Miły powrót do Rybnika
Rozmowa z Danielem Bewleyem, zawodnikiem Betardu Sparty Wrocław
Fot. Marcin Karczewski/PressFocus
W sezonie 2018 dołączył pan do ROW-u Rybnik i przez dwa sezony jeździł dla tego klubu. Jak się pan czuł, wracając na stadion przy Gliwickiej?
- Bardzo się cieszę, że wróciłem na ten tor. To właśnie w Rybniku rozpoczęła się moja przygoda z polskim żużlem. Każdy powrót tutaj będzie dla mnie bardzo miły. Nie wziąłem udziału w zbyt wielu meczach w Rybniku, ale spędziłem tutaj sporo czasu. Mam fajne wspomnienia. Doskonale pamiętam, że po treningach myliśmy swoje motocykle i szliśmy do chińskiej restauracji blisko stadionu, gdzie oglądaliśmy Grand Prix. To były fajne chwile.
Po remoncie tor w Rybniku uległ zmianie. Odczuł je pan?
- Startowałem w Rybniku w 2018 i 2019 roku, ale wiele szans odebrała mi kontuzja. Nie radziłem sobie dobrze. To było bardzo dawno temu, więc nie miałem teraz ze sobą żadnych notatek sprzed lat. Sporo się w Rybniku zmieniło, ale też… sporo pozostało niezmienione. Na przykład prezes Krzysztof Mrozek dalej jest szefem klubu. Dla mnie jest jak żużlowy ojciec. Fani mnie zapamiętali, miło zostałem przywitany, było bardzo sympatycznie.
Proszę przybliżyć Krzysztofa Mrozka jako „żużlowego ojca”?
- Gdy dołączyłem do ROW-u, zawsze traktował mnie jak syna. Tak też mnie nazywał, ale zgaduję, że wielu innych młodych zawodników w Rybniku to słyszy. Był więc dla mnie ojcem. I słowo „ojciec” było pierwszym, które poznałem, gdy przyjechałem do Polski.
Teraz nie miał pan sentymentów - 10 punktów z dwoma bonusami, a Sparta wygrała 50:40...
- W pierwszym biegu zdobyłem płatny komplet, ale jeśli mam być szczery, czułem, że jestem strasznie wolny. Dojeżdżając na drugim miejscu, pomyślałem, że trochę mi się poszczęściło. Gdy robiliśmy obchód toru, wydawało nam się, że będzie ślisko, a okazało się, że warunki na torze były takie, jakich nigdy wcześniej nie widziałem. Później czułem się jednak znacznie lepiej. I co najważniejsze, dobrze spisaliśmy się jako zespół. Brady Kurtz jeździł w Rybniku rok temu, więc skorzystaliśmy na jego doświadczeniu. Maciej Janowski punktował świetnie... I w ten sposób wygraliśmy. Tak po prostu się dzieje, gdy ma się mocną drużynę.
Właściwie to po dwóch seriach startów mogliście być pewni zwycięstwa. Czy to spotkanie mógł pan potraktować jako przygotowanie do sobotniej Grand Prix w Pradze?
- Nie myślę tak dużym wyprzedzeniem. Skupiam się na tym, co jest tu i teraz. Nie był to łatwy mecz, w którym można byłoby się skupić na innych celach. Ktoś mógłby powiedzieć, że ROW nie jest najtrudniejszym przeciwnikiem. Fakty są jednak takie, że Rekiny naprawdę potrafią być groźne. Rohan Tungate jest bardzo szybki i potrafi to pokazać. W piątek Maksym Drabik zademonstrował prędkość. Z kolei Nicki Pedersen to… Nicki Pedersen. To imię i nazwisko mówi samo za siebie. Jest takim zawodnikiem, po którym nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Dlatego Rybnika nie można lekceważyć.
Rozmawiał Kacper Janoszka
Bez złamań
W meczu ROW-u ze Spartą groźnie wyglądającemu wypadkowi uległ Gleb Czugunow. Po zderzeniu z Marcelem Kowolikiem Rosjanin z polskim paszportem niemal z pełną prędkością uderzył w dmuchaną bandę. Szybko został przetransportowany do szpitala. Badania nie wykazały jednak żadnych złamań. Zawodnik jest poobijany, ale został wypisany ze szpitala.