Mizerny wicemistrz
Bogdan Nather
Nie będę gryzł się w język i powiem prosto z mostu - za wyniki na boisku w bieżącym sezonie piłkarze Śląska Wrocław powinni spalić się ze wstydu. Wicemistrzowi Polski nie przystoi bowiem być chłopcem do bicia, bezbronnym jak tarcza strzelnicza na poligonie, do której wszyscy bezkarnie walą bez opamiętania. W tej chwili drużyna z Oporowskiej, zajmująca w tabeli ostatnie miejsce, przypomina mi pięściarza, który wszystkie ciosy przeciwnika wyłapuje na szczękę oraz wątrobę i ledwo trzyma się na nogach. Po prostu wstyd!
Uważam, że to już najwyższa pora, by przestać cackać się z zawodnikami Śląska, w obawie, że mogą się obrazić. A niech tam, niech się obrażają, skoro gołe fakty przemawiają przeciwko nim. Proponuję walnąć w nich z grubej rury i to nie za zamkniętymi drzwiami, w zaciszu gabinetów i szatni, lecz przy otwartej kurtynie, by kibice dowiedzieli się, że ich zwierzchnicy nie czekają na rozwój wydarzeń z założonymi rękami.
Może wtedy „panowie piłkarze” zrozumieją, że to nie przelewki, a pracodawca w przypadku niezadowalających efektów pracy może uderzyć ich po kieszeni. I nie sięgnie „po drobne”, lecz kara musi być na tyle dotkliwa, by winowajcy to odczuli. To już nie te czasy, że „czy się stoi, czy się leży, 50 tysięcy się należy”. Nie dam się nabrać na tanie chwyty po przegranych meczach, gdy piłkarze drużyny z Oporowskiej robią tak niewinne miny, że nawet anioł zostałby przy nich uznany za notorycznego przestępcę. Nie ze mną takie numery!
Bardzo szanuję trenera wrocławian Jacka Magierę, nie tylko za jego osiągnięcia jako piłkarza i trenera, ale również za wysoką kulturę osobistą. Niestety, w momentach kryzysowych jest to - moim zdaniem - wada. Odnoszą wrażenie, że w swoich wypowiedziach i komentarzach jest zbyt ostrożny, by broń Boże kogoś nie obrazić. A powinien walnąć pięścią w stół i wyłożyć dosadnie, co mu leży „na wątrobie”. Tłumienie tego w sobie zazwyczaj przynosi odwrotny skutek od zamierzonego, bo podwładni najczęściej traktują to jako słabość trenera, a nie partnerskie traktowanie. To nie pora i miejsce na bezstresowe wychowanie (nawiasem mówiąc ktoś, kto wymyślił ten termin, naprawdę był oderwany od rzeczywistości), bo przecież nasze życie nie jest bezstresowe i trzeba się na wiele rzeczy „uodpornić”. Mój nieżyjący już tata wychowywał mnie surową ręką, za dobre uczynki zbierałem pochwały i nagrody, za złe - spotykała mnie kara. Niekoniecznie cielesna, chociaż takowych też kilka razy doświadczyłem. I mogę to z dumą powiedzieć, że z tego powodu nie wyrosłem na bandytę.
Ewentualne zarzuty, że piłkarzom Śląska zbyt wysoko zawieszam poprzeczkę, traktuję jako przejaw ignorancji. Przecież nikt nie zmuszał ich do uprawiania piłki nożnej, nikt nie wymagał, by zdobyli wicemistrzostwo Polski i grali w europejskich pucharach. Zwykło się mówić „widziały gały, co brały”, a ja powiem inaczej - chcieliście panowie profesjonalny rower, to teraz pedałujcie.
Amerykanie mają takie powiedzenie: „Porażka jest gorsza niż śmierć, albowiem z porażką musisz żyć”. Może i przesadzają, ale piłkarze z Oporowskiej powinni sobie tę maksymę przyswoić. Bo gdy spadną do 1. ligi, nikt nie będzie po nich płakał. W każdym razie nie niżej podpisany.
Bogdan Nather
Piłkarzom Śląska (na zdjęciu Petr Schwarz) na razie nie jest do śmiechu. Fot. Marcin Karczewski/PressFocus