Mam wrażenie, że jestem podobny do Bossa
Rozmowa z Janem Urbanem, selekcjonerem reprezentacji Polski (część druga)
Jan Urban to „niespotykanie spokojny człowiek”. Czasem jednak trzeba potrząsnąć podopiecznymi Fot. Piotr Matusewicz / Press Focus
Podczas niedawnej wizyty w Canal+ przyznał pan, że zastanawiacie się w sztabie nad ewentualną zmianą reprezentacyjnej „jedynki”...
- Wiedziałem, że o to zapytacie... Od samego początku podkreślałem, że poziom powoływanych bramkarzy jest bardzo wyrównany. I na dziś – mogę to powiedzieć otwarcie - nie ma hierarchii, kto jest na sto procent „jedynką”, kto „dwójką”, a kto „trójką”. I oni to wiedzą. Powiedziałem te słowa również dlatego, że w październiku zagramy najpierw towarzysko z Nową Zelandią, więc jest okazja, by tej zmiany między słupkami dokonać i mieć dodatkowy materiał do analizy.
Bardzo pan w tym wrześniowym dwumeczu dowartościował polską ekstraklasę i jej przedstawicieli. Chętnie pan na jej boiska zagląda, a właśnie wrócili do niej Damian Szymański, Kacper Urbański, Kamil Piątkowski, Kamil Jóźwiak... Każdego z nich w weekend widział pan osobiście, z trybun. Nazwiska trafiły do kajecika?
- Oni w tym kajecie już byli, bo przecież byli też w różnych momentach w reprezentacji, więc śledzenie ich – tego, czy w danym momencie prezentują reprezentacyjny poziom – jest niejako obowiązkiem. Czasem na dłużej z kadry wypadasz, ale nie jesteś całkowicie skreślony. Więc do wymienionej grupy dopisałbym jeszcze na przykład Maximiliana Oyedele. Generalnie takich zawodników, których się ma „na radarze”, jest dużo więcej, na bieżąco monitorujemy każdego z nich i jego ewentualną przydatność w danym momencie. Z drugiej strony – spotkań reprezentacji jest na tyle mało, że trzeba polegać na zaufaniu do tych zawodników, którzy nie zawodzą. Stąd w meczu z Finlandią powtórka „jeden do jeden” składu z meczu w Rotterdamie. Uważaliśmy, że wszyscy grający przeciwko Holandii zasłużyli na owo zaufanie. I się w tym nie pomyliliśmy.
A jaka jest pańska diagnoza tego – dość masowego w zamkniętym właśnie okienku – zjawiska powrotów byłych kadrowiczów do polskiej ligi?
- Na pewno najbardziej zastanawia mnie przypadek Kacpra Urbańskiego. O ile wiem, było zainteresowanie tym chłopakiem z wielu lig. Zdecydował się na taki, a nie inny krok – jego wybór. Czasem dziennikarze pytają mnie, czy ten lub inny piłkarz konsultował ze mną – jako selekcjonerem – zmianę klubu. Nie, tak się nie dzieje, choć my oczywiście wiemy, co na transferowym rynku piszczy. Ogólnie mogę powiedzieć, że zawodnik, który regularnie gra nawet w nieco słabszej lidze, ma większe szanse na powołanie niż ktoś, kto w topowej lidze siedzi głównie na ławce. Choć oczywiście każdy przypadek jest inny, bo to oczywiste, że – przykładowo – Piotrkowi Zielińskiemu trudniej grać w Interze niż Kubie Piotrowskiemu w Udinese.
Pracując w klubie, często odkrywał pan dla seniorskiej piłki nastolatków: ostatni przykład z Górnika to wciąż jeszcze 17-letni Dominik Sarapata, dziś już w championsleague'owej Kopenhadze. Rewelacją ostatnich tygodni jest młodszy o kilka miesięcy Oskar Pietuszewski. Czy to nie jest ten moment, w którym – choćby dla nabrania doświadczenia – dać im szansę potrenowania z zespołem narodowym?
- Jeżeli zdecydujemy, że chcemy ich mieć na zgrupowaniu, młody wiek nie będzie przeszkodą. Gra w reprezentacji U-21 w tej chwili jest dla nich dobrym rozwiązaniem; mamy dzięki temu jeszcze lepszy przegląd ich formy i umiejętności. Ale gdyby któryś z nich przekonał nas, że „to już teraz”, nie będziemy mieć żadnych problemów z powołaniem. Świadczy o tym przykład Janka Ziółkowskiego. Bardzo dobrze prezentował się w Legii, więc dostał powołanie. Natomiast – mówiąc wprost – nie jestem wcale pewien, czy w przypadku Pietuszewskiego to jest „ten moment”. Patrzę na to spokojnie, bo nikt brakiem powołania do pierwszej reprezentacji krzywdy mu nie robi. Gra w klubie, gra w młodzieżówce.
