Michał Janota powiedział kilka szczerych słów odnośnie swojego pobytu w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Fot. Krzysztof Dzierżawa/Press Focus


Mokry jest za miękki

Dwa słowa za dużo w stronę prezesa Bogdana Kłysa zadecydowały o odejściu Michała Janoty z Podbeskidzia. Były kapitan wbił także szpilkę w trenera Grzegorza Mokrego.

 

Ofensywny pomocnik był gościem Tomasza Ćwiąkały w jego autorskim kanale na YouTube. W trwającej blisko dwie godziny rozmowie nie zabrakło wątku Podbeskidzia, a dokładniej wydarzeń, jakie miały miejsce z udziałem Michała Janoty w październiku. Najpierw kapitan został odsunięty od drużyny, a po zaledwie tygodniu rozwiązał swój kontrakt z zespołem. Wszystko miało miejsce w trakcie trwającego kryzysu, kiedy były już prezes klubu Bogdan Kłys postanowił „zamrozić” pensje zawodnikom. – Zbyt wiele nie mogę powiedzieć, bo ogranicza mnie pewien „papier” (podpisany przy rozwiązaniu umowy - red.). Po prostu powiedziałem w stronę prezesa o dwa słowa za dużo, nie dobrałem odpowiednich słów. Oczywiście od razu przeprosiłem, bo było mi z tym głupio. Słowa te padły na forum całej drużyny. Mówiąc w skrócie, wstawiłem się za nią. Były problemy i wyszedłem przed szereg, nie zgadzając się z pomysłami prezesa – wyjaśniał Janota. Dopytywany dodał, że wziął w obronę drużynę z własnej inicjatywy. – Sam to zrobiłem, taki mam charakter, to wygrało. Próbowałem wstawić się też za młodszymi zawodnikami – wyjaśniał.

 

Nie chciał siedzieć w rezerwach

Michał Janota wyjaśniał, że „jako kapitan musiał wstać i wyrazić swoje zdanie”. – Uważałem, że ta sytuacja była nie fair w stosunku do nich. Od słów do słów, no... nie mogę za wiele powiedzieć, próbuję to jakoś obejść, ale w efekcie czegoś musieliśmy się rozstać. Na chwilę zostałem przesunięty do rezerw, ale to było niezgodne z moim charakterem. To też pokazuje, jakie miałem relacje z trenerem (Grzegorzem Mokrym - red.), który nie stanął po mojej stronie. Wręcz przeciwnie, uważam, że było mu nie na rękę, gdybym został i musiałem odejść – wyjaśniał były kapitan Podbeskidzia. Dalej opisał, że odbył rozmowę z władzami klubu, w trakcie których podjęto rozmowę o rozstaniu. – Nie chciałem czerpać korzyści siedząc w rezerwach. Mogłem tak zrobić, rozmawiałem o tym z prawnikiem, miałem takie prawo. Wygrałbym spokojnie tę sprawę, mógłbym się sądzić, ale nie było mi to na rękę. Nie jestem taką osobą. Uznałem, że lepiej wrócić do domu, dwa czy trzy miesiące być bez klubu niż się męczyć w rezerwach i żeby tę sytuację odczuwała rodzina – wyjaśniał 33-latek, który według mediów może zimą trafić do Motoru Lublin.

 

Powinien na nas ryknąć

W dalszej części rozmowy dyskusja toczyła się m.in. wokół Korony Kielce prowadzonej przez Leszka Ojrzyńskiego ponad dekadę temu. Latem 2012 roku Janota rozstał się z holenderskim Go Ahead Eagles i został częścią zespołu, który otrzymał wtedy przydomek „banda świrów”. Było to nawiązanie do walecznego i zadziornego stylu drużyny, w którym nie było przesadnie wielkich nazwisk. – Taki styl, taka piłka, jak wtedy w Koronie, jak metody Leszka Ojrzyńskiego, mają rację bytu? – pytał dziennikarz. W tym momencie niespodziewanie znów pojawił się wątek byłego szkoleniowca Podbeskidzia. – Dzisiaj co niektórzy trenerzy podchodzą nawet za miękko. Chociaż są różni, wszystko zależy od charakteru. Leszek był taki, a Mokry jest inny, naprawdę inny – zaczął 33-latek. – Uważam, że jest wręcz za miękki. Powinien na nas parę razy ryknąć, sam mu to mówiłem. Jak ktoś popełnia błąd, kolejny raz, to zwróć mu uwagę dosadniej, żeby zrozumiał, że robi źle. A on (Mokry – red.) przychodzi do szatni, śmieje się i jest wszystko super - wyjaśniał Janota.

(gru)