Sport

Monstrum

Za nami golfowy półmetek wielkoszlemowy. Zwycięzcą PGA Championship został wcale nie niespodziewanie Scottie Scheffler, miłościwie panujący numer jeden światowego rankingu.

Scottie Scheffler z monstrualnym trofeum PGA Championship. Fot. Facebook PGA Championship

Nie da się ukryć – Scheffler po prostu był faworytem tego turnieju, zwłaszcza kiedy dwa tygodnie wcześniej z przewagą ośmiu uderzeń sięgnął w swoim ukochanym Teksasie po długo wyczekiwane 14. trofeum PGA Tour, podczas CJ Cup Byron Nelson. Był to wymarzony tytuł dla absolwenta  University of Texas at Austin i mieszkańca Dallas, jego pierwszy zdobyty w Teksasie. Podczas 107 PGA Championship, z rangą nieporównywalnie większą od turnieju Byrona Nelsona, rozkręcał się jednak spokojnie. Z furią zaatakował dopiero na ostatnich pięciu dołkach w sobotę, a w niedzielę początkowo nieco się krygował, by czując oddech rywali na plecach, włączyć dopalacze i wystrzelić po trzecie trofeum wielkoszlemowe! Dorobił się też nowego pseudonimu. Teraz znany jest też jako „Monster”, opisany tak w podcaście Fried Egg Golf przez południowoafrykańskiego mistrza Masters z 2008 roku, Trevora Immelmana.

Monster

„Mam ogromny szacunek dla Scottiego, jako człowieka, jako zawodnika, jako golfisty” – powiedział Południowoafrykańczyk. „Usypia swoim spokojem i tym, że nie przejmuje się zbytnio wieloma rzeczami. Ale jest okrutny, człowieku, jest okrutnym zawodnikiem. Jeśli odrzucisz niektóre z tych warstw aspektu dżentelmeńskiego, który prezentuje i po prostu odizolujesz zawodnika, gdy jest na polu golfowym, to jest potworem, absolutnym potworem. Uwielbiam to, uwielbiam to oglądać!” – podkreślał.

Faktycznie. Scott Alexander Scheffler był w niedzielę wcieloną bestią, zresztą nie pierwszy raz w karierze. Rozpoczął dzień tak sobie, grając prawie wszystko w lewo, notując na pierwszej, łatwiejszej dziewiątce, niezbyt optymistyczne +2, z trzema bogeyami i samotnym birdiem. Wyglądało na to, że się odrobinę sypie i sprawa tytułu wcale nie jest rozstrzygnięta. Jednak później w dość bezwzględnym stylu nadrobił tamte potknięcia, kończąc zabawę rundą 71, wynikiem -11, przepastne pięć uderzeń przed rodakami – Brysonem DeChambeau, Harrisem Englishem i Davisem Rileyem. Piątym miejscem podzielili się Kanadyjczyk Taylor Pendrith, Amerykanin J.T. Poston i prowadzący po dwóch pierwszych rundach Wenezuelczyk Jhonattan Vegas. O bezwzględności dwukrotnego mistrza Masters chyba najboleśniej przekonał się Hiszpan Jon Rahm. Mistrz US Open, podobnie jak Scottie również posiadający w kolekcji Zieloną Marynarkę, rzucił wyzwanie amerykańskiemu rywalowi z rzymskiej drużyny Ryder Cup. Tracąc do niego pięć strzałów po 54 dołkach i grając dwie grupy wcześniej, przez większą część dnia gonił zajączka, zrównując się z nim na siedem dołków przed końcem swojej rundy. Jednak grający od ubiegłego sezonu w saudyjskiej lidze LIV Hiszpan, w dość typowym dla siebie stylu rozsypał się, stracił pięć uderzeń na ostatnich trzech dołkach i ostatecznie spadł na ósme miejsce, remisując z ośmioma innymi kolegami, siedem uderzeń za Schefflerem. Scottie dołączył do nieżyjącego już legendarnego Hiszpana Seve Ballesterosa, zostając drugim graczem od 1906 roku, który wygrał każdy z trzech pierwszych turniejów wielkoszlemowych różnicą trzech lub więcej uderzeń.

