Nicolas Carvacho robił co mógł, ale MKS znowu przegrał i jego szanse na osiągnięcie play offu są coraz mniejsze Fot. Lukasz Sobala / PressFocus


MKS dalej od ósemki

Zespół z Dąbrowy Górniczej, który sezon rozpoczął znakomicie, prawdopodobnie nie znajdzie się w ogóle w fazie play off.


ORLEN BASKET LIGA

Dąbrowianie w hali na Bemowie grali z nożem na gardle. - Bardzo nam zależy na tej wygranej. Właściwie to musimy wygrać, żeby nadal liczyć się w rywalizacji o play off - zapowiadał przed spotkaniem w Warszawie Marcin Piechowicz, kapitan MKS. W hali na Bemowie życie szybko zweryfikowało plany zespołu z Dąbrowy Górniczej. Na pewno nie tak miała wyglądać pierwsza połowa, po której Legia miała już 19 punktów zaliczki (61:42). Dąbrowianie słabo wypadli pod tablicami (15-18 w zbiórkach w I połowie), byli gorsi w rzutach za trzy punkty (tylko 4 z 14, przy fantastycznej wręcz skuteczności rywali: 7 z 10!), Legia do przerwy grała na znakomitym procencie rzutów z gry (68 do 40). W zespole gości tylko do Nicolasa Carvacho za pierwsze dwadzieścia minut nie można było mieć zastrzeżeń. Chilijczyk robił co mógł - miał 13 punktów i 6 zebranych piłek. Stołeczna drużyna takich graczy miała co najmniej kilku - Christian Vital (16 punktów do przerwy!), niedawno pozyskany Tyran De Lattibeaudiere czy Josip Sobin i Grzegorz Kulka. Ponad 60 punktów straconych do przerwy po raz kolejny w tym sezonie wskazywało, że MKS ma wielki problem z grą w defensywie.

Druga połowa była szalona - czy to gospodarze zlekceważyli zagrożenie, czy to MKS rzucił wszystkie siły, w każdym razie przewaga miejscowych malała w oczach. Nie pomagały czasy brane przez Marka Popiołka czy kolejne roszady w składzie. Podopieczni Borisa Balibrei po trzech kwartach mieli 14 punktów straty, a na sześć minut przed końcem na tablicy wyników było już tylko 78:71. To nie koniec thrillera dla miejscowych kibiców, bo po kolejnych dwóch minutach oba zespoły dzieliło tylko oczko (78:77). Wydawało się, że MKS przejął inicjatywę i nic go nie powstrzyma, ale wtedy role znowu się odwróciły. Na finiszu dobrze zagrali warszawscy Amerykanie - Loren Jackson, Vital oraz Raymond Cowels. Ich rzuty zapewniły miejscowym bardzo ważne punkty.

Trudno wygrać mecz, gdy dwaj specjaliści w rzutach z dystansu nie mają w tej broni swojego dnia - Marc Garcia spudłował wszystkie cztery próby za trzy, a Lovell Cabbil w trójkach miał bilans 0/5.

Najlepszym zawodnikiem gospodarzy był Christian Vital z 23 punktami, 7 zbiórkami i 2 asystami. Nicolas Carvacho z MKS natomiast zaliczył double double - 21 punktów i 12 zbiórek, podobne osiągnięcie zanotował także Tayler Persons - 11 punktów i 10 asyst.

Taki wynik spotkania oznacza, że Legia jest bardzo blisko zapewnienia sobie gry w play offie, zaś MKS od tego celu oddalił się na dobre.

Boris Balibrea, trener MKS, nie krył rozczarowania: - Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była fatalna, zagraliśmy zbyt miękko, delikatnie w obronie. Nie potrafiliśmy ich powstrzymać, rywale robili co chcieli, trafiali z dystansu, po kontratakach. Po przerwie reakcja zespołu była dobra, nie zmieniliśmy w sumie nic poza mentalnością, udało się odrobić straty. W samej końcówce Legia trafiła kilka trudnych rzutów, mimo dobrego naszego krycia. To przesądziło o jej sukcesie.

Trener Marek Popiołek zaczął od laurki pod adresem przeciwników: - Bardzo się cieszę z tej wygranej, bo rywal był wymagający. Zespół z Dąbrowy Górniczej pokazuje przez cały ten sezon, że jest bardzo utalentowany jeśli chodzi o rozwiązania ofensywne, gra kreatywną koszykówkę i nigdy się nie poddaje. Czasami takie bardzo wysokie prowadzenie w pierwszej połowie trochę usypia zespół i niestety to się nam zdarzyło dzisiaj. W pierwszej połowie graliśmy świetnie, mieliśmy bardzo dobrą równowagę między rzutami za dwa i za trzy, dużo wolnych, które praktycznie wszystkie trafiliśmy, aż 17 asyst w pierwszej połowie. A w drugą część weszliśmy zbyt senni, nie byliśmy już głodni, ani tak zdeterminowani jak w pierwszej połowie. cieszę się, że w tym najtrudniejszym momencie dźwignęliśmy to, znowu grając solidnie w obronie i skutecznie w ataku.

