Tomasz Gębala był najlepszym zawodnikiem spotkania w Płocku. Fot. Paweł Bejnarowicz/PressFocus


Mistrza poznamy w niedzielę?

Po pierwszym meczu finałowym w lepszym położeniu jest Orlen Wisła Płock, ale teraz rywalizacja przenosi się do Kielc.


Na stronie internetowej Industrii Kielce widnieje informacja o drugim meczu, którego stawką jest mistrzostwo Polski. Obok niej „wisi” baner o treści: „Do gry wracamy w sierpniu, udanych wakacji”, choć w tym miejscu powinna być umieszczona informacja o trzecim i decydującym spotkaniu z udziałem hegemonów Orlen Superligi, którego termin jest znany (29 maja, godz. 21.00 w Kielcach). Czy to celowy chwyt marketingowy, czy brak wiary kielczan w odwrócenie stanu rywalizacji?


Sportowa złość

Wszelkie wątpliwości rozwiewa Tałant Dujszebajew, którego zespół przegrał pierwsze spotkanie w dramatycznych okolicznościach, po rzutach karnych. - Kwestia złotego medalu nadal pozostaje otwarta. Gdybyśmy wygrali w Płocku, to i tak w niedzielę musielibyśmy grać i wygrać, by nie doprowadzić do trzeciego spotkania. Zrobimy więc wszystko, żeby zwyciężyć we własnej hali. Zobaczymy czy damy radę i czy w środę będziemy mogli zagrać jeszcze raz... Mogę zapewnić, że będziemy mieli jeszcze więcej sportowej złości. Sportowej, bo nie chcę robić z tego wojny. To nie wojna, to sport i sportowa rywalizacja, której chcę w niedzielę - podkreślił długoletni szkoleniowiec kielczan. By jego zespół obronił tytuł, przed własną publicznością musi zaprezentować się zdecydowanie lepiej, zwłaszcza w ataku, niż przed pięcioma dniami w Orlen Arenie. Kirgiz nie lubi wracać do przeszłości, bo wychodzi z założenia, że czasu się nie cofnie, ale... - Dzień po pierwszym meczu czułem niedosyt. Myślę, że zasłużyliśmy na zwycięstwo. Możemy oczywiście wiele powiedzieć o ostatnim rzucie, ale... przyczyn porażki szukajmy w sobie. Analizujemy, co było dobre, a co złe. Pozytywne było na pewno to, że w porównaniu do finału Pucharu Polski (będąca trzy dni po wyczerpującym ćwierćfinale Ligi Mistrzów w Magdeburgu Industria przegrała 20:29 - przyp. red.), byliśmy innym zespołem. Jedynie zawodnicy, którzy uczestniczyli w zgrupowaniach i meczach reprezentacji, nie zagrali na swoim normalnym poziomie. Liczę, że na niedzielę będziemy trochę lepiej przygotowani.


Zapis niejednoznaczny

O ostatniej porażce jego zespołu powiedziano i napisano wiele. Przypomnijmy jednak, że doszło do niej w niezwykle kontrowersyjnych okolicznościach. Nikt nie kwestionował, iż w meczu, w którym oba zespoły skupiły się na defensywie, a pierwszoplanowymi postaciami byli bramkarze Chorwat Mirko Alilović (Płock) i Niemiec Andreas Wolff (Kielce), walczono „na noże”. Ataków na twarz, uderzeń łokciem pod żebra, szarpnięć i suplesów można się było spodziewać, bo nikt nie miał zamiaru odpuszczać, ale tego, że decydująca o remisie 22:22 bramka padnie z rzutu wolnego, nie można było przewidzieć. Zdaniem kielczan została ona zdobyta w sposób nieprawidłowy. Na powtórkach telewizyjnych widać wyraźnie, jak Kirył Samoiła wychyla się w prawo, odrywając prawą nogę od podłoża. Przed wypuszczeniem piłki z dłoni oderwał również nogę postawną (lewą), co jest niezgodne z przepisami. Mimo analizy wideo, sędziowie Michał i Robert Orzechowie z Gdańska zaliczyli trafienie Białorusina. - W naszym przekonaniu do karnych nie powinno dojść. Oglądaliśmy tę sytuację w szatni. Widać było, że Samoiła oderwał nogę. To był błąd sędziów, mimo że oglądali powtórkę - powiedział II trener mistrzów Polski, Krzysztof Lijewski, ale komisarz ligi widział to inaczej. - Dostępny w momencie wideoweryfikacji materiał nie był jednoznaczny i nie wykluczał zdobycia bramki zgodnie z przepisami - stwierdził Krzysztof Łebek. Sędziowie mieli możliwość analizy z... ośmiu kamer, ale nie z tej zza bramki, która była dostępna wyłącznie dla... widzów Polsatu Sport. - Właśnie ten obraz byłby najlepszy do oceny poprawności wykonania rzutu - dodał Łebek, czym de facto się pogrążył.


