Sport

Lubimy ryzykować

Rozmowa z Kamilem Rakoczym, trenerem Pniówka 74 Pawłowice

Trener Pniówka Kamil Rakoczy nie stosuje zasady, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Fot. gkspniowek74

Dlaczego w ostatnim meczu z rezerwami Miedzi Legnica, mając go całkowicie pod kontrolą, w końcówce oddaliście inicjatywę rywalom?

– Jeszcze jesteśmy takim niedojrzałym zespołem, że gdy tracimy bramkę, nasze wytyczne schodzą na drugi plan. Zaczynamy wtedy grać – że się tak wyrażę – nie swoją piłkę. Zaczęliśmy preferować długą piłkę i to w ogóle nie przynosiło nam żadnych efektów. Przeciwnie, to Miedź zdobyła przewagę i baliśmy się do samego końca meczu, że nie dowieziemy tego cennego zwycięstwa.

Czy remis w Goczałkowicach, a w zasadzie druga połowa tego meczu, była zaczynem pod zwycięstwo z rezerwami Miedzi?

– Cały mecz w Goczałkowicach wyglądał bardzo dobrze. To był naprawdę koncert. Pniówek jeszcze nigdy za mojej kadencji nie zagrał tak dobrze. Jak pan zapewne zauważył, my bardzo lubimy ryzykować w rozegraniu. W Goczałkowicach raz nam nie wyszło, gospodarze nas spresowali i straciliśmy bramkę. Natomiast drugi gol to błąd sędziego, bo Michał Płowucha został trafiony piłką w plecy, a sędzia orzekł, że w rękę (widać to wyraźnie na zdjęciu z drona, bo Pniówek używa go w każdym meczu - przyp. BN). Zrobiło się 0:2, ale chwała chłopakom, że nie załamali się, podjęli rzuconą rękawicę i dalej grali swoje. To przyniosło efekty, mogliśmy strzelić więcej bramek niż tylko dwie, natomiast piłka nożna nie jest grą sprawiedliwą i wynik 2:2 na wyjeździe jest dobry.

Zechce mi pan wyjaśnić, dlaczego Dawid Hanzel mecz z rezerwami Miedzi rozpoczął na ławce rezerwowych? Jakiś drobny uraz, chwilowa niedyspozycja czy po prostu manewr taktyczny?

– Tak naprawdę w drużynie Pniówka mamy tylko jednego napastnika i jest nim Dawid Hanzel. Bardzo cenię „Denzela” i czasami, gdy będziemy grali co trzy dni, będę mu fundował odpoczynek. Wiedziałem, że to jest czarny koń i że tą decyzją go wkurzę i to bardzo. Wiedziałem, że gdy wejdzie na boisko, to nam pomoże. I tak też się stało. Na pewno nie był zadowolony, że posadziłem go na ławce rezerwowych. To miało zadziałać na niego mobilizująco, bo widziałem po strzelonych bramkach, jak się cieszył i do kogo się cieszył. Przed meczem powiedziałem mu: „Życzyłbym sobie, żebyś pokazał mi dzisiaj, że mnie uciszasz”. Fajnie zareagował, ja go ogromnie cenię i pokazał to na boisku, strzelając dwie bramki.

Wybrałem go piłkarzem meczu, ale nie tylko dlatego, że strzelił dwa gole. Wykonał mrówczą pracę w defensywie, wspierał obrońców w powietrznych pojedynkach przy dośrodkowaniach rywali.

– To prawda. Chcemy to wykorzystać, bo „Denzel” bardzo dobrze gra głową pod własną bramką i często wybija piłki. Taka jest jego rola, świetnie się z tego wywiązuje. I to była bardzo dobra decyzja, że go posadziłem na ławce.

Cały czas rotuje pan składem. Czy wszyscy piłkarze reagują tak, jak w ostatnim meczu Hanzel?

– Poziom zawodników jest zbliżony, oni naprawdę ostro ze sobą rywalizują. Wszyscy muszą dostawać takie sygnały, bo gdyby grała tylko jedna jedenastka przez siedem-osiem meczów z rzędu, to zawodników na ławce rezerwowych po prostu nie ma. Na przykład Kamil Herman, wchodząc z ławki rezerwowych, strzelił głową dwa gole – zwycięskiego w meczu z Odrą Bytom Odrzański oraz na 2:2 w Goczałkowicach. Dlatego w meczu z Miedzią dostał ode mnie nagrodę i wyszedł w podstawowym składzie. I nie zawiodłem się na tym chłopaku, coraz fajniej się rozwija, ma coraz większe umiejętności, więc skórka była warta wyprawki.

Zwycięstwo z Miedzią II Legnica oznacza, że ta sama jedenastka rozpocznie kolejny mecz ligowy z Lechią Zielona Góra? Oczywiście biorąc poprawkę na to, że od pierwszej minuty zagra Hanzel.

– Absolutnie nie. Wszyscy mają tydzień na to, by udowodnić, że ta jedenastka zasługuje na to, by rozpocząć następny mecz od pierwszej minuty. Jeżeli zauważę, że w tygodniu ktoś nie pracuje solidnie, nie skupia się na swoich zadaniach, to na pewno będzie rotacja.

Rozmawiał Bogdan Nather