Marzenie do spełnienia
Chcę zaliczyć 6 podejść i poprawić własny rekord kraju - zapowiada Weronika Zielińska przed debiutem na olimpijskim pomoście.
PODNOSZENIE CIĘŻARÓW
Naprawdę niewiele brakowało, by po raz pierwszy od 72 lat zabrakło naszego przedstawiciela. Wszystko przez ograniczenie kategorii wagowych (zamiast 20 w Paryżu rywalizuje się w 10), żmudne i skomplikowane kwalifikacje, ale przede wszystkim kiepską dyspozycję biało-czerwonych. Nie ma sensu wymieniać tych, którzy się starali o nominację, pisać czego im zabrakło, by znaleźć się w elitarnym gronie 120 osób dźwigających w stolicy Francji, bo... nieobecni nie mają racji. Taki na dziś mamy stan posiadania i mądre głowy muszą znaleźć receptę, by się poprawił, a zdolni oraz odnoszący sukcesy juniorzy stali się równie mocnymi seniorami.
Na naszych sztangistów prawie zawsze można było liczyć, bo od 1956 roku, kiedy brązowy medal w Melbourne wywalczył Marian Zieliński, do 2012 roku, kiedy również na trzecim stopniu podium stanął Bartłomiej Bonk (po latach awansował na 2. miejsce), sięgali po medale. W sumie uzbierało się ich 34 (6 złotych, 6 srebrnych, 22 brązowe), co daje 3. lokatę, za lekką atletyką i boksem. Trudno oczekiwać, że ten dorobek zostanie dziś powiększony, bo Weronika Zielińska, nasza jedynaczka w Paryżu, do faworytek kategorii 81 kg nie należy. Dla 27-letniej zawodniczki z Białej Podlaskiej będzie to debiut na imprezie czterolecia, o który starała się niemal do ostatniej chwili. W lutym została mistrzynią Europy, jednak nie dało to bezpośredniej przepustki, a kwietniowe IWF World Cup nie poprawiło pozycji w rankingu. Wydawało się, że droga do Paryża została zamknięta, jednak 15 maja, po zrewidowaniu zestawienia, „Ziela” wskoczyła na 12. pozycję, a 10 czerwca fakt ten został potwierdzony. - Jak tylko została ogłoszona moja kwalifikacja, trochę się cieszyłam, ale też nie dowierzałam. Nie lubię jednak, gdy mówi się o mnie, że uratowałam honor polskich ciężarów, bo nie zapomnę tego, co było rok temu... - zawiesza głos zawodniczka, która została wykreślona z reprezentacji przez trenera Antoniego Czerniaka, gdyż - jego zdaniem - się uwsteczniała. Burza medialna, pisma do ministerstwa spowodowały przywrócenie i dały szansę dalszej walki o wyjazd. - Przez ostatnie 12 miesięcy robiłam wszystko, żeby móc reprezentować Polskę podczas igrzysk. Zrobię wszystko, żeby wypaść jak najlepiej - zapowiedziała Zielińska, nie chcąc wracać do konfliktu ze wspomnianym szkoleniowcem oraz działaczami PZPC, którzy - nie wiedzieć dlaczego - robili jej pod górkę. Długo bowiem nie wyrażali zgody, by trenowała pod okiem Pauliny Szyszki, odkrywczyni jej talentu, chcąc, żeby w Paryżu towarzyszył jej Czerniak. Zawodniczka postawiła na swoim i w sobotę (16.00) powalczy o spełnienie marzeń. - Chcę zaliczyć 6 podejść, poprawić własny rekord kraju, a które to da miejsce, to zobaczymy. Wszystko powyżej 110 kg w rwaniu i powyżej 135 kg w podrzucie będzie mnie satysfakcjonować. Mam nadzieję, że to będzie mój dobry dzień, bo to impreza docelowa. Startuję dzień przed zakończeniem igrzysk i śmieję się, że organizatorzy najlepsze zostawili na koniec. Mam nadzieję, że dobrym startem będą wisienką na torcie - mruży oko sympatyczna zawodniczka, która ciężary uprawia od 7 lat, a od 4 w kraju nie ma sobie równych.
Marek Hajkowski