Sport

Mieszane uczucia

Drużyna Ireneusza Mamrota w domowym meczu z Wisłą Płock zdobyła tylko punkt.

Bramkarz Miedzi Jakub Wrąbel po poniedziałkowym meczu starał się szukać pozytywów. Fot. Ernest Kołodziej/miedzlegnica.eu

MIEDŹ LEGNICA

Remis 2:2 z „Nafciarzami” sprawił, że drużyna Ireneusza Mamrota po 17. kolejce Betclic 1. Ligi straciła fotel wicelidera na rzecz Arki Gdynia. „Miedzianka” ma wprawdzie jeszcze zaległy mecz z Wisłą Kraków, ale to zapewne będzie pojedynek z gatunku „na dwoje babka wróżyła”.

Zabrakło szczęścia

– Na pewno jesteśmy trochę zawiedzeni, bo liczyliśmy na trzy punkty, żeby umocnić się na drugiej pozycji – powiedział bramkarz Zielono-niebiesko-czerwonych”, Jakub Wrąbel. – Ale mimo wszystko trzeba ten remis szanować, bo w walce o awans każdy punkt może być ważny, czy to z drużyną z góry, czy z dołu. Dlatego szanujemy remis z Wisłą, lecz spodziewamy się, że w kolejnym pojedynku, z GKS-em Tychy, zdobędziemy trzy punkty. Czy mogłem zrobić coś więcej przy straconych bramkach? – zastanawia się 28-letni golkiper. – Przy pierwszym golu miałem małe szanse na skuteczną interwencję, ponieważ dostałem piłkę powrotną i w dodatku lekkiego loba, więc trudno było sięgnąć. Natomiast przy drugiej na pewno zabrakło mi trochę szczęścia, bo przede mną stało kilku zawodników i nie widziałem piłki. W ostatniej chwili wyciągnąłem rękę i nogę, ale akurat tak się odbijała, że mnie minęła. Na pewno cieszę się, że w kilku przypadkach miałem okazję się wykazać i wywiązać ze swoich obowiązków. Z jednej strony cieszę się zatem, że pomogłem drużynie, ale z drugiej żałuję, że „dostaliśmy” dwie bramki, bo dawno tylu goli nie straciliśmy. Wierzę, że w następnym spotkaniu zagramy z tyłu na zero.

Gwoli uzupełnienia dodajmy, że drużyna znad Kaczawy w rundzie jesiennej po dwa gole straciła jeszcze w meczach z Arką Gdynia (1:2), Stalą Stalowa Wola (4:2) i GKS-em Tychy (2:2).

Lepszy rydz niż nic

Trener „Miedzianki” Ireneusz Mamrot ocenę meczu z Wisłą Płock rozpoczął niestandardowo, bo od... negatywów. – Pierwsza połowa to zdecydowanie nasze najsłabsze 45 minut w tym sezonie w Legnicy, bo jeszcze słabiej zagraliśmy w Rzeszowie ze Stalą – powiedział 54-letni szkoleniowiec. – Ale z pierwszych trzech kwadransów i tak wyciągnęliśmy maksa, bo strzeliliśmy wyrównującą bramkę przed zejściem na przerwę. To było bardzo ważne. Druga połowa była zdecydowanie lepsza w naszym wykonaniu, świadczy o tym chociażby liczba sytuacji do zdobycia bramki, które wykreowaliśmy. Z tego na pewno możemy być zadowoleni, jednak wciąż szwankuje u nas skuteczność. Przy prowadzeniu 2:1 wyszliśmy we dwóch na jednego przeciwnika, lecz źle tę akcję rozegraliśmy i nie podwyższyliśmy wyniku. To był pierwszy moment przełomowy dla losów tego meczu. Drugi był już przy 2:2, gdy Damian Michalik nie wykorzystał okazji na trzeciego gola. To trochę podcięło nam skrzydła, a pokazuje, że nieskuteczność z naszej strony była dosyć duża. Z jednej strony towarzyszy nam uczucie niedosytu, ale z drugiej trzeba uczciwie przyznać, że po pierwszej połowie mogliśmy przegrywać 0:2 i taka strata byłaby trudna do odrobienia. Punkt zawsze wzbudza niedosyt, ale gorszy byłby przegrany mecz.

Kolejny debiutant

W poniedziałkowym spotkaniu po raz pierwszy zagrał na zapleczu ekstraklasy 20-letni napastnik, Michał Kaczmar. To był w ogóle jego debiut w zespole seniorów Zielono-niebiesko-czerwonych”. Wychowanek klubu FAT Oława pojawił się na boisku w 78 minucie, zastępując Iwo Kaczmarskiego. To kolejny młodzieżowiec zaliczający pierwsze minuty na pierwszoligowym poziomie w tym sezonie w zespole „Miedzianki”. Przed nim tego zaszczytu dostąpili 17-latkowie: Igor Szymoniak (cztery mecze) i Igor Maliszewski (jeden występ).

Bogdan Nather