Marna pociecha
GKS Jastrzębie nie dał się stłamsić jednemu z faworytów Betclic 2. Ligi, ale wracał do domu z pustymi rękami.
Gospodarze otworzyli wynik – jak się później okazało, był to jedyny gol w tym meczu – po upływie kwadransa, gdy po akcji i zagraniu Lisardo Semedo najwięcej sprytu oraz zimnej krwi w polu karnym jastrzębian wykazał Paweł Łysiak, zmuszając Grzegorza Drazika do wyciągnięcia piłki z siatki. I w zasadzie była to jedyna groźna sytuacja, którą do przerwy wypracowali sobie podopieczni Sławomira Peszki. No może poza groźnym strzałem weterana, 33-letniego Michała Fidziukiewicza w 44 minucie, po którym na wysokości zadania stanął golkiper przyjezdnych. Im bliżej końca pierwszej połowy, tym tempo rozgrywania akcji było wolniejsze.
W przerwie żaden ze szkoleniowców nie zdecydował się na dokonanie roszady w składzie, wychodząc widocznie z założenia, że wszyscy zawodnicy należycie wywiązali się z powierzonych im zadań. W 57 minucie bliski powiększenia zaliczki gospodarzy był Joan Roman, ale po strzale Hiszpana futbolówka odbiła się od poprzeczki. Mimo starań obu zespołów wynik nie uległ zmianie. Niżej notowany GKS nie został rozszarpany na strzępy przez potentata z Krakowa, do końcowego gwizdka walczył o wyrównujące trafienie, lecz marna to pociecha dla zespołu z Harcerskiej, bo do domu wrócił z pustymi rękami.
Bogdan Nather
3 BRAMKI
w trzech ostatnich meczach zdobył Paweł Łysiak. Wszystkie zakończyły się zwycięstwami Wieczystej, która ponownie jest wiceliderem tabeli.
GŁOS TRENERÓW
Dawid PĘDZIAŁEK: – Jestem zmuszony powtórzyć to, co po poprzednich meczach, a to już staje się nudne. Kolejny raz czuję niedosyt, bo nie spodziewałem się, że będziemy w stanie prowadzić grę. To nie była kwestia braku wiary w zespół, ale na tym stadionie wyższy procent w posiadaniu piłki ma zwykle Wieczysta. Graliśmy z nią jak równy z równym, były momenty – zwłaszcza po przerwie – kiedy to my kontrolowaliśmy grę. Tym bardziej boli kolejnaporażka jedną bramką. Punkty uciekają, kolejne mecze za nami, ale wierzę, że się przełamiemy i pójdziemy w górę. W końcu musimy się odpłacić wspierającym nam kibicom i do dobrej gry dołożyć wynik.
Sławomir PESZKO: – Nie był to nasz wybitny występ, ale nie będę krytykował swojej drużyny, tylko ją pochwalę. Bardzo dobrze zaprezentowaliśmy się w obronie, radząc sobie w wieloma dośrodkowaniami. Gdy gramy na zero z tyłu, to z przodu zawsze coś wykreujemy i strzelimy. Było nerwowo, mamy sporo do poprawy, ale graliśmy w mocno zmienionym składzie, z siedmioma nowymi zawodnikami. Oceniając ich indywidualnie, dostrzegam znacznie więcej plusów niż minusów i to cieszy. Mecz powinien zostać zamknięty znacznie wcześniej, bo mieliśmy ku temu okazje. Potwierdziło się, że przyjeżdżający do nas przeciwnicy dostają dodatkowych mocy, wchodząc na znacznie wyższy poziom niż we wcześniejszych, analizowanych przez nas spotkaniach.