Mourinho z Radomiaka
Sześciominutowy monolog trenera, stanowiący krytykę sędziego, to rzecz w piłce nożnej niecodzienna. Co stało się w Radomiu?
Joao Henriques nie zaprzyjaźni się z sędzią Wojciechem Myciem. Fot. Dawid Figura/Press Focus
KONTROWERSJA KOLEJKI
Dublet Jesusa Imaza pozwolił Jagiellonii odwrócić wynik spotkania z Radomiakiem i zainkasować trzy punkty. Gospodarze pod koniec zrobili się nieco nerwowi i od 83 minuty obejrzeli cztery żółte kartki. Pokazał je sędzia z Lublina Wojciech Myć, do którego wielkie pretensje na konferencji miał szkoleniowiec radomian Joao Henriques. Portugalczyk nie odpowiadał na pytania dziennikarzy, po prostu... „strzelił” sześciominutowy monolog na temat pracy arbitra, a następnie wyszedł. Zaskoczenie było tym większe, że Henriques na co dzień to spokojny człowiek, ale show, jakie zaprezentował po porażce z Jagą, było w stylu... jego rodaka, Jose Mourinho, który słynie z krytykowania sędziowskich decyzji.
Wstyd dla ekstraklasy!
Henriques ani razu nie wymienił z nazwiska Wojciecha Mycia, ale nie było to potrzebne, skoro mówił o arbitrze prowadzącym mecz (zresztą może nawet nie wiedział, jak się nazywa, w końcu to obcokrajowiec). Nie podał też... żadnych konkretów, a skoncentrował się na bardzo emocjonalnym przekazie i wyrażeniu zbulwersowania. – Na początek chciałbym przeprosić, bo nie będę odpowiadał na pytania odnośnie meczu. To bardzo trudna sytuacja. Sędzia nie uszanował naszego klubu, całej grupy ludzi, trenera. Sam jestem synem, mam 80-letnich rodziców, jestem ojcem, mężem, mam dwie córki. W Radomiu wszyscy są rodziną i wszyscy zostaliśmy potraktowani bez szacunku – wymieniał Henriques. No dobrze, ale o co poszło? – Arbiter przyjechał i zrobił coś, co dla mnie jest nie do wyobrażenia. Dla ekstraklasy to wstyd. Radomiak i jego kibice nie zasłużyli na coś takiego. Od początku, zanim jeszcze zaczął się mecz, sędzia zupełnie inaczej zachowywał się wobec mnie i wobec trenera rywali. Sposób, w jaki rozmawiał z naszą ławką i ich ławką, był inny. Chciałem zaznaczyć wyraźnie, że Jagiellonia nie miała z tym nic wspólnego. To dobry zespół, ma dobrych piłkarzy i oni nie potrzebują czegoś takiego – grzmiał Portugalczyk.
Sędzia nie wie, o co chodzi
– Nigdy nie będę szanował tego człowieka – kontynuował Henriques. – Nie wiem nawet, czy to zawodowy sędzia. Jeżeli ktoś robi coś takiego, to nie może być zawodowcem. W szatni mam grupę, która jest bardzo smutna po tym, co się stało. Nie pozwolimy na coś takiego w przyszłości. Jesteśmy tutaj, by wygrywać mecze, ale jesteśmy tylko ludźmi i jeżeli ktoś nas nie szanuje, to ja nie zamierzam szanować tego człowieka. Liczę na to, że już nigdy go nie zobaczę prowadzącego mecz Radomiaka – mówił 52-latek. Wszystko brzmiało bardzo tajemniczo i zdziwiło... samego Wojciecha Mycia.
– Naprawdę nie wiem, o co chodzi – zdziwił się Myć pytany przez Fakt. Sędziowski ekspert Canal+ Adam Lyczmański przyznał, że chodziło podobno o to, że po końcowym gwizdku Myć... podał rękę tylko trenerowi Jagiellonii, Adrianowi Siemieńcowi. – Pierwsze słyszę. Nikt nie podawał mi ręki – skwitował Myć, nie chcąc szerzej komentować sprawy. – Jedyne czego chcemy, to identyczne traktowanie ze strony arbitra. Przyszedłem, by o tym powiedzieć. Jeżeli będziecie chcieli pytać o to, co ten pan robił, to proszę bardzo, ale jeszcze nie teraz. To naprawdę poważne sprawy. Moi zawodnicy zasługują na to, żebym ich chronił. Pewna osoba nie pozwoliła nam osiągnąć innego wyniku – skończył Henriques. Teraz pozostaje czekać, aż nadejdzie wspomniane „teraz” i dowiemy się więcej.
(PTub)
