Iga Świątek zdobyła już bardzo dużo, ale wciąż marzy o Wimbledonie. Fot. PAP/EPA


Londyńska lekcja życia

Iga Świątek już raz wygrała Wimbledon, w 2018 roku, juniorek. - W pewnym sensie to był zimny prysznic – przyznała najlepsza tenisistka świata.

Podopieczna Tomasza Wiktorowskiego w tym roku po raz piąty rywalizuje na seniorskim poziomie w Wimbledonie, a najlepszy wynik osiągnęła w poprzednim sezonie, kiedy dotarła do ćwierćfinału. W sobotę w 3. rundzie zmierzy się z reprezentującą Kazachstan 35. w rankingu WTA Julią Putincewą. Będzie zdecydowaną faworytką – wygrała wszystkie cztery poprzednie potyczki, w tym dwie tegoroczne w Indian Wells i Rzymie, nie tracąc w nich seta.

Podczas spotkania z dziennikarzami po pokonaniu w 2. rundzie Petry Martić Iga Świątek wróciła do swojego juniorskiego triumfu na londyńskiej trawie, w 2018 roku. - To był pierwszy sygnał, że mogę coś osiągnąć w tenisie w przyszłości, choć oczywiście tenis juniorski i seniorski to zupełnie inne bajki – zaznaczyła.

Euforia niespodziewanie szybko jednak ustąpiła. - Jak wróciłam do domu, byłam rozczarowana, że po tak wielkim sukcesie w moim życiu totalnie nic się nie zmieniło. Na lotnisku było dużo dziennikarzy, wywiadów, kilka osób mnie poznało na mieście, gratulowało, ale właściwie po dwóch tygodniach wszystko wróciło do normy - przyznała Świątek.

- W pewnym sensie to był zimny prysznic. Polegał na zrozumieniu, że moment zwycięstwa jest super, trwa jakiś czas, ale przychodzą kolejne wyzwania i człowiek o tym zapomina - dodała.

Świątek liczyła również, że triumf w Londynie znacząco poprawi jej sytuację ekonomiczną. Tak się jednak nie stało. - W tamtych czasach nie było łatwo. Nie mieliśmy kupy pieniędzy na to, żebym się rozwijała. Tata musiał często ubiegać się o pomoc innych. Myślałam, że wygranie juniorskiego Wielkiego Szlema sprawi, że będę się czuła bezpiecznie pod tym względem, a wcale tak nie było. To było troszeczkę rozczarowujące - wyznała.

Sytuacja finansowa znacząco poprawiła się dopiero jesienią 2020 roku po seniorskim triumfie we French Open na kortach im. Rolanda Garrosa. - Wtedy przyszły takie pieniądze, że mogłam sobie odłożyć nawet dla siebie na przyszłość, bo wcześniej zazwyczaj to, co zarabiałam, szło na dalszy rozwój - zdradziła. - Nie było wielu firm skorych do pomocy. Nie jest łatwo zaufać młodym zawodnikom, że oni cokolwiek osiągną. Rozumiałam, że dopóki mam 30 tysięcy obserwujących na Instagramie, to nie nawiążemy współpracy. A po Roland Garros to się odblokowało - dodała.

Dziś Świątek ma na Instagramie 1,7 mln obserwujących i bogate portfolio sponsorów. Sukces sprzed sześciu lat okazał się przede wszystkim dobrą lekcją życia. Z tenisowego punktu widzenia nie ma bowiem przełożenia na seniorską rywalizację.

Mecz Świątek z Putincewą będzie drugim na korcie nr 1, po zakończeniu spotkania (początek o 14.00) Amerykanina Bena Sheltona z Kanadyjczykiem Denisem Shapovalovem, który został przerwany przy stanie 3:2 dla Sheltona w 1. secie.

Z Londynu - Wojciech Kruk-Pielesiak (PAP)

Hurkacz? Nic nie wiadomo…

„Będę teraz potrzebował trochę czasu, aby dojść do siebie” - przekazał w mediach społecznościowych Hubert Hurkacz. Polski tenisista doznał kontuzji kolana w czwartkowym meczu 2. rundy Wimbledonu z Francuzem Arthurem Filsem. Jest po pierwszych badań w Londynie, a kolejne przejdzie w Polsce.

"Badania lekarskie są już za mną. Będę teraz potrzebował trochę czasu, aby dojść do siebie i zrobić dalsze testy medyczne już w domu w Polsce. Mój zespół i ja przekażemy bardziej szczegółowe informacje tak szybko, jak to możliwe. Dziękuję wszystkim za wsparcie podczas meczu i po nim! To bardzo wiele dla mnie znaczy!" - brzmi pełna wiadomość na Instagramie.

Nie wiadomo na razie jak kontuzja wpłynie na olimpijskie plany Hurkacza. 27-letni wrocławianin w rozpoczynających się 26 lipca igrzyskach w Paryżu ma wystartować w trzech konkurencjach - singlu, mikście razem z Igą Świątek i w deblu z Janem Zielińskim.