Protest odrzucony

„Według komisarza 8 kamer VR (wideo replay - przyp. red.) to zdecydowanie za mało, aby dostrzec to, co widać gołym okiem. Sędziowie mieli do dyspozycji nagrania z ośmiu kamer, tyle że żadna - zdaniem pana Łebka - nie była skierowana na 9 metr, skąd wykonywany był rzut wolny” - czytamy w piśmie podpisanym przez wiceprzewodniczącego rady nadzorczej kieleckiego klubu Jacka Cieplucha, który - komentując decyzję o odrzuceniu protestu Industrii - z ironią dodał: - Dwóch najważniejszych arbitrów meczu nie mogło dostrzec tego, co widziała cała Polska. Po raz kolejny zasady fair play zostały zdeptane, a całoroczna praca trenerów, sztabów i zawodników utonęła w niekompetencji. Zanim się coś napisze, warto się trochę zastanowić. Parafrazując: pismo jest srebrem, a milczenie złotem.


Sprawy tajemne

Niezależnie od kontrowersji, drugi mecz trzeba rozegrać i również zobaczy go cała Polska. Wypada mieć nadzieję, że przebiegnie on w lepszej atmosferze i znacznie płynniej niż pierwszy. Sędziowie, których nazwiska do końca były trzymane w tajemnicy, najzwyczajniej nie „udźwignęli tematu”, a z sytemu VR skorzystali aż 7-krotnie, wręcz sztywniejąc na widok delegata Mirosława Bauma, zaglądającego im przez ramię. Można było odnieść wrażenie, że całej trójce wydarzenia wymknęły się spod kontroli, na czym ucierpiało widowisko. Trudno sobie wyobrazić, by bracia Orzechowie poprowadzili niedzielne spotkanie. Kto więc to zrobi? Wczoraj jeszcze nie było wiadomo, ale wydaje się, że będą to Michał Fabryczny i Jakub Rawicki, sędziowie klasy międzynarodowej ze Śląska. Wiadomo, że delegatami będą ich doświadczeni krajanie, Joanna Brehmer i Marek Góralczyk, a ten duet nie da sobie w kaszę dmuchać. Fachowość pani Joanny została doceniona przez władze IHF i będzie reprezentować Polskę na igrzyskach olimpijskich w Paryżu. Oby w niedzielę główne role odegrali zwodnicy.


Górnik chciałby zakończyć

Nieco w cieniu meczów o złoto toczyć się będę spotkania o brązowy medal i utrzymanie w elicie. O 3. miejsce - tak jak przed rokiem - rywalizują Górnik Zabrze i Chrobry Głogów, a o zachowanie bytu Zagłębie Lubin i Padwa Zamość, wicemistrz Ligi Centralnej. Bliżej obrony brązowego medalu są zabrzanie, którzy w pierwszym starciu zdominowali rywali (28:21) i w sobotę wieczorem chcieliby postawić kropkę nad „i”. - Wynik nie pozostawia złudzeń, kto tego dnia był lepszy. Chyba każdy widział, z jaką konsekwencją był realizowany plan trenera Tomasza Strząbały, dostrzegł koncentrację, świetną postawę drużyny w obronie, kapitalne interwencje bramkarzy. Wszyscy wykonali zadanie, a wielki mecz rozegrał Taras Minocki, który zdobył 10 bramek. Drużyna zapowiadała, że jedzie do Głogowa wygrać i dotrzymała słowa - powiedział dyrektor klubu z Zabrza, Dariusz Czernik. - W sporcie najważniejszy jest ostatni krok, a ten trzeba postawić w sobotę. Fajnie, że wygraliśmy z Chrobrym trzy razy z rzędu, jednak dopiero zwycięstwo numer 4 sprawi, że będziemy mogli powiedzieć, iż praca została wykonana, a cel ma ten sezon osiągnięty.

W Zabrzu planowany jest komplet publiczności, która ma stworzyć niezapomnianą atmosferę, a 40 minut po końcowym gwizdku zobaczyć ceremonię medalową. - Do tego potrzebne jest zwycięstwo. Jeśli po nie sięgniemy, to będziemy się cieszyć, a z hali wyjdziemy po 23. Myślę jednak, że nikt z tego powodu nie będzie narzekał - uśmiechnął się dyrektor Czernik.

Marek Hajkowski


12

RAZY z rzędu mistrzem Polski byli kielczanie, którzy walczą o 21. złoty medal.


CZY WIESZ, ŻE...

Jeśli Taras Minocki zdobędzie w sobotę 11 bramek, drugi raz z rzędu sięgnie po koronę króla strzelców. Na ten moment Ukrainiec z Górnika ma 152 gole, a wyprzedza go jedynie Paweł Podsiadło (Grupa Azoty Unia Tarnów), który już zakończył sezon.


WEEKEND W KOLE

ORLEN SUPERLIGA MĘŻCZYZN

BARAŻ O UTRZYMANIE

Piątek, 24 maja

ZAMOŚĆ, 19.00: KPR Padwa - MKS Zagłębie Lubin

O 3. MIEJSCE

Sobota, 25 maja

ZABRZE, 20.00: Górnik - KGHM Chrobry Głogów (stan rywalizacji do dwóch zwycięstw 1-0)

FINAŁ

Niedziela, 26 maja

KIELCE, 20.00: Industria - Orlen Wisła Płock (stan rywalizacji do dwóch zwycięstw 0-1)