Sport

Miało być wystrzałowo...

… a tymczasem żaden strzał Ruchu nie wpadł do siatki Górnika Łęczna. Okazji było aż nadto, a mecz mógł zostać ustawiony już w pierwszej połowie – ale nie został.

Ruch nie wygrał żadnego z 6 ostatnich meczów w I lidze. Fot. Kacper Pacocha/Press Focus

Ani Górnik, ani Ruch nie wygrały w 2025 roku meczu ligowego, więc przed pierwszym gwizdkiem zerkali na siebie jak wygłodniałe wilki. Bliżej nasycenia byli chorzowianie, którzy w pierwszej połowie mieli inicjatywę i kilka dogodnych sytuacji na otwarcie wyniku. Już w pierwszych sekundach mógł to zrobić Miłosz Kozak, potem wręcz powinien główkujący Jehor Cykało (wybitne wręcz dośrodkowanie debiutującego w wyjściowej jedenastce Dominika Preislera). Również dogodną sytuację miał Daniel Szczepan, kilkukrotnie w „szesnastce” Górnika znalazł się Denis Ventura (raz piłkę sprzed linii bramkowej wybijać musiał Jonathan de Amo). Gospodarze właściwie nie zagrozili bramce Martina Turka, a realizator telewizyjny chyba tylko z grzeczności w skrótach prezentował uderzenie z dystansu Adama Deji.

Znowu ta nerwowość

Po przerwie łęcznianie dokonali pewnych roszad i bronili nieco szczelniej, choć i tak Ruch miał swoje okazje. Był już jednak mniej niebezpieczny, za to stopniowo większe zagrożenie zaczęli stwarzać „górnicy”. W końcu w 67 minucie na 1:0 strzelił Marko Roginić. Podał mu Deja, a Chorwat znalazł się niczym w oku cyklonu – samotny pomiędzy kilkoma chorzowianami i spokojnie trafił do siatki. W grze „Niebieskich” znowu zaczęła pojawiać się nerwowość (Szczepan pracował na drugą żółtą kartkę), a wspomniał też o niej po meczu trener Dawid Szulczek. Po raz kolejny wątek ten pojawił się więc w przypadku Ruchu w 2025 roku. Być może też z tego powodu pod koniec Jakub Myszor nie wytrzymał ciśnienia i sfaulował w polu karnym Roginicia, dzięki czemu „jedenastkę” mógł wykorzystać Przemysław Banaszak (sekundy wcześniej ostemplował poprzeczkę). Trener Szulczek próbował reagować zmianami, kolejnymi roszadami taktycznymi, ale nic one nie dały. Co było charakterystyczne w grze przyjezdnych? To że mocny nacisk położyli na nieoczywiste rozwiązania stałych fragmentów gry – niestety dla nich, żaden nie przyniósł większego efektu. Łęczna wykorzystała niefrasobliwość chorzowian.

Postanowienie poprawy

Ruch – głównie w pierwszej połowie – grał dobrze, ale nieskutecznie. Uwydatnił tym samym swoje problemy, bo w 2025 roku jest zespołem, który w I lidze strzelił najmniej goli – tylko 3. Do tego tylko Bruk-Bet Termalica (co samo w sobie jest zaskakujące) stracił więcej bramek od chorzowian, co pozwala powiedzieć, że – parafrazując Adama Nawałkę – „Niebiescy” mają problemy zarówno w ofensywie, jak i defensywie. To skutkuje beznadziejną pozycją w tabeli za 2025 roku, bo tylko Warta Poznań radzi sobie gorzej od 14-krotnych mistrzów Polski. Ruch już po wcześniejszej kolejce stracił miejsce w strefie barażowej, ale ulegając Górnikowi, dokładając do tego zwycięskie wyniki Wisły Kraków i Polonii Warszawa, ten dystans do top6 tylko powiększył. Obecnie to już 4 punkty, a jeszcze niedawno zastanawialiśmy się, czy „Niebiescy” zaatakują miejsce premiowane bezpośrednim awansem, bo wszyscy w Chorzowie zapewniali o progresie drużyny. W ostatnich 6 kolejkach Ruch gra w kratkę – albo przegrywa, albo remisuje. Nie może więc dziwić, że po przegranej w Łęcznej piłkarze musieli wysłuchać kilku cierpkich słów od swoich kibiców, którzy jak zawsze szczelnie zapełnili sektor gości.

