Małe rzeczy decydują
Wicemistrz Polski wciąż czeka na zwycięstwo w lidze.
ŚLĄSK WROCŁAW
Dokonania drużyny prowadzonej przez trenera Jacka Magierę na razie nie powalają na kolana. Drużyna z Oporowskiej jeszcze nie może pochwalić się wygraną w rozgrywkach ligowych, a trzy remisy i porażka w czterech podejściach to dorobek zbyt skromny, jak na oczekiwania i aspiracje zespołu z Wrocławia. Powiedzmy jednak sobie szczerze, że ta zdobycz mogła być jeszcze skromniejsza, bo w ostatnim spotkaniu ligowym z Koroną Kielce zielono-biało-czerwoni dosłownie w ostatniej chwili urwali się ze stryczka, strzelając wyrównującego gola w doliczonym czasie gry.
Stara śpiewka
Szkoleniowiec Śląska Jacek Magiera widać zapomniał, w jakich szczęśliwych okolicznościach jego drużyna wzbogaciła się o jeden punkt, bo po zakończeniu spotkania kręcił głową i twierdził, że wszyscy w jego zespole odczuwają niedosyt. - Graliśmy o pełną pulę i to był cel na to spotkanie - powiedział 47-letni szkoleniowiec. - Nie zrealizowaliśmy go, a mogliśmy to spotkanie nawet przegrać. Pozostaje więc głównie niedosyt. Wiedzieliśmy, że nie będzie takiej intensywności, jakiej oczekujemy. Zabrało sił na podążanie za akcją, nawet w sytuacji, gdzie czerwoną kartkę otrzymał Jehor Macenko. To są te małe rzeczy, które decydują. To są ułamki sekund. Dużo czasu poświęciliśmy na temat regeneracji, snu. Wiemy, jak niewielki był czas między jednyma drugim spotkaniem, ale nikogo to nie interesuje, przeciwnika tym bardziej. Nie byliśmy tacy, jak byśmy chcieli. Czy mentalnie wyrzuciliśmy już z głów poprzednie spotkanie? Nie wiem, każdy inaczej sobie z tym radzi. Chciałbym powiedzieć, że wyrzuciliśmy, ale chyba nie do końca. Piłkarze oglądali powtórki, zdjęcia, słuchali ekspertów. To jest nieuniknione. Wraz z doświadczeniem łatwiej przyjmuje się takie sytuacje, ale dla młodych zawodników to tylko kolejna lekcja. Uważam, że cały czas Macenko ma bazować na swojej energii, jeżeli mu ją zabierzemy, to będzie to niedobre. Poza tym czerwona kartka była spowodowana błędem we wcześniejszej sytuacji. Być może można by było jej uniknąć, natomiast nie sądzę, żeby było to oznaką nadmiernej energii u zawodnika.
Zaskakująca „wędka”
Niewiele w spotkaniu z Koroną pograł Mateusz Jezierski. W przerwie zmienił Turka Buraka Ince'a, a już w 67 minucie dostał „wędkę” od trenera i ustąpił miejsca Mateuszowi Żukowskiemu. - Trzeba było kogoś zmienić, żeby wszedł prawy obrońca - wyjaśniał trener Magiera. - Padło na niego, bo to zawodnik, który miał dać bodziec do wysokiego pressingu, ale tego nie robił. Miał możliwość wyjść z kontratakiem, to się poślizgnął. Nie pokazał się na tyle z dobrej strony, aby utrzymać go na boisku. Nie chcę mówić, jak wyglądałby ten mecz, gdybyśmy grali do końca jedenastu na jedenastu. Ten zespół cały czas jest w fazie budowy. Mam wiele słów do przekazania drużynie. Przekażę je, kiedy spotkamy się we wtorek, po wolnym poniedziałku. Żukowski musi robić liczby, jeśli chce coś znaczyć w polskiej piłce. To jest konieczne. Po podaniu Nahuela miał stuprocentową sytuację, ale źle przyjął piłkę i uderzył nad bramką. Ma asystę, z czego trzeba być zadowolonym. Z Koroną była sinusoida, miał moment słabości, ale w końcu się podniósł. Walczył ze sobą, to jest bardzo ważne. W świetle ostatnich wydarzeń trzeba było dużo walczyć z samym sobą, aby przełamać kolejne bariery. Na pewno plus za asystę i minus za niewykorzystaną sytuację. Kontuzja Piotra Samca-Talara? Nie wiem, jak długą będzie miał przerwę. Czasami miesiąc będzie u niego trwał dwa tygodnie. Doznał urazu stawu skokowego i oby wrócił jak najszybciej, ale to duży znak zapytania, jeśli chodzi o Legię i mecz z Pogonią Szczecin.
Bez podstaw do niepokoju
Bramkarz wrocławian Rafał Leszczyński ze spokojem przyjął podział punktów. - Myślę, że większe rozczarowanie odczuwaliśmy w czwartek po meczu z Sankt Gallen niż po spotkaniu z Koroną. W tym meczu każdy z nas brał pod uwagę tylko zwycięstwo, ale ze względu na okoliczności, czyli to, że graliśmy w dziesiątkę, tylko zremisowaliśmy. Ze względu na wspomniane okoliczności trzeba to rozpatrywać pozytywnie. Obraz spotkania mógł być podyktowany tym, że mecz z St. Gallen skończyliśmy dość późno. Taka jest specyfika, że im dłużej trwa wysiłek, tym organizm lepiej zaczyna to znosić i być może potrzebowaliśmy czasu, żeby się bardziej rozkręcić. Nie chcę się tłumaczyć, bo jeżeli chcemy takie mecze wygrywać, musimy po prostu szybciej się regenerować i dostosowywać do warunków meczowych. Jak mówił trener Magiera, z każdym spotkaniem będzie lepiej. Graliśmy co 3 dni, ten natłok meczów był duży. Liga była przekładana, a teraz będziemy mogli się już na niej w pełni skupić. Niedługo dojdzie Puchar Polski, ale nie widzę powodów do niepokoju. Musimy po prostu piąć się w górę tabeli, bo tam jest nasze miejsce.
Bez wymówek
- Nie jesteśmy zadowoleni z tego punktu - przyznał strzelec wyrównującego gola, Petr Schwarz. - Przed meczem rozmawialiśmy, że musimy rozpocząć serię zwycięstw. Jeszcze nie wygraliśmy w lidze, więc nie możemy się cieszyć. Na pewno nie jestem od tego, aby teraz szukać wymówek. Wszyscy wiedzą, w jakim składzie wyszliśmy na mecz z St. Gallen i przeciwko Koronie. Trochę w nogach było, ale chcieliśmy zagrać jak najlepszy mecz. Przydarzyła się czerwona kartka i ona trochę pokrzyżowała nasze plany. Trudne sytuacje pokazują, jakim jesteśmy zespołem. Walczymy jeden za drugiego i to mi się podoba. Jesteśmy drużyną z charakterem.
Bogdan Nather