Radość Łukasza Monety nie wymaga komentarza. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus


Moneta jak złoto!

Los oddał Ruchowi to, co zabrał mu w Białymstoku, a Rakowi odebrał to, co zyskał w Łodzi.

 

Mnóstwo pochwał kierowano w stronę Rakowa, kiedy ten na początku marca rozbił Lecha 4:0. Potem miał w terminarzu trzech beniaminków, więc oczekiwania były oczywiste, lecz mistrz Polski... zaliczył trzy remisy 1:1. Przed przerwą reprezentacyjną częstochowianie uratowali punkt w 7 doliczonej minucie w Łodzi, a w Wielką Sobotę na własnej skórze odczuli, jak boli taka sytuacja. Ruch trafił na 1:1 w 95 min, a sędzia niemal natychmiast odgwizdał koniec. „Niebiescy” odzyskali więc to, co zostało im odebrane w Białymstoku, kiedy po dobrym występie... gol Jesusa Imaza w 97 min pozbawił ich zwycięstwa! Oczywiście lepiej raz wygrać i raz przegrać niż dwa razy zremisować, lecz trudno nie mówić tutaj o pewnym chichocie losu.

 

Beniaminek dominował

Raków zdobył szybką bramkę, kiedy pięknym uderzeniem z dystansu popisał się Ante Crnac. 20-letni Chorwat wykorzystał przestrzeń między formacjami Ruchu oraz bierność obrońców i pokonał Dantego Stipicę, który jednak miał piłkę na rękawicy i mógł zdziałać więcej. Chorzowianie mieli wyraźną przewagę w posiadaniu futbolówki, co zresztą ukazywały statystyki, ale dość topornie szło mu stwarzanie klarownych okazji. Najlepszą mieli, gdy niemrawy Gustav Berggren chciał podać do bramkarza, a... podał do Somy Novothny'ego, który wygryzł ze składu Daniela Szczepana. Węgier nie wykorzystał jednak prezentu.

 

Powrót Iviego

Gospodarze mocno weszli w drugą połowę, ale potem znowu oddali inicjatywę. Mieli co prawda okazje na podwyższenie, lecz nie zrobili tego, a w 80 min otrzymali sygnał ostrzegawczy, kiedy gol Szczepana nie został uznany przez minimalnego spalonego. Wszystko rozstrzygnęło się w 5 doliczonej minucie, kiedy Raków najpierw nie pokrył zgrywającego głową Szymona Szymańskiego, a potem strzelającego wolejem - i to słabszą, prawą nogą! - Łukasza Monety. Jedyną dobrą wiadomością dla częstochowian był powrót po 9 miesiącach kontuzji Iviego Lopeza. Hiszpan był nawet bliski asysty, ale - jak widać po rezultacie - jego obecność nie przestraszyła „Niebieskich”.

Piotr Tubacki

 


GŁOS TRENERÓW

Janusz NIEDŹWIEDŹ: - Nasza gra oraz konsekwencja nagrodziły nas bramką w końcówce, choć odczuwam ogromny niedosyt, bo pokazaliśmy się z bardzo dobrej strony. Nasz zespół zdominował mistrza Polski. Po raz kolejny brakowało bramki, wypełnienia pola karnego, decyzyjności czy celności w ostatniej fazie akcji. Chcieliśmy na święta przywieźć „trzy jajka”, przywieźliśmy jedno.

 

Dawid SZWARGA: - W moim odczuciu to było spotkanie zamknięte z obu stron. Mało było sytuacji bramkowych. Chcemy lepiej działać z piłką, ale struktura pressingu taka sama w przypadku obu drużyn powodowała, że było dużo pojedynków i stykowych starć. Ante strzelił na 1:0 i w obronie bez piłki graliśmy na poprawnym poziomie, choć z piłką powinno to wyglądać lepiej. Jest w nas duża złość i frustracja, bo ten mecz kosztował nas wiele wysiłku, a zabrakło konsekwencji w ostatniej akcji.