Szansę na rehabilitację chorzowianie będą mieli najlepszą, jaką tylko się da – jeśli w środę uda im się pokonać Legię i awansować do finału Pucharu Polski. Do tego potrzeba jednak czegoś więcej niż samego postanowienia poprawy...

Piotr Tubacki

PO 12 GOLI w I lidze mają napastnicy Górnika – Damian Warchoł i Przemysław Banaszak. Ten pierwszy strzelił Ruchowi jesienią, ale w weekend zagrał tylko pół godziny i zszedł z kontuzją. Ten drugi wykorzystał karnego na 2:0. – Uprościliśmy naszą grę ze względu na murawę, która nie sprzyjała rozgrywaniu akcji od tyłu i to przyniosło efekt w postaci wygranej. W akcji przed rzutem karnym mogłem wpisać się na listę strzelców, ale piłka zwolniła po kontakcie z piaskiem znajdującym się w szesnastce. Później miałem szansę na dobitkę, jednak po rykoszecie od obrońcy futbolówka trafiła w poprzeczkę. Na całe szczęście później otrzymaliśmy „jedenastkę”, którą już udało zamienić się na gola – powiedział Banaszak.

469 DNI na kolejny występ w pierwszym składzie Górnika czekał Egzon Kryeziu. Słoweński pomocnik na przełomie 2023 i 2024 roku zerwał więzadła krzyżowe, przez które opuścił całą wiosnę minionego sezonu. W 2025 roku wszedł kilka razy z ławki, ale dopiero z Ruchem dostał szansę w wyjściowej jedenastce.


OCENA MECZU ⭐ ⭐ ⭐

◼  Górnik Łęczna – Ruch Chorzów 2:0 (0:0)

1:0 – Roginić, 67 min, 2:0 – Banaszak, 87 min (karny)

GÓRNIK: Pindroch – Bednarczyk (90+4. Zbozień), Szabaciuk, de Amo, Krawczyk (73. Malamis) – Deja (73. Żyra), Kryeziu (73. Barauskas) – Roginić, Warchoł (30. Orlik), Ahmedov – Banaszak. Trener Pavol STANO.

RUCH: Turk – Mezghrani (90+3. Novothny), Szymański, Karasiński, Preisler (71. Barański) – Cykało – Szwoch (71. Myszor), Ventura – Kozak (82. Moneta), Szczepan, Borowski (71. Adkonis). Trener Dawid SZULCZEK.

Sędziował Piotr Urban (Warszawa). Widzów 2166. Żółte kartki: de Amo - Cykało, Szczepan

Piłkarz meczu – Marko ROGINIĆ


GŁOS TRENERÓW

Pavol STANO: Oba zespoły czekał trudny mecz. Każdy chciał się przełamać. Ani jedna, ani druga drużyna nie grała wcześniej złych spotkań i obie mogły czuć niedosyt. Wiedzieliśmy, że Ruch ma bardzo dobrą drużyną i jakościowych zawodników. To ciężki przeciwnik, tym bardziej więc cieszy mnie, że udało się wygrać. Sportowe szczęście było po naszej stronie. Ruch był niebezpieczny, potem skorygowaliśmy ustawienie i to nam trochę pomogło, mecz się trochę wyrównał. W drugą połowę nie weszliśmy idealnie, ale bramka dodała nam dużo wiary.

Dawid SZULCZEK: Gratuluję gospodarzom 3 punktów. Wykorzystali nasze błędy w linii obrony. Mocno chcieliśmy zdobyć bramkę, mieliśmy dużo sytuacji, ale żadnej nie wykorzystaliśmy. Otworzyliśmy się i straciliśmy gola na 0:1. Potem na boisku zrobiło się bardziej nerwowo i w konsekwencji straciliśmy drugą bramkę z rzutu karnego.