Sport

Modrić nie chciałby powtórki

Jest szansa, żeby przy okazji niedzielnego meczu Polski w Chorwacji doszło do niecodziennego wydarzenia.

Luka Modrić podczas konferencji prasowej w Portugalii, przy okazji poprzedniego występu reprezentacji Chorwacji. Fot. PAP/EPA

Otóż słynny Luka Modrić może zagrać przeciwko biało-czerwonym po raz pierwszy od… 18 lat! Debiut w kadrze narodowej zaliczył właśnie w 2006 roku (w towarzyskim zwycięskim meczu z Argentyną), a spotkanie z Polską było jego czwartym w reprezentacji. Warto sobie uzmysłowić, że podczas towarzyskiego starcia w Wolfsburgu, które było sprawdzianem przed mistrzostwami świata w Niemczech, Chorwacja przegrała z Polską 0:1 po golu Euzebiusza Smolarka, a dla Modricia była to jednocześnie… pierwsza porażka jako reprezentanta Chorwacji!

Potem już nigdy się z Modriciem nie spotkaliśmy, co jest dziwne, gdy uświadomimy sobie, że od 2006 rozegrał w reprezentacji 178 meczów, strzelając 26 goli (i zdobywając dwa medale na ostatnich dwóch mundialach). Dwa lata później, podczas mistrzostw Europy, kiedy Chorwacja wygrała 1:0 z Polską pod wodzą Leo Beenhakkera w austriackim Klagenfurcie – siedział na ławce rezerwowych. Potem już... nigdy – aż do teraz - nie odbył się mecz Polski z Chorwacją!

Co za frekwencja...

Zawsze podziwialiśmy Chorwatów. Ich umiejętność gry w piłkę szczerze nam imponowała. Jeszcze w czasach, kiedy Chorwacja stanowiła część Jugosławii – potrafiła napsuć nam krwi. Jugosłowianie często byli surowymi nauczycielami, choć za czasów bajecznego Ernesta Wilimowskiego to my eliminowaliśmy ich w kwalifikacjach do mundialu, a za czasów Kazimierza Górskiego wygrywaliśmy i na mundialu.

Jednak to właśnie z nimi omal nie doszło do dwucyfrowej klęski, jednej z najstraszniejszych porażek polskiej reprezentacji w dziejach! W 1936 roku Polska przegrała na wyjeździe z Jugosławią aż 3:9, a w składzie było czterech Chorwatów.

Z niepodległą już Chorwacją spotkaliśmy się dotąd ledwie pięć razy. O dwóch starciach wspomniałem na wstępie, przy okazji Modricia. Trzecie odbyło się w lutym 2003 roku w Splicie, a jest o tyle niezwykłe, że był to debiut selekcjonerski Pawła Janasa. To jedyne do zapamiętania, bo goli nie było (mimo ataku Olisadebe – Żurawski), a spotkanie oglądało ledwie… 500 widzów (to jedna z najmniejszych frekwencji w dziejach kadry)!

Polska w granatowych koszulkach

Wcześniej, w XX wieku, rozegraliśmy dwa wyjazdowe mecze towarzyskie. Kiedy Chorwaci rozgrywali pierwsze spotkania pod własną flagą, polska reprezentacja akurat… nie istniała. Trwała II wojna światowa, a tzw. Niepodległe Państwo Chorwackie było pod wpływem Państw Osi. Na mecze trzeba było zaczekać więc do lat 90. Niepodległa Chorwacja powstała w 1991 roku i jeszcze w tej samej dekadzie dorobiła się pierwszej świetnej drużyny. Na tyle mocnej, że podczas mundialu we Francji (1998) zdobyła trzecie miejsce. Zanim jednak tak się stało – spotkała się z Polską.

Pierwszy raz – w Rijece w 1996 roku. Pierwszą bramkę w rywalizacji obu państw zdobył świetny, nieżyjący już napastnik Górnika Zabrze Henryk Bałuszyński. Nie udało się jednak utrzymać tamtego prowadzenia: Chorwaci zwycięską bramkę strzelili dwie minuty przed końcem. Dwa lata później, w Osijeku, przed tak pamiętnym dla Chorwatów francuskim mundialem – było znacznie gorzej. Skończyło się 1:4, a gole strzelali Polsce tej miary artyści, co Alen Boksić czy Zvonimir Boban. Żółtko złapał słynny Davor Suker. Tamten mecz jest pamiętny także z niecodziennego powodu: otóż reprezentacja Polski zagrała w… granatowych koszulkach!

Tak właściwie jedno z tych wszystkich statystyk i tej całej opowieści wynika: otóż Polsce nigdy nie udało się wygrać z Chorwacją na wyjeździe. Czas to zmienić właśnie w niedzielę, panowie!

Paweł Czado