Sport

Między słupkami a brzegiem superpucharu

WYMIANA KOSZULEK - Wojciech Kuczok

Byłoby ze strony trenera nietaktem, a nawet okrucieństwem odebranie Wojciechowi Szczęsnemu niepowtarzalnej szansy na udział w niedzielnym El Clasico. Zwłaszcza, że nie trzeba było jasnowidza, żeby przewidzieć finalistów Superpucharu Hiszpanii – obie legendy iberyjskiej piłki uporały się planowo z rywalami, dzięki czemu rok rozpoczniemy z grubej rury – zimowym Gran Derbi w Arabii. Całą jesień nasz bramkarz pokornie przesiedział na ławce i pewnie w przyszłym tygodniu znów na nią wróci, ale już po przygodzie życia, jaką będzie występ w bramce Barcelony przeciw Realowi. Głos ludu skrzętnie zebrany w ankietach też przemawia za Polakiem – Katalonia chce Szczęsnego między słupkami. Wesołe jest życie emeryta, wesoły też jego styl bronienia. Od kiedy pamiętam, Szczęsny stres zabijał nonszalancją – tak też wydarzyło się w środowym meczu przeciw Athletic Bilbao. Wybronił co się dało, czego się nie dało, to wpuścił, a i tak zachował czyste konto dzięki VARom, parę razy wyszedł brawurowo poza pole karne, ale biedy sobie nie napytał (raz było blisko, ale swój błąd błyskawicznie naprawił). Najbardziej soczysty strzał przeciwników bezczelnie wyłapał, choć 9 na 10 bramkarzy raczej sparowałoby to uderzenie. Piłkę nogami rozgrywał wedle zaleceń, po ziemi do obrońców, choć skusił się na co najmniej dwie celne lagi na Robercika. Stary dobry Szczęsny wrócił, oglądało się ten mecz głównie ze względu na jego powrót z piłkarskich zaświatów, bo Lewy miał wyjątkowo kiepski wieczór, znów spaprał idealną sytuację, podawał niecelnie, więcej piłek stracił niż pozyskał. Nie przegapmy tej okazji: obstawiam że w La Liga Szczęsnego nie zobaczymy, ten cały Superpuchar po arabsku to fajne urozmaicenie zimowe, ale w hierarchii prestiżu ustępuje rozgrywkom ligowym i Champions League; nasz bramkarz nie wdarł się do pierwszego składu wskutek kontuzji czy też spadku formy Inakiego Peni, tylko z powodu kwestii dyscyplinarnych. Hansi Flick nie wyglądał w ostatnich miesiącach na takiego, co to czeka na byle pretekst, żeby Penię odsunąć do rezerw. Owóż, pisząc o „starym dobrym Szczęsnym” mam na myśli ów margines niepoczytalności, który cechował zawsze bramkarzy wybitnych i różnił ich od tych wyłącznie solidnych. Nie wspominam o efekciarzach z Ameryki Łacińskiej, którzy w trosce o atencję wyczyniali fikołki (Higuita, Chilavert, czy Campos) na granicy ryzyka i nie zawsze z tej rosyjskiej ruletki wychodzili cało, ale o golkiperach z topu wszechczasów. Mam na myśli choćby Manuela Neuera, który grę bramkarską zrewolucjonizował, będąc zarazem ostatnią instancją i rozgrywającym, z perfekcyjnie opanowanym dryblingiem i celnością crossowych podań. Barca skrajnie wysoko ustawia linię defensywy, właśnie skutecznymi pułapkami ofsajdowymi zniszczyła morale Kyliana M’Bappe w ostatnim El Clasico, a taka strategia niejako wymusza na bramkarzu wycieczki daleko poza pole bramkowe. Musiał Szczęsny parę razy „przyNeuerować”, być może czynił to nie do końca pewnie, ale z wszystkich decyzji się ostatecznie wybronił, a parę razy wyjął co trzeba, ratując kolegów. Mnie się podobało, Szczęsny kocha adrenalinę, dlatego jest mistrzem obrony karnych i tym gra lepiej, im w większych opałach drużyna się znajduje – nie lubi się nudzić w bramce, może dlatego najlepsze mecze rozgrywał właśnie w kiepskiej kadrze narodowej, a nie w dominujących Arsenalu czy Juventusie. Tym bardziej w niedzielę chciałoby się go zobaczyć przeciw młodym buhajom z Madrytu: Vinicius, M’Bappe i Bellingham dyszą żądzą zemsty za jesienną klęskę ligową. Żeby jednak mi nie wytknięto niedzielnego kibicostwa i januszowego kosmopolityzmu, zahaczę jeszcze o swojskiego buhajka, który jest przedmiotem trosk w Chorzowie. Bartłomiej Barański dopiero co dostał dowód osobisty, zaliczył pierwszą udaną rundę w seniorskiej lidze i już jest przedmiotem pożądania klubów ekstraklasowych. To typowy w kraju menedżerski syndrom juniora, który kilka razy dobrze kopnął piłkę, więc pora go opchnąć. Na pytanie: trzymać do lata, czy sprzedawać, odpowiadam – niech idzie gdzie chce, byle nietanio. Za pół roku i tak odejdzie za darmo, bo chłopak się rozwija, a rynek transferowy fetyszyzuje nastolatków. Nie zdążył stać się w Ruchu piłkarzem niezastąpionym, wyrwa po nim zasklepi się prędzej niż po Tomaszu Wójtowiczu, innym zdolnym młodzieżowcu, który po spadku Ruch opuścił. Jakoś tak się dzieje, że żaden ze zdolnych młodzianów, którzy Cichą w ostatnich latach opuścili, nie stał się wiodącym piłkarzem nowej drużyny i nie zyskał na wartości (Neugebauer i Wójtowicz pewnie wiosną spadną z Lechią, Mokrzycki z ŁKS-em progresu sportowego nie zaliczył). Zarobić na zdolnym młodzieżowcu nie wstyd – lepiej być eksporterem talentów, niż dostarczycielem punktów.

Wojciech Szczęsny jest bramkarzem wybitnym i... trochę szalonym.