Milczenie jest złotem. Również w piłce

Rodri świętuje na placu w Madrycie. Szkoda, że nie ograniczył się tylko do świętowania

Milczenie jest złotem. Również w piłce

Piłka nożna ma wielką moc rażenia. Najlepsi piłkarze skupiają na sobie uwagę całego świata. Ludzie słuchają, co ich idole mają do powiedzenia, ci mniej wyrobieni często traktują ich słowa jak wyrocznię.

Z DRUGIEJ STRONY

Piłka nożna ma wielką moc rażenia. Najlepsi piłkarze skupiają na sobie uwagę całego świata. Ludzie słuchają, co ich idole mają do powiedzenia, ci mniej wyrobieni często traktują ich słowa jak wyrocznię. Niestety; zdarza się, że futboliści ulegają pokusie wypowiadania się na tematy, o których nie mają pojęcia. I nie chodzi mi tu wcale o perfidne podpuchy dziennikarzy, którzy chcieliby mieć sensacyjny materiał. Po prostu – czasem coś chlapną. Tak jak chlapnął Rodri.

Po hiszpańskim triumfie podczas Euro kastylijskie, katalońskie, baskijskie czy galicyjskie miasta... wyległy na ulice. W Madrycie na jeden z placów przyszły potężne tłumy, by wspólnie z piłkarzami świętować tytuł. W pewnym momencie mikrofon wziął do ręki Rodri – piłkarz, który podczas mistrzostw w Niemczech potwierdził fenomenalny talent; będziemy mieli szczęście oglądać go zapewne przez jeszcze wiele lat.

Tymczasem w Madrycie Rodri – ni stąd, ni zowąd – zaintonował przyśpiewkę „Gibraltar jest hiszpański”. Rodri to Rodri – szybko podchwycili ten zaśpiew fani i inni zawodnicy. Być może piłkarzowi chodziło o utarcie nosa finałowym przeciwnikom – formalnie Gibraltar jest przecież terytorium należącym do Wielkiej Brytanii, a w finale Hiszpanie pokonali Anglików.

Przynależność Gibraltaru do korony angielskiej boli wielu Hiszpanów, ten stan trwa zresztą ponad 300 lat. W 1704 roku admirał George Rooke zdobył gibraltarską twierdzę. Kilka lat później traktaty pokojowe uregulowały tę kwestię: Gibraltar został przekazany Wielkiej Brytanii jako wieczysta kolonia. A choć Hiszpania domagała się anulowania tych zapisów jeszcze w latach 60. XX wieku, to referendum z 1967 roku nie pozostawiło wątpliwości – ponad 99 procent mieszkańców opowiedziało się za opcją brytyjską. Ciągle jest to więc brytyjskie terytorium zamorskie.

- Przecież grasz w Anglii – zdziwił się jeszcze na scenie Alvaro Morata, Rodri to zawodnik Manchesteru City.

- Mnie to obojętne – odparł sprawca zamieszania.

Wiadomo, że to, co wydarzyło się na placu w Madrycie, w zamierzeniu miało być jedynie żartem – zapewne w intencji piłkarza „niewinnym”. Jednak tylko naiwniak mógłby jednak spodziewać się, że zdarzenie nie wywoła żadnych reperkusji.

Uderz w stół, nożyce się odezwą. Oczywiście zabrzęczały! Gibraltarska federacja zdążyła już złożyć oficjalną skargę do UEFA. Zwróciła uwagę na ”niezwykle prowokacyjny i obraźliwy charakter obchodów związanych ze zwycięstwem reprezentacji Hiszpanii w Euro 2024”. Gibraltarski związek futbolowy podkreśla, że w piłce nie ma miejsca na takie zachowania. Tamtejszy rząd zdążył nazwać to dyskryminacją.

Rodri swoim wystąpieniem nie osiągnął niczego, nie zwrócił uwagi świata na coś nieoczywistego. A Hiszpania może tylko spodziewać się jedynie kar od piłkarskiej federacji, niczego więcej. Powtórzę; Rodri to świetny piłkarz, miałby być może dostać nawet za obecny rok „Złotą Piłkę”. Czy to wystąpienie zbliżyło go do niej? Ciekaw jestem, czy w ogóle żałuje tych spontanicznych słów, które wywołały burzę.

Piłka zawsze jest jednak blisko polityki, bo jest idealną soczewką. W trakcie Euro kontrowersje wzbudził choćby gest gwiazdy drużyny tureckiej, Meriha Demirala, który po zdobyciu drugiej bramki w meczu z Austrią zademonstrował tzw. wilczy salut, gest kojarzony ze skrajne prawicową organizacją terrorystyczną Szare Wilki (zaangażowane m.in. w zamach na Jana Pawła II). UEFA zawiesiła piłkarza, Turecki Związek Piłki Nożnej zaskarżył tę decyzję, a Erdogan nazwał polityczną. Tak czy inaczej – Demiral nie zagrał w ćwierćfinale z Holandią, Turcja przegrała i odpadła. Warto było?

W historii Polski jest jeden moment, w którym polityczna demonstracja na stadionie do dziś jest dobrze kojarzona. Warto go przywołać, nie został jednak wywołany przez żadnego piłkarza. Chodzi o epizod podczas meczu Polaków ze Związkiem Radzieckim rozgrywanym na mistrzostwach świata w 1982 roku. Na trybunach pojawiły się transparenty ”Solidarności”, co było wymierzone w komunistyczny reżim. Potraktowano to jako triumf demokratycznej opozycji.

Tak czy inaczej: futbol to futbol. Wydaje mi się, że warto zostawić piłkę piłce, a politykę – politykom.

Paweł Czado