Wracając do Ziółkowskiego: w obu meczach nie powąchał murawy...
- Pierwotnie myśl była taka, by zagrał w wyjściowym składzie. Ale w tym czasie mnóstwo rzeczy wokół niego się działo, przede wszystkim zmieniał barwy klubowe. Stąd też – naprawdę niemal w ostatniej chwili! - nie zdecydowaliśmy się na to, żeby zagrał on, tylko bardziej doświadczony Przemek Wiśniewski.
W Romie nie straci go pan z pola widzenia, jak rozumiem?
- Dzisiaj rozmawiamy o fajnym, młodym, bardzo utalentowanym, charakternym zawodniku, ale... być może jutro tego tematu nie będzie! Bardzo bym chciał, żeby się odnalazł w Romie, bo chciałbym z niego korzystać w reprezentacji, ale też może się okazać, że pojechał do ligi włoskiej i grać nie będzie. I wtedy trzeba będzie poczekać na moment, w którym grać zacznie i gdy zacznie pokazywać już na poziomie Serie A – a nie tylko w ekstraklasie – swe niepospolite umiejętności. To jest szerszy temat, dotyczący nie tylko Ziółkowskiego. Filip Rózga – a myśleliśmy o nim w kontekście reprezentacji – dobrze prezentował się w Cracovii. Tymczasem ma problemy, by wywalczyć sobie stałe miejsce w Sturmie Graz, ale pamiętamy o nim. Jest wielu młodych zawodników, na których zwracamy uwagę – ot, choćby grający regularnie w Turcji Kacper Kozłowski. To od nich samych jednak zależy czy w swych klubach i swych ligach wejdą na taki poziom, którego my wymagamy w kontekście reprezentacyjnych powołań.
Rozumiem, że i pan, i my wierzymy w to, że za pięć lat, na kolejnym mundialu, w Arabii Saudyjskiej, Jan Urban będzie mieć do dyspozycji i Sarapatę, i Pietuszewskiego, i Ziółkowskiego, i Rózgę. Słowem: zupełnie nowe pokolenie, które w tym czasie zdoła się pięknie rozwinąć...
- Ja bym sobie życzył, żebym miał jak największy ból głowy w wybieraniu zawodników na finały mistrzostw świata. Czy to będę ja, czy inny trener – oby te dyskusje wokół nominacji były jak najgorętsze!
Słówko o Litwinach, bo do kolejnego meczu o eliminacyjne punkty zostały niespełna cztery tygodnie. Litwini to poziom Finów?
- Moim zdaniem nieco niższy. Finlandia przecież prowadziła w Kownie 2:0 i pozwoliła sobie na remis. Z drugiej strony – ta sama Litwa, jeśli przegrywa, to minimalnie, i komplikuje życie każdemu. Potrafi odrabiać straty, co mecz z Holandią pokazał dobitnie, choć skończyło się 2:3. Z Maltą potrafili bramkę na 1:1 zdobyć w doliczonym czasie gry. Krótko mówiąc: trzeba będzie uważać, bo postawią nam trudne warunki i to nie będzie spacerek. Mamy tego świadomość i... trochę czasu, by się do tego sposobu myślenia o przeciwniku przygotować.
Jan de Zeeuw przed pańskim debiutem w roli selekcjonera powiedział w „Sporcie” mocno i treściwie: „Dajcie Urbanowi popracować przez lata”, powołując się na Leo Beenhakkera, który w panu widział swego następcę...
- Fajne słowa, dziękuję. Ja u Leo Beenhakkera nauczyłem się wielu rzeczy. Ta najważniejsza to chyba zarządzanie sztabem. On lubił słuchać, konfrontował różne opinie, rozmawiał z nami i zawodnikami. Nie przesadzał z surowością opinii; potrafił być uśmiechnięty, żartował. Kiedy zaczynam analizować jego „szkołę postępowania”, to mam nieodparte wrażenie, że w tej kwestii jestem do niego podobny. Choć oczywiście bardzo mi daleko do doświadczenia, jakie wtedy miał Boss.
Zbigniew Cieńciała i Dariusz Leśnikowski
W PIERWSZEJ CZĘŚCI WYWIADU JAN URBAN MÓWIŁ O:- emocjach związanych z pierwszą reprezentacyjną odprawą
- kadrowiczach „wczoraj” i „dziś”
- dylematach z zestawieniem defensywy Biało-czerwonych
Nieżyjący już Leo Beenhakker w wielu momentach też gwałtownie dawał upust swoim emocjom w czasie pracy z reprezentacją Polski. Fot. Łukasz Laskowski / Press Focus
