Alex Dujszebajew (z lewej) kolejny raz potwierdził, że jest zawodnikiem wybitnym. Fot. PAP/Szymon Łabiński


Mistrz pokazał jakość

Przetrzebiona kontuzjami Industria jechała do Płocka odrobić jednobramkową stratę z pierwszej rundy, a wręcz zmiotła rywali.

 

Hit, szlagier, derby Polski, święta wojna - w ten sposób od lat określa się konfrontacje zespołów z Płocka i Kielc. Nic dziwnego, bo Wisła i Industria (nazwa kieleckiego klubu zmieniała się często) to hegemoni Superligi, a przy tym uczestnicy Ligi Mistrzów, którzy bronią honoru Polski w Europie, choć w ich składach więcej jest obcokrajowców niż naszych rodaków. To głównie obcokrajowcy stanowią o jakości obu ekip i nie inaczej było wczorajszego wieczora w wypełnionej po brzegi Orlen Arenie. Większość stanowili nie do końca kulturalni fani „nafciarzy”, więcej też było zawodników Wisły.

 

12 gniewnych ludzi

Powodem tego drugiego były liczne kontuzje u obrońcy tytułu. Nie mogli zagrać Andreas Wolff, Tomasz Gębala, Nicolas Tournat, Daniel Dujszebajew, Szymon Sićko i Szymon Wiaderny. - Dopóki jest nas sześciu w polu plus bramkarz, będziemy grać o zwycięstwo - to zdanie trener Tałant Dujszebajew powtarzał w tym sezonie do znudzenia, bo chyba w żadnym ze spotkań nie był w stanie zmontować 16-osobowego składu. Wczoraj zebrał 12 zdrowych i po raz kolejny potwierdziło się, że w szczypiorniaku nie decyduje ilość, tylko jakość, a ta była po stronie kielczan. - Nie będę się bawił w typera. Niech wygra lepszy - powiedział w studiu Polsatu Sport selekcjoner reprezentacji Marcin Lijewski, zaś związany przez długie lata z kieleckim klubem jego były partner z boiska Grzegorz Tkaczyk stwierdził krótko: - W tym meczu faworytem jest Wisła i ona zwycięży.

Jak się okazało długoletni kapitan biało-czerwonych mocno się pomylił.

 

Bez presji, bez strachu

Gdyby sezon składał się tylko z 26 serii, kielczanie cieszyliby się z kolejnego złota, bo wczoraj odrobili straty z pierwszego meczu (przegrali 28:29) i tym samym wyprzedzili płocczan. Czeka ich jednak play off i wiele wskazuje, że w finale zmierza się z Wisłą. Wczoraj nie było u nich widać presji, problemy kadrowe wyparowały z głów i od początku narzucili rywalom swój styl gry. Choć wynik otworzył Miha Zarabec, trzy kolejne próby płocczan zakończyły się interwencjami Sandro Mestricia i goście prowadzili 3:1. Industria wygrywała do 12 minuty, kiedy na tablicy ukazało się 6:6, a po kwadransie płocczanie ponownie wyszli na prowadzenie (8:7). Był to dla nich ostatni wynik na plusie. Po 2 minutach goście prowadzili 9:8, a w 20 min po raz pierwszy różnicą dwóch bramek - 11:9. Kiedy Tin Licin rzucił gola na 10:11, trener Dujszebajew poprosił o przerwę. Rozpisał akcję, polecił kto ma co zagrać, ale więcej do powiedzenia miał jego syn Alex. - Gramy długo, spokojnie, nie gubmy piłek w ataku i stójmy mocno w obronie - powiedział kapitan kielczan, a koledzy go posłuchali. Po golu Hankura Thrastarsona (11:13) o czas poprosił Xavi Sabate. Wydzierał się na zdezorientowanych zawodników, posługując się hiszpańskim, polskim i angielskim. Niewiele pomogło, choć na kilka sekund przed przerwą był remis. Ostatnie słowo w premierowej odsłonie należało jednak do Arstema Karaleka. Białoruski obrotowy wraca do wysokiej formy, co potwierdził golem na 14:15.

 

Kiepscy bramkarze

Od 23 min kielczan było jedenastu, bo Francuz Benoit Kounkoud lekko się „zagotował”, popełniając dwa faule w jednej akcji obronnej, a że drugi faul był uderzeniem w twarz, zobaczył czerwoną kartkę. Znakomicie jednak spisywał się jego rodak, Dylan Nahi. Nominalny lewoskrzydłowy opanował już grę na kole. W jednej akcji podkręcił kostkę i upadł na plecy, ale to mu nie przeszkodziło w efektownej grze i takichże bramkach, którymi ośmieszał płockich golkiperów. - Nie pomogliśmy za bardzo w tym spotkaniu - zwieszał głowę Marcel Jastrzębski, który odbił raptem 7 z 32 piłek, a Mirko Alilović zaledwie 1 z 10.

W 37 min drużyna gości wyszła na 19:16 i trener Sabate zarządził czas. Uwag trenera gospodarze nie wykorzystali, za to do czterech goli (20:16) podwyższyli prowadzenie kielczanie. W 45 min było już 17:24. Na chwilę Wisła poderwała się do walki. W 49 min było 21:26, lecz podopieczni trenera Dujszebajewa nie pozwolili sobie wydrzeć zwycięstwa iz awansu na szczyt tabeli.

 

Duma i smutek

- Wielki szacunek dla chłopaków. Było nas niewielu, a zdołaliśmy się przeciwstawić tak mocnej drużynie jak Wisła. Walczyliśmy od początku do końca, świetnie funkcjonowała nasza defensywa, choć nie tworzyli jej nominalni obrońcy. Jestem dumny z zespołu i walczymy dalej, bo sezon się jeszcze nie skończył, a czeka nas też rywalizacja w Lidze Mistrzów. To zwycięstwo na pewno jeszcze bardziej nas podbuduje - podkreślił prawy rozgrywający Industrii Alex Dujszebajew, który zanotował doskonały występ.

- Nie spodziewaliśmy się tak słabej gry. Nie przesadzę jeśli powiem, że przeszliśmy obok meczu. Nie potrafię powiedzieć, czemu nic nam nie wychodziło. Możemy tylko przeprosić kibiców - przyznał obrotowy Wisły, Dawid Dawydzik.

 

Orlen Wisła Płock - Industria Kielce 29:34 (14:15)

WISŁA: Jastrzębski, Alilović - P. Krajewski 6/4, Daszek 2, Zarabec 3, Dawydzik, Lucin 8/3, Mihić 6, Fazekas 1, Susnja, Mindegia 1, Terzić, Piroch 1, Serdio, Żytnikow 1, Sroczyk. Kary: 8 min. Trener Xavi SABATE.

KIELCE: Mestrić, Wałach - Paczkowski, A. Dujszebajew 3, Karacić 6, Nahi 9/3, Olejniczak 2, Surgiel 5, Moryto 4/1, Karalek 2 (CZK, 57 min - gradacja kar), Kounkoud (CZK, 23 min - atak na twarz), Thrastarson 3. Kary: 10 min. Trener Tałant DUJSZEBAJEW.

 


1-8 - play off, 9-14 - play out


Marek Hajkowski

 

45

RZUTÓW

oddali kielczanie, z czego 42 celne; płocczanie rzucali 39 razy i 35-krotnie w światło bramki.

 

83

DNI

była na prowadzeniu Orlen Wisła Płock. Wczoraj fotel lidera musiała oddać mistrzowi Polski.