w piłkę i przed nikim nie „pęka”.

Gdzie pan ogląda mecze rodaków?

- W trakcie pierwszego meczu z Turcją grałem w zespole rezerw Podbeskidzia baraż awans do III ligi, więc to był dla mnie podwójnie smutny dzień. Choć strzeliłem gola na 1:1, to w ostatecznym rozrachunku Podlesianka okazała się lepsza. W dodatku w telewizji zdążyłem zobaczyć tylko ostatni kwadrans spotkania w Dortmundzie przegranego przez Gruzję 1:3. Później, znając już końcowy wynik i oglądając powtórkę widziałem, że to był dobry mecz w naszym wykonaniu, ale rywale strzelali gole „stadiony świata”… Po pierwszej bombie zdołaliśmy odpowiedzieć płynną akcją, którą sfinalizował Georges Mikautadze i miał jeszcze okazję na drugie trefienie. Natomiast po drugiej niesamowitej petardzie w okienko naszej bramki, Giorgi Koczoraszwili trafił w poprzeczkę. Atakowaliśmy do końca i mieliśmy przewagę. Zabrakło nam szczęścia, bo zasłużyliśmy na punkt, ale wiedzieliśmy, że gramy dobrze i na spotkanie z Czechami pojechałem do Hamburga, licząc na zwycięstwo.

Jak udało się panu kupić bilet na mecz?

- Kupiliśmy razem z ojcem i kolegami, a w dodatku Szymon Marciniak, którego znam jeszcze z czasów mojej gry w Wiśle Płock, zaoferował mi dwie najlepsze wejściówki ze swojej puli! Podziękowałem mu za pamięć, ale gdy wszedłem na stadion, to zadzwonili kibice i zająłem miejsce wśród gruzińskich fanów za bramką, na którą atakowaliśmy w drugiej połowie. Śpiewałem, skakałem i idealnie widziałem ten moment, w którym Saba Lobodżanidze w ostatniej sekundzie gry, mając przed sobą tylko bramkarza, posłał piłkę z 10 metra tuż nad poprzeczką. On jest bardzo dobrym, szybkim zawodnikiem i ma dobre uderzenie, ale tym razem przed strzałem pomyślał już chyba, że będzie bramka i zmarnował stuprocentową okazję. Później, gdy analizowałem ten moment, zobaczyłem, że piłka mu podskoczyła na murawie i te kilka centymetrów zadecydowało, że zamiast wygrać zdobyliśmy tylko punkt za 1:1.

A zwycięski mecz z Portugalią?

- Ten najważniejszy jak do tej pory mecz w gruzińskim futbolu oglądałem na... Słowacji. Córka gra w tenisa i byłem z nią na turnieju. W dodatku już spała, zbierając siły do występu następnego dnia. Dlatego w pokoju hotelowym po cichu, żeby jej nie obudzić, najpierw mocno przeżywałem każdą akcję, a po golach i ostatnim gwizdku musiałem całą radość zamknąć w sobie. Nie było to łatwe… Nie dało się krzyczeć ze szczęścia, ale na Instagramie mogłem przynajmniej pokazać emocje, które mi towarzyszyły po strzeleniu rzutu karnego, którym Mikautadze przypieczętował nasze zwycięstwo 2:0 i awans.

Czy kontaktował się pan z kolegami z reprezentacji, żeby pogratulować im awansu?

- W czwartek Otar Kakabadze miał 29. urodziny, więc zadzwoniłem i złożyłem życzenia, a jednocześnie pogratulowałem sukcesu. Powiedziałem: „super gracie i trzymam kciuki”. Rozmowa była krótka, bo zdaję sobie sprawę, że teraz ma ważniejsze sprawy na głowie, na czele z niedzielnym meczem przeciwko Hiszpanii. Świętowanie urodzin - tak samo jak Giorgio Koczoraszwili, który urodził się 29 czerwca 25 lat temu, czy Gabriel Sigua, który 30 czerwca będzie miał 19 lat - Otar musi więc przełożyć na później. Życzę też, żeby ten sam dylemat miał mój kolega z czasów grania od najmłodszych lat, a teraz kapitan reprezentacji Guram Kaszia, bo on się urodził 4 lipca 1987 roku, a więc ćwierćfinał będzie dzień po jego 37. urodzinach. Rozmawiałem też z moim kolegą z czasów gry w Dinamie Tblisi, Giorgim Gwelesianim, który już jako 19-latek uznawany był za wielki talent. Często powoływany był do kadry, ale dopiero w tym roku w wieku 33 lat zadebiutował w reprezentacji w towarzyskim meczu 9 czerwca z Czarnogórą. Tym występem zyskał sobie jednak zaufanie trenera, bo Willy Sagnol na mistrzostwach Europy wpuścił go na końcówkę z Czechami, a z Portugalią grał od 76 minuty. Mówił mi, że zawodnicy po tych trzech meczach grupowych są bardzo zmęczeni, więc odpoczywają, regenerują siły i przygotowują się do kolejnego boju. Nie chciałem więc przeszkadzać, ale po turnieju na pewno pogadamy dłużej.