Po upokarzającej porażce w Stargardzie władze Śląska zwolniły trenera Jacka Winnickiego. Nowym szkoleniowcem wrocławian ma być Serb Miodrag Rajković.

 

Legia Warszawa - MKS Dąbrowa Górnicza 93:86 (26:19, 35:23, 11:16, 21:28)

WARSZAWA: Vital 23 (3x3), Kolenda 8 (2x3), Holman 10 (1x3), Ponitka 6 (1x3), Wyka 2 - Jackson 10 (2x3), Sobin 8, Kulka 8, Cowels 3 (1x3), De Lattibeaudiere 15 (2x3). Trener Marek POPIOŁEK.

DĄBROWA GÓRNICZA: Cabbil 5, Wilczek 8 (2x3), Persons 11 (1x3), Williams 7 (1x3), Carvacho 21 - Kulikowski, Piechowicz 12 (4x3), Garcia 14, Słupiński 6, Kucharek 2. Trener Boris BALIBREA.


PGE Spójnia Stargard – WKS Śląsk Wrocław 93:67 (16:11, 24:20, 30:15, 23:21)

STARGARD: Daniels 15 (1x3), Langović 9 (1x3), Brown 16 (1x3), Gordon 10, Gruszecki 16 (1x3) - Simons 4, Kowalczyk, Łapeta 7, Stein 14 (2x3), Krużyński 2, Grudziński, Brenk. Trener Sebastian MACHOWSKI.

WROCŁAW: Nunez 12 (1x3), Gravett 7 (1x3), Klassen 17 (2x3), Gołębiowski 8 (1x3), Miletić 15 (1x3) - Wiśniewski, Zębski, Parachowski, Wojnalowicz 2, Nizioł 6. Trener Jacek WINNICKI.


Trefl Sopot - Krajowa Grupa Spożywcza Arka Gdynia 85:69 (16:21, 32:13, 21:21, 16:14)

SOPOT: Varadi 6 (2x3), Scruggs 18 (4x3), Best 9, van Vliet 11, Groselle 12 - Barnes 2, Musiał 13 (3x3), Witliński 2, Zyskowski 12 (2x3), Schenk. Trener Żan TABAK.

GDYNIA: Pluta 7 (1x3), Alford 12 (2x3), Kamiński 14 (2x3), Kenić 6 (1x3), Hrycaniuk 7 - Matczak 13 (1x3), Wilczek, Bogucki 9, Szumert, Marchewka 1. Trener Wojciech BYCHAWSKI.


Dziki Warszawa - Anwil Włocławek 67:95 (11:17, 22:24, 12:24, 22:30)

WARSZAWA: Green 14 (1x3), Coleman 14, Aleksandrowicz 2, Czujkowski, McGlynn 12 - Sanni 14 (1x3), Grochowski, Kopycki, Pamuła 2, Mokros, Nojszewski 2, Crawley 7 (1x3). Trener Krzysztof SZABLOWSKI.

WŁOCŁAWEK: Sanders 18 (3x3), Łączyński 6 (2x3), Petrasek 12 (1x3), Dimec 6, Garbacz 12 (2x3) - Bell 3 (1x3), Wadowski, Bojanowski, Joesaar 12 (2x3), Kostrzewski 9, Kyzlink 17 (4x3). Trener Przemysław FRASUNKIEWICZ.


Enea Stelmet Zastal Zielona Góra - Polski Cukier Start Lublin 91:103 (24:25, 26:21, 22:23, 19:34)

ZIELONA GÓRA: Hall 20, Musić 6, Kołodziej 25 (4x3), Rakocević 8, Woroniecki 6 (1x3) - Horne 7 (1x3), Kikowski 3 (1x3), Wójcik 0, English 14 (2x3), Lewandowski 2. Trener Virginijus SIRVYDIS.

LUBLIN: Durham 13 (1x3), O'Reilly 23 (3x3), Gabrić 19 (5x3), Karolak 8 (2x3), Benson 22 - Wade 6 (1x3), Pelczar, szymański, Put 3 (1x3), Szymkiewicz 9 (1x3). Trener Artur GRONEK.

 

Icon Sea Czarni Słupsk - King Szczecin 74:78 (21:24, 18:20, 12:18, 23:16)

SŁUPSK: Jankowski 3 (1x3), Caffey 9 (1x3), Griciunas, Kohs 14 (3x3), Teague 13 (2x3) - Dziemba 8 (2x3), Wójcik 13 (3x3), Tomczak 10, Leończyk 4. Trener Mantas CESNAUSKIS.

SZCZECIN: Woodson 10 (1x3), Mazurczak 15, Borowski 10, Udeze 10, Cuthbertson 8 (2x3) - Kyser 4, Meier 10 (2x3), Nowakowski 2, Żołnierewicz 9 (1x3), Żmudzki. Trener Arkadiusz MIŁOSZEWSKI.

 

 

Najbliższe mecze: Toruń - Dąbrowa Górnicza, Gliwice - Legia (oba 29.03.), Łańcut - Sopot, Lublin - Dziki (oba 30.03.), Włocławek - Słupsk (31.03.), Zielona Góra - Gdynia, Szczecin - Stargard, Wrocław - Ostrów Wielkopolski (wszystkie 01.04.)