Mistrz pręży muskuły

Angolczyk Afimico Pululu z Jagiellonii w walce z Ukraińcem Romanem Jakubą z Puszczy. fot. PAP/Artur Reszko

Mistrz pręży muskuły

Jagiellonia Białystok udanie zainaugurowała rozgrywki, choć łatwo nie było.

Jagiellonia od początku meczu z Puszczą przeważała. Mistrzowie kraju zaatakowali, chcąc jak najszybciej strzelić gola, jednak rywale... nic sobie z tego nie robili. Goście z Małopolski postawili mur, który był nie do przebicia, a w kilku newralgicznych momentach pierwszej połowy pomogło im szczęście.

Zero z tyłu

- Jak tu się dobrać do Puszczy, jak ich złamać w ataku pozycyjnym - zastanawiał się zapewne trener Adrian Siemieniec. Jagiellonia próbowała, aktywny był zwłaszcza Dominik Marczuk, jednak bramkarz Kevin Komar i jego obrońcy spisywali się świetnie. W 13 min piętą strzelał Afimico Pululu i choć zrobił to efektownie, trafił w słupek.

Gospodarze mogli objąć prowadzenie tuż przed przerwą. Nie dopisało szczęście, a właściwie dobrze zaprezentował się Komar. Popisał się refleksem, gdy Jesus Imaz sprytnie trącił piłkę po wrzutce ze skrzydła.

Goście uwierzyli

Wydawało się, że w drugiej połowie gospodarze zaatakują z większą werwą, jednak Puszcza był jak gaz - niby niewidoczna, a paraliżowała. Sama też próbowała coś strzelić. Kibice gospodarzy zamarli w 60 min, gdy ukraiński obrońca Puszczy Roman Jakuba padł w polu karnym. Sędzia przerwał grę, skorzystał z VAR-u, ale karnego nie podyktował. Przerwa trwała jednak zdecydowanie za długo.

Dobrą zmianą okazał się wpuszczony w przerwie Koreańczyk Jin-hyun Lee, który rozruszał gości. Puszcza zaczęła wierzyć, że może coś zdziałać.

„Jaga" bierze wszystko

Ostatecznie decydujące ciosy zadali jednak mistrzowie Polski. O zwycięstwie Jagiellonii przesądziła fantastyczna akcja rezerwowych. Miki Villar dostał piłkę na lewym skrzydle i popisał się genialnym podaniem do tyłu zewnętrzną częścią stopy. Do piłki podbiegł Nene i przywalił z pierwszej piłki. Futbolówka przełamała ręce Komara i wpadła do bramki. Trochę było w tym winy bramkarza, który do tej pory spisywał się bez zarzutu.

Zwycięstwo gospodarzy jest zasłużone, do końca kontrolowali boiskowe wydarzenia. Nie ma w tym niespodzianki - mistrz Polski ograł zespół, który zadowoli się utrzymaniem. Białostoczanie nie pozwolili rywalom na wiele. Mało tego - w doliczonym czasie rezerwowy środkowy napastnik 23-letni Francuz Lamine Diaby-Fadiga strzelił wspaniałego debiutanckiego gola! Zatańczył między czterema obrońcami i wpakował piłkę do bramki. Co za fantazja, co za wyszkolenie!

Niespodzianki więc nie było. I tak powinno być. Nie ma rozpaczliwej obrony, tylko zarządzanie wynikiem. Oczywiście, że nie był to wielki występ gospodarzy. Kibice Jagiellonii na pewno jednak opuszczali stadion zadowoleni. Teraz przez mistrzem Polski wtorkowy mecz w europejskich pucharach na Litwie.

(pacz)