Wybiera się pan na niedzielny mecz z Hiszpanią?

- Rozmawiałem o tym z tatą i kolegami, ale do Kolonii trudno się dostać. Klamka jednak jeszcze nie zapadła i nie mówię „nie”. Bez względu na to, gdzie będę ten mecz oglądał, jedno jest pewne – będę kibicował naszej reprezentacji. Oczywiście Hiszpania jest faworytem i kandydatem do mistrzostwa, więc czeka nas ciężki mecz. Tak samo było jednak z Portugalią i jeżeli zagramy tak samo, czyli mądrze i ofiarnie w obronie oraz skutecznie w ataku, to możemy sprawić kolejną sensację. Na pewno Hiszpanie będą utrzymywać się przy piłce i atakować, ale nasza drużyna ma swój charakter i wierzę, że znowu go pokaże.

Na kogo najbardziej liczą gruzińscy kibice?

- Bez wątpienia postacią numer 1 jest Giorgi Mamardaszwili, który moim zdaniem oraz według statystyków jest najlepszym bramkarzem turnieju, bo ma najwięcej skutecznych interwencji. W sumie obronił 20 strzałów, z czego 11 z Czechami! Sam widziałem, że gdy już wszyscy myśleli, że musi paść gol, to nasz bramkarz był jednak na posterunku. Już dwa lata gra na bardzo wysokim poziomie, na co dzień broni w LaLiga, więc dobrze zna niedzielnych rywali. Na pewno będzie się chciał pokazać, na co liczą także działacze Valencii. Dużo się pisze o tym, że chcą go sprzedać i liczą na wysoką kwotę transferu, bo mówi się coraz głośniej, że to jest najlepszy w tej chwili bramkarz na świecie. Słynny Lothar Matthaeus powiedział ostatnio, że Bayern zrobił błąd, nie pozyskując Mamardaszwilego, gdy monachijczycy szukali zastępcy dla kontuzjowanego Manuela Neuera, ale temat nie jest podobno zamknięty.

Bramkarz jednak meczu nie wygra, a w fazie pucharowej do awansu potrzebne są bramki. Kto je może strzelić?

- Liderem w klasyfikacji strzelców jest Mikautadze, który wiosną strzelił dla FC Metz 11 goli, a w trzech meczach mistrzostw Europy 3-krotnie umieścił piłkę w siatce. Ma też jednak inne atuty, bo umie dryblować, prowadzić piłkę oraz finalizować akcje i choć nie jest wysoki, to jest w tej chwili najważniejszym zawodnikiem naszej ofensywy. Ponadto jest Chwicza Kwaracchelia, który w minionym sezonie zdobył w Serie A 11 bramek dla Napoli, a na niemieckich stadionach też pokazał, że potrafi celnie strzelać. On jest bardziej pomocnikiem i skrzydłowym niż finalizującym akcje, ale ma w 32 występach w drużynie narodowej 16 goli, więc też może „straszyć” bramkarzy. Przed meczem z Portugalią kibice w Gruzji domagali się co prawda od trenera, żeby w ataku zagrał doświadczony Budu Ziwziwadze, który w 2. Bundeslidze strzelił w minionym sezonie 12 goli dla Karlsruher SC, ale Willy Sagnol postawił na swoim. Apetyt gruzińskich kibiców, których jest bardzo dużo na trybunach niemieckich stadionów, rośnie w miarę jedzenia. Po meczu z Portugalią śpiewali: „jesteśmy tutaj, jeszcze będziemy tutaj!” co znaczy, że chcą kolejnych zwycięstw. Piłkarze w szatni też zaśpiewali te słowa.

Rozmawiał Jerzy Dusik


Fot. PressFocus