Mój najlepszy mecz w karierze
Rozmowa z Patrykiem Szwedzikiem, skrzydłowym Ruchu Chorzów
– Teraz czas na derby! – mówi nam Patryk Szwedzik, bohater ostatniego meczu Niebieskich. Fot. Marcin Bulanda / Press Focus
To był pana drugi hat trick w karierze?
– Zgadza się. Udało mi się to wcześniej w II lidze w barwach drugiej drużyny Śląska Wrocław. Teraz jeszcze podniosłem poprzeczkę, bo dorzuciłem asystę. To był mój najlepszy mecz w karierze! (uśmiech).
Czuł pan, że na boisku wszystko panu wychodzi?
– Tak, ale czuję też, że szczególnie w pierwszej połowie miałem sytuacje, gdzie mogłem jeszcze coś strzelić. Na pewno mogę zaliczyć ten dzień od udanych. Wziąłem sobie piłkę, podpisze się na niej cała drużyna i zostanie na pamiątkę u mnie w domu. To fajna rzecz, będę mógł kiedyś opowiedzieć komuś, że był taki mecz ze Stalą Rzeszów (śmiech). Cały czas patrzę jednak do przodu, staram się być jeszcze lepszy i liczę, że to nie był mój ostatni hat trick.
Który z trzech goli dał panu największą satysfakcję?
– Myślę, że ten drugi. Wbiegłem za plecy obrońców, w czym bardzo dobrze się czuję. To była taka moja wizytówka.
Było w tym dużo egoizmu, bo Shuma Nagamatsu liczył na podanie „do pustej”.
– Shuma już w trakcie meczu pokazywał mi na telebim, że mogłem mu podać (śmiech). Jednak w takich sytuacjach, kiedy jestem sam na sam z bramkarzem, podejmuję decyzję o uderzeniu, jak na napastnika przystało. W takich momentach nie podaję (śmiech). Chciałbym zadedykować te bramki mojej narzeczonej i córce, które przechodzą teraz cięższy moment. Na pewno było to dla nich duże wsparcie.
Wyjściowo był pan ustawiony na skrzydle, ale w trakcie meczu często schodził w miejsce środkowego napastnika Tomasza Bały. Takie były założenia?
– Wiadomo, że muszę też patrzeć na to, czy Tomek schodzi pod grę i wtedy idę w jego miejsce. Wychodzi to ode mnie. Czuję, gdzie może spaść piłka i staram się tam wbiegać. W ostatnim meczu miałem z tego korzyści, więc będę to kontynuował. Dobrze nam się współpracuje. Tomek zaliczył przy moich golach dwie asysty, podał mi też piłkę, zanim sam asystowałem. Po meczu ze Stalą na pewno można powiedzieć, że jest nić porozumienia, ale ważne, aby to kontynuować i żeby nie był to tylko pojedynczy występ.
Ma pan cztery gole i asystę w sześciu meczach w Ruchu. Do tej pory pana najlepszy sezon był w GKS-ie Katowice w edycji 2021/22 – siedem bramek i trzy asysty. Będzie nowy rekord?
– Na pewno, mam taką nadzieję! Będę się starał, żeby przebić te statystyki. Trzeba mieć jednak chłodną głowę. Przede wszystkim liczy się drużyna i to, abyśmy wspólnie osiągali jak najwyższe cele. Nie naklejam sobie celów na lodówkę. Zawsze staram się grać jak najlepiej – lepiej niż w poprzednim sezonie. Do tego dążę. Skupiam się na tym, co tu i teraz. A teraz czas na derby.
Trener Waldemar Fornalik dał panu nowe wskazówki, inne niż trener Dawid Szulczek?
– Może nie nowe, ale trochę pozmienialiśmy. Było to widać w meczu ze Stalą. Dobrze też w niego weszliśmy i to nam mocno pomogło.
Jest pan przygotowany na ciężką harówkę u trenera Fornalika w trakcie przerwy reprezentacyjnej?
– Jeszcze nie miałem przyjemności trenować u Waldemara Fornalika, więc nie wiem, co mnie czeka (śmiech). Ale skoro tak mówicie, to muszę się przygotować!
Ostatnio grał pan w Chrobrym Głogów. Mocno odczuwa pan różnice, jeśli chodzi o otoczkę wokół klubów?
– Zdarzało mi się już grać mecze, gdy na trybunach było 30 tysięcy kibiców, więc nie było trudno mi się tu zaaklimatyzować. To nie jest problem. Wiadomo, że kibicowsko Głogów i Chorzów to zupełnie inna liga, natomiast w obu tych miejscach starałem się dawać z siebie wszystko. Grałem już na Górnym Śląsku, więc wiem, jaki tu jest klimat. Nie można ubierać barw klubowych i wychodzić sobie tak po prostu na miasto (śmiech). Szanuję to, bo taka tu jest historia. Wiem, że przed nami derby z Polonią Bytom. W spotkaniu ze Stalą pokazaliśmy, że warto przyjść w niedzielę na Stadion Śląski i wspierać nas na żywo.
Ważne pytanie – ile pan biega na 100 metrów?
– Uh, teraz ciężko mi powiedzieć. Pamiętam, że najwyższa prędkość, jaką osiągnąłem, to 36,1 km/h.
W Ruchu najwyższa?
– Jeszcze tutaj takiej nie miałem.
Ktoś mógłby pana przegonić?
– Myślę, że miałby ciężko (śmiech). Musielibyśmy się zmierzyć na 100 metrów. Powiedziałbym, że Aleksander Komor jest bardzo szybki, choć może tego tak po nim nie widać. W piłce nożnej nie biega się jednak na 100 metrów, częściej zmienia się kierunki. Wiadomo, że to się przydaje, ale najważniejsze są dynamika i zwinność.
Rozmawiał i notował Piotr Tubacki
