Sport

Maszyna Bogusza kontra kanadyjski Kopciuszek

Polski piłkarz – rodem z Rudy Śląskiej – wystąpi w finale najważniejszych klubowych rozgrywek w Ameryce Północnej, Środkowej i Karaibów.

Widok ogólny stadionu w Vancouver. Miejscowi kibice żałują, że nie odbędzie się na nim finał CONCACAF. Fot. Leszek Jaźwiecki

Leszek Jaźwiecki z Vancouver

Występujący w barwach meksykańskiego klubu Cruz Azul Mateusz Bogusz 1 czerwca zagra z rewelacją tych rozgrywek, drużyną Vancouver Whitecaps, która w półfinale wyeliminowała wielkiego faworyta, zespół Leo Messiego – Inter Miami. Dla kanadyjskiej drużyny jest to największy sukces w historii klubu, ale – jak podkreśla duński trener Jesper Sorensen – jego podopieczni nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.

Cieszyć się chwilą

– Po takim meczu, jak ten w Miami, trzeba mieć trochę czasu, aby się zrelaksować i cieszyć się chwilą – powiedział trener Capsów. – Ale my tego czasu nie mamy, przed nami kolejne mecze, kolejne wyzwania. Jedziemy do Mexico City na finał. To nie jest łatwe miejsce do gry, ale będziemy gotowi na walkę – dodał trener, który nie oglądał drugiego półfinałowego meczu, bo w tym czasie odwiedził go brat z synem. – Bawiliśmy się inaczej – zakończył z uśmiechem urodzony w Aarhus Sorensen.
Tylko raz od 2006 roku zdarzyło się, że w rozgrywkach triumfował zespół spoza Meksyku. Trzy lata temu zwyciężył amerykański zespół Seattle Sounders. Whitecaps jest dopiero trzecią drużyną z Kanady, której udało się awansować do finału tych rozgrywek. Wcześniej sztuki tej dokonali piłkarze Montreal Impact w 2014 roku i cztery lata później Toronto FC. Cruz Azul to sześciokrotny triumfator Pucharu Mistrzów CONCACAF, ostatni raz po trofeum sięgnął w sezonie 2013/2014. Jeden więcej tytuł wywalczył inny meksykański klub – America.

Płacą miliony

W kadrze Cruz Azul znajduje się 16 Meksykanów, czterech Argentyńczyków, po dwóch zawodników z Kolumbii i Urugwaju, Grek i Polak – Mateusz Bogusz. Wychowanek Gwiazdy Ruda Śląska, a także były piłkarz Ruchu Chorzów, dołączył do meksykańskiej drużyny tej zimy z Los Angeles FC za 8,5 mln euro. Liga meksykańska może nie jest na najwyższym poziomie, ale płaci piłkarzom grube miliony. W Los Angeles Bogusz zarabiał prawie 700 tysięcy dolarów rocznie, w Meksyku może liczyć na trzy razy więcej. 23-letni Bogusz ma za sobą także występy w reprezentacji Polski prowadzonej przez Michała Probierza.
Meksykański klub, założony 22 marca 1927 roku przez pracowników cementowni w Jasso w stanie Hidalgo, oficjalnie w 1971 roku przeniósł się do Mexico City. Do dziś jednak sponsoruje go Cemento Cruz Azul. Ofensywny styl, jaki prezentował zespół w tych latach, sprawił, że zyskał przydomek Maszyna (La Maquina). Podobny przydomek miał w latach 40. argentyński zespół River Plate.

Czekając na mundial

W tym sezonie drużyna Bogusza rozgrywa mecze na Estadio Olimpico Universitario. Stadion, na którym w 1968 roku odbyły się igrzyska olimpijskie, po renowacji może pomieścić 68 954 widzów. Swoje mecze rozgrywa tam też zespół Pumas Dorados de la UNAM, a także reprezentacja Meksyku. Obiekt ma naturalną murawę i bieżnię. Największy stadion meksykański – Estadio Azteca, który może pomieścić blisko 90 tysięcy widzów, przechodzi obecnie renowację przed przyszłorocznymi mistrzostwami świata w piłce nożnej.
W drodze do finału meksykańska drużyna najpierw pokonała Real Hope z Haiti (na wyjeździe 2:0 i u siebie 5:0), a następnie uporała się z Seattle Sounders (na wyjeździe 0:0 i u siebie 4:1). W ćwierćfinale mieli trudną przeprawę z meksykańskim Club America, remisując w roli gości 0:0 i wygrywając u siebie 2:1, zdobywając zwycięską bramkę dopiero w 85 minucie. Nie mniejsze problemy miał Cruz Azul w półfinale, w którym spotkał się z kolejnym klubem ze swojego kraju. Najpierw, na wyjeździe, zremisował 1:1 z Tigres, a w rewanżu strzelił gola na miarę awansu do finału w 82 minucie z rzutu karnego.

