Sport

Mecz dla koneserów

Od startu sezonu minął ponad miesiąc, a Raków wciąż nie wygrał w Częstochowie.

Kacper Trelowski (z lewej) obronił karnego, ale Raków mimo tego przegrał. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

Piątkowe starcie Rakowa z Piastem było trudne do oglądania. Wszystko przez to, że na murawie nie działo się za wiele. Obie drużyny walczyły głównie w środku pola, rzadko przedostając się pod bramkę rywala. Na pierwszy celny strzał trzeba było poczekać aż do 82 minuty, gdy Gustav Berggren trafił wprost w bramkarza. Chwilę później z podobnym skutkiem strzelał Damian Kądzior. Mecz był nudny i wydawało się, że musi zakończyć się bezbramkowym remisem. Taki wynik byłby najbardziej sprawiedliwy dla obu stron. – To był mecz dla koneserów – powiedział po spotkaniu Kądzior i te słowa chyba najlepiej podsumowują to spotkanie.

Dwa punkty do lidera

Dopiero w doliczonym czasie na murawie zaczęło robić się ciekawiej. Spora w tym zasługa sędziego Marcina Szczerbowicza, który podyktował rzut karny po faulu na Jakubie Czerwińskim. Sam poszkodowany po spotkaniu stwierdził, że przewinienie było „miękkie”. Niezależnie od tego faktem jest, że po tym zdarzeniu spotkanie nabrało tempa. Co prawda Patryk Dziczek nie trafił z 11 metrów, ale Piast poczuł, że może gospodarzom z Częstochowy strzelić bramkę. Dzięki temu gliwicki zespół w 8 minucie doliczonego czasu zapewnił sobie trzy punkty, gdy na listę strzelców wpisał się Michael Ameyaw. Wykorzystał on dośrodkowanie z rzutu rożnego i pewnie umieścił piłkę w siatce.

Niezależnie od sposobu osiągnięcia celu, gliwiczanie zwyciężyli i przez chwilę, aż do późniejszego piątkowego starcia Lecha ze Stalą, byli liderem rozgrywek. Taki widok może napawać optymizmem kibiców Piasta, którzy w poprzednim sezonie musieli zadowolić się pozycją w środku tabeli i aż 16 remisami zespołu w sezonie. Teraz rezultaty osiągane przez ekipę Aleksandara Vukovicia mogą robić wrażenie. Tym bardziej że drużyna traci tylko dwa punkty do lidera i wciąż jest niepokonana na własnym stadionie.

Druga porażka

Tego samego nie mogą powiedzieć fani z Częstochowy. Wierzyli oni, że powrót do klubu Marka Papszuna błyskawicznie odmieni grę Rakowa. W poprzednim sezonie zespół pod wodzą Dawida Szwargi nie dostał się do europejskich pucharów, co uznano za porażkę. Teraz wyniki miały ulec poprawie, a na razie „medaliki” zawodzą. Przede wszystkim martwić musi fakt, że podopieczni trenera Papszuna nadal nie wygrali meczu u siebie, choć mieli już na to trzy okazje (dwie porażki i remis). Co więcej – choć trudno w to uwierzyć – nawet nie strzelili gola w roli gospodarza! To może wzbudzać niepokój. – Po raz drugi przegrywamy u siebie, a nie jestem do tego przyzwyczajony. Musimy dawać z siebie więcej, by sprawiać naszym kibicom radość – stwierdził po spotkaniu szkoleniowiec Rakowa. Nie bez powodu opiekun zespołu wspomniał o tym, że porażki u siebie są mu obce. Przypomnijmy, że w sezonie 2022/23, gdy drużyna prowadzona przez Papszuna zdobywała mistrzostwo, Raków w 17 meczach jako gospodarz przegrał tylko raz. Choć to dopiero początek zmagań, to już wiadomo, że tego wyniku teraz nie powtórzy.

Czas na przerwę

– Zwycięstwo przyszło w bólach, ale takimi wygranymi robi się wynik. Pokazaliśmy, że po prostu jesteśmy mega mocni. Wygraliśmy z Legią w Warszawie, wygraliśmy z Rakowem w Częstochowie. Zachowujemy pokorę i jedziemy dalej. Siedem meczów, czternaście punktów to jest bardzo dobry wynik. Jesteśmy jednak świadomi, ile jest jeszcze roboty przed nami – powiedział po meczu Kądzior. Teraz przed Piastem, jak i przed resztą zespołów w ekstraklasie, przerwa reprezentacyjna. Przyjdzie więc czas na przemyślenie dalszych kroków. Ostatnie tygodnie drużyna Aleksandara Vukovicia zamknęła dwoma wygranymi, ale nie należy zapominać o tym, że ledwie dwa tygodnie temu gliwiczanie przegrali z dołującą Stalą Mielec, która znajduje się w strefie spadkowej. Przekonamy się, co przyniesie analiza i praca podczas dwutygodniowej przerwy na mecze kadry.

Kacper Janoszka

1 RAZ

w historii Piast Gliwice wygrał na terenie Rakowa Częstochowa. Drużyny po raz pierwszy mierzyły się ze sobą jeszcze w latach 60., w II lidze. Od 2019 roku regularnie grały ze sobą w ekstraklasie i dopiero teraz gliwiczanie zaznali smaku zwycięstwa pod Jasną Górą.


3 PYTANIA DO…

JAKUBA CZERWIŃSKIEGO, obrońcy Piasta Gliwice


1. Piątkowe spotkanie nie było pasjonujące dla kibiców. Piasta mogą cieszyć przede wszystkim trzy punkty. Jak ten mecz wyglądał z perspektywy murawy?

– Jesteśmy zadowoleni z końcowego wyniku, choć ten mecz, a właściwie bój, można różnie oceniać. Było dużo walki, dużo pojedynków w powietrzu… Ostatecznie wywozimy trzy punkty z Częstochowy, choć spotkanie wcale nie musiało się tak zakończyć. Fajnie zareagowaliśmy po nietrafionym karnym. Pokazaliśmy charakter.

2. Sporo dyskusji wzbudził wspomniany przez pana rzut karny podyktowany przez Marcina Szczerbowicza w doliczonym czasie.

– Powiem szczerze. Będąc obiektywnym, ten karny… może nie był naciągany, bo rzeczywiście zawodnik Rakowa trzymał mnie za koszulkę, ale to był miękki faul. Taka jest piłka.

3. Piast w tym sezonie tylko raz przegrał i znajduje się w górnej części tabeli. Czy w tym momencie sezonu ma to jakiekolwiek znaczenie?

– Liczba punktów, które zdobyliśmy, jest dla nas dobrą informacją. Nie przykładamy jednak szczególnej uwagi w tej chwili do tabeli. Oczywiście fajnie jest być w jej górnej części. Przyjmujemy to z radością, ale nie wpadamy w samozachwyt. Dalej będziemy ciężko pracować, bo taki mamy charakter.

Rozmawiał Kacper Janoszka