Wspomnienie z Paryża

Upadek „Rahmbo w końcówce tego turnieju przypominał trochę to, co wydarzyło się podczas finałowej rundy turnieju olimpijskiego w Paryżu. Początkowo Hiszpan szalał na polu Le Golf National, na pierwszych dziesięciu dołkach budując cztery uderzenia przewagi nad najbliższym rywalem. Wyglądał na gracza, który jest absolutnie nie do zatrzymania. Później sprawy nieco się skomplikowały. „Rahmbo na ostatnich ośmiu dołkach zagrał +5, a wymarzony złoty medal przeszedł mu dość daleko od nosa. Ba, spadł wtedy na piąte miejsce, tracąc do złotego krążka pięć uderzeń, a do podium trzy. Warto przypomnieć, że złotym medalistą został oczywiście Scheffler, który przystępował do finałowej batalii ze sporym deficytem czterech uderzeń do Xandera Schauffele i Rahma. Skończył kosmiczną rundą 62, którą wyrównał rekord pola i jako lider czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Nikt nie odważył się go dogonić. „To był długi tydzień, tydzień pełen wyzwań i jestem po prostu szczęśliwy, że zagrałem dzisiaj świetnego golfa” – powiedział wtedy wzruszony na konferencji prasowej. „Jestem dumny z tego, że jestem Amerykaninem i jestem ogromnie dumny, że tu przyjeżdżam i reprezentuję kraj. To było bardzo emocjonalne, móc stać na podium, gdy podnoszono flagę” – zaznaczył.

Twardziel nad twardziele

Finałowy dzień w Quail Hollow Club pokazał niesłychaną odporność psychiczną Schefflera oraz to, jak niesamowicie potrafi się mobilizować, kiedy sprawy wydają się wymykać mu się z rąk. Tak było w sobotę, gdzie na ostatnich pięciu dołkach zagrał nieprawdopodobne pięć uderzeń poniżej normy, a na dramatycznie trudnym ciągu dołków 16-17-18, nie od parady nazywanym „Zieloną Milą”, zanotował  rezultat -2. W niedzielę początkowo naprawdę nie błyszczał, trwoniąc przewagę, a kiedy tylko poczuł, że sytuacja się zagęszcza, że Rahm go goni, włączył szósty bieg i… tyle go widziano.

„Tę drugą dziewiątkę zapamiętam na długo” – powiedział triumfator dziewięciu ubiegłorocznych turniejów. „To była ciężka harówka. Myślę, że w pewnym momencie na pierwszych dziewięciu dołkach miałem może cztery lub pięć uderzeń przewagi, a na półmetku byłem na współprowadzeniu. Więc to, że wkroczyłem do akcji, kiedy najbardziej tego potrzebowałem, zapamiętam na jakiś czas”.

Rahm był w zgoła innym nastroju po swoim kolejnym spektakularnym zagotowaniu się w wielkiej imprezie: „Tak, ostatnie trzy dołki to teraz trudna pigułka do przełknięcia. Przeboleję to. Pójdę dalej. W tym tygodniu jest o wiele więcej pozytywnych niż negatywnych rzeczy do przemyślenia. Jestem naprawdę szczęśliwy, że postawiłem się w takiej sytuacji i mam nadzieję, że wyciągnę z tego wnioski i spróbuję jeszcze raz w US Open”.

100 %

Jak na razie Scheffler zamienił trzy prowadzenia po 54 dołkach turniejów wielkoszlemowych w zwycięstwo. Jest zaledwie ósmym golfistą, który wygrał trzy Szlemy w ciągu ostatnich 30 lat, dołączając do Vijaya Singha, Erniego Elsa, Phila Mickelsona, Tigera Woodsa, Jordana Spietha, Brooksa Koepki i Rory'ego McIlroya. Z 15 wygranymi na PGA Tour i trzema Majorami dołącza do Woodsa i Nicklausa jako jedynych, którzy osiągnęli to przed ukończeniem 29. roku życia. Po tym, jak Rory McIlroy w szalonym stylu skompletował swojego Wielkiego Szlema podczas kwietniowego Masters, kto wie, może Scheffler zostanie siódmym graczem w historii, który osiągnie ten sukces. Co najciekawsze, może stać się to jeszcze w tym roku podczas czerwcowego US Open i lipcowego The Open Championship. Wydaje się, że będzie tam w ścisłym gronie faworytów. „Czułem, że to będzie tak trudne, jak batalia w żadnym innym turnieju w mojej karierze. To był naprawdę wymagający tydzień” – powiedział Scheffler w niedzielny wieczór, przyglądając się ogromnemu Wanamaker Trophy. „Walczyłem o nie trochę bardziej, niż bym chciał, ale stanąłem na wysokości zadania, kiedy było trzeba, i to był naprawdę wyjątkowy tydzień”.

Powrót do Teksasu

Od czwartku PGA Tour przeniósł się ponownie do Teksasu, do słynnego Colonial Country Club, na Charles Schwab Challenge. Oczywiście walczy tam również dumny Teksańczyk Scottie Scheffler. Tytułu w Fort Worth broni Davis Riley. Wieczorne transmisje w Eurosporcie 2 i na platformie MAX.

Kasia Nieciak

WYNIKI

 Radość po zwycięstwie. Fot. Facebook PGA Championship

Scheffler potrafi zapewnić kibicom wielkie emocje. Fot. Facebook PGA Championship