Piękny sen trwa

Rywalem Meksykanów w grze o trofeum będzie Vancouver Whitecaps. Kanadyjczycy występują w Major League Soccer od 2011 roku. Na koncie mają mistrzostwo swojego kraju (w 2015 i 2022 roku), ale w Lidze Mistrzów CONCACAF – poza dojściem do półfinału w 2017 roku – nie zdziałali nic wielkiego. W tym sezonie osiągnęli największy sukces, awansując do finału.

„Sen kanadyjskiego Kopciuszka trwa w najlepsze” – pisały gazety w Vancouver po tym sukcesie.

Piłkarze z Vancouver przeszli równie ciekawą i zarazem niełatwą drogę do finału. Po pierwszym meczu z kostarykańską Saprisą przegrywali 1:2 i stojąc pod ścianą, w rewanżu u siebie decydującą o awansie bramkę zdobyli dopiero w doliczonym czasie gry. Później – po remisie u siebie z Monterrey 1:1 – walczyli jak lwy w rewanżu, by nie odpaść w gry. Strzelili na wyjeździe dwie bramki, ale spotkanie zakończyło się remisem 2:2. Gospodarze zdołali wyrównać w 97 minucie z rzutu karnego (Sergio Ramos), ale dzięki dwóm golom strzelonym na wyjeździe do kolejnej rudny awansowali Kanadyjczycy. Podobna sytuacja była w ćwierćfinale z innym meksykańskim zespołem – UNAM. Po remisie u siebie 1:1, na wyjeździe Whitecaps zremisował 2:2 i dzięki większej liczbie goli na boisku rywali awansował do półfinału. A zwycięską bramkę zdobył w doliczonym czasie, w 93 minucie!

I Messi nie dał rady

Wydawało się, że piękny sen Kopciuszka o grze w finale na tym się skończy, bo na drodze do finału Whitecaps stanęła naszpikowana piłkarskimi gwiazdami ekipa Interu Miami. Wizyta Lionela Messiego, Luisa Suareza, Sergio Busquetsa czy Jordi Alby wzbudzała gęsią skórkę u niektórych piłkarzy z Vancouver. Jak się okazało, nie taki diabeł straszny. U siebie na murawie BC Place Stadium nie dali rywalowi wiele pograć i odprawili go z bagażem dwóch goli. Messi miał grać od początku i po wypracowaniu bezpiecznego wyniku oglądać mecz z ławki rezerwowych. Argentyńczyk spędził jednak na murawie pełne 90 minut, a mimo tego jego zespół nie zdołał zdobyć nawet jednej bramki.
To był jednak początek nieszczęścia piłkarskich gwiazd z Barcelony. U siebie piłkarze Interu zostali wprost zmiażdżeni przez grających z polotem rywali. Wynik 3:1 dla Whitecaps mówi sam za siebie.
– To kawałek historii. Klub nigdy nie był tak daleko, dlatego duma mnie rozpiera, że jestem częścią tej grupy – powiedział jeden z bohaterów tego dwumeczu Sebastian Berhalter. – Jest to kumulacja ciężkiej pracy i odporności. Szkoda jedynie, że nie zagram w finale, ale będę z drużyną – dodał urodzony w Londynie 24-letni Amerykanin.
Niewiele brakowało, by wielki finał odbył się w Vancouver. O jego miejscu decydują punkty wywalczone w tych rozgrywkach przez obu finalistów. Whitecaps zgromadził ich 10 i gdyby w normalnym czasie drugi półfinał między Cruz Azul i Tigres zakończył się remisem, wówczas Bogusz miałby okazję zwiedzić Vancouver. Jego drużyna jednak wygrała po bramce strzelonej w 82 minucie i w nagrodę zorganizuje finał 1 czerwca.

Mateusz Bogusz, ważna postać meksykańskiego zespołu, dotąd nie strzelił gola w najważniejszych rozgrywkach klubowych strefy CONCACAF. Czy zrobi to w ich finale? Fot. IMAGO / Press Focus