Mistrz bez obrony
Jagiellonia pokazała jak nie grać w defensywie. Cracovia zniszczyła ją stałymi fragmentami.
Białostoczanie po raz pierwszy przegrali w lidze, ale biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki - już trzeci raz z rzędu. Takiej serii trener Adrian Siemieniec jeszcze nie miał. Krakowianie na wyjazdach czują się z kolei jak ryba w wodzie i zdobyli komplet punktów w trzech meczach.
Trener z „asystą”
Po nieudanej walce o Ligę Mistrzów gospodarze dali odpocząć kilku podstawowym zawodnikom. Dominik Marczuk był poza kadrą, a inne asy ofensywy – Afimico Pululu i Jesus Imaz – podnieśli się z ławki, gdy w drugiej połowie trzeba było odrabiać straty. Nie dali jednak rady złamać defensywy Cracovii, która w drugiej połowie nie dopuściła do ani jednej stuprocentowej sytuacji. Kontuzjowanego Kamila Glika godnie zastąpił Arttu Hoskonen. Z przymrużeniem oka można powiedzieć, że przy golu na 0:1 asystę drugiego stopnia zaliczył trener Dawid Kroczek, który szybko podał piłkę do Davida Olafssona. Islandczyk także bez zbędnej zwłoki rzucił ją z autu w stronę Benjamina Kallmana, a ten już wiedział, co zrobić ze zdezorganizowaną obroną gospodarzy.
Akcja „palce lizać”
W wykonaniu „Pasów” było to spotkanie stałych fragmentów, którymi mocno psuli krew mistrzowi Polski. Na 2:2 trafił Jakub Jugas, czekający w polu karnym po rozegraniu rożnego. Przy trzecim golu zza linii bocznej podawał Virgil Ghita, na bliższy słupek zbiegł i przedłużył lot piłki Mick van Buren. W doliczonym czasie Cracovia skarciła gospodarzy kontrą – po podaniu Janiego Atanasova trafił Mateusz Bochnak. Po szybkim golu „Pasów” Jagiellonia wróciła na właściwe tory w ofensywie. Wyrównał Lamine Diaby-Fadiga po podaniu Tarasa Romańczuka, a chwilowe prowadzenie dzięki dograniu Darka Churlinova i trafieniu Jarosława Kubickiego objęła po akcji, której powtórki można oglądać do znudzenia! Jagiellonia broniła jednak fatalnie i ostatecznie nic podniosła z boiska nawet punktu.
Michał Knura
GŁOS TRENERÓW
Dawid KROCZEK: - Po pierwszej bramce graliśmy zbyt zachowawczo, straciliśmy intensywność i wiarę, że możemy strzelić kolejną. Skończyło się tym, że po kilkudziesięciu minutach przegrywaliśmy 1:2, ale bardzo ważne było, że potrafiliśmy się podnieć.
Adrian SIEMIENIEC: - Nie przystoi nam tylu tracić na własnym stadionie. W polu karnym nie można dawać przestrzeni, szczególnie przy stałych fragmentach, z których straciliśmy trzy gole. My mieliśmy ich dużo i dobrze byłoby to wykorzystać, bo ten element bardzo często decyduje.