LIGOWIEC

Bogdan Nather

Zabrzańska inkwizycja


Nie mam żadnych wątpliwości, że Górnik Zabrze jest w tej chwili tą drużyną w ekstraklasie, przed którą wszyscy powinni zdejmować nakrycia głowy. Nie wiem, czy zespół trenera Jana Urbana dobrnie do mety „na pudle”, ale na razie mknie niczym japoński shinkasen. ŁKS Łódź jest wprawdzie „czerwoną latarnią” ekstraklasowej tabeli, ale rozmiary zwycięstwa 14-krotnego mistrza Polski robią wrażenie. Zespołowi trenera Marcina Matysiaka zabrzanie zafundowali taką rozrywkę, przy której hiszpańska inkwizycja to dziecinna igraszka. A tak w ogóle Górnik w czterech ostatnich potyczkach ligowych zainkasował komplet punktów, co pozwoliło mu wskoczyć za plecy Jagiellonii Białystok i Lecha Poznań. Nie zamierzam dzielić skóry na niedźwiedziu, ale wcale bym się nie zdziwił, gdyby zespół z Roosevelta utrzymał tę eksponowaną lokatę do końca rozgrywek.

Po raz pierwszy komplet punktów pod wodzą Goncalo Feio zgarnęła Legia. Wcześniej z Portugalczykiem jako dowodzącym stołeczna jedenastka zremisowała z Rakowem Częstochowa i Śląskiem Wrocław. - Na pewno stać nas na więcej, ale nasza nieustępliwość i stabilność emocjonalna doprowadziły do tego, że mieliśmy coraz większą kontrolę nad spotkaniem, oddaliliśmy grę od własnego pola karnego – skwitował występ swoich zawodników szkoleniowiec.

Nie mniej niż o wiktorii Legii w Mielcu mówiło się o geście jej kapitana, Josue. Rodak trenera po zdobytym golu w Mielcu stanął przed kamerą, zamknął oczy, zakrył usta i ucho. Być może chodziło o ostatnią krytykę, jaka spadła na piłkarzy Legii oraz zamieszanie związane z plotkami na temat przyszłości Josue w klubie z Łazienkowskiej.

Podniósł wreszcie głowę Raków Częstochowa, który wywiózł komplet punktów ze stadionu Widzewa. Młody trener wciąż urzędującego mistrza Polski zachował jednak samokrytycyzm. - Czy było idealnie? Nie. Czy było dobrze? Myślę, że też nie, ale było poprawnie. Nie jest to proste grać przeciwko dziesięciu przeciwnikom, którzy bronią się całym zespołem. Trzeba wtedy być cierpliwym i wykazać się umiejętnościami indywidualnymi, żeby wykreować sytuacje - tłumaczył niespełna 34-letni szkoleniowiec.

O sukcesie Ruchu Chorzów we Wrocławiu piszę w innym miejscu, więc warto pochylić się nad Śląskiem, który jest cieniem zespołu robiącego furorę w rundzie jesiennej. Trener Jacek Magiera z uporem lepszej sprawy uspokajał i tłumaczył, że jego drużyna wcale nie jest taka zła jak ją widzą inni. Panie trenerze, z faktami się nie dyskutuje, a one są takie, że pański zespół jest najsłabszy w tym roku w ekstraklasie. Dziesięć punktów w 11. meczach to dorobek, którym nie powinno się chwalić. Przeciwnie, lepiej skulić uszy po sobie, w myśl zasady „ciszej nad tą trumną”.

Nie wiem, jakbym zareagował na pudło Patryka Klimali w doliczonym czasie gry meczu z Ruchem. W takiej sytuacji nawet Stevie Wonder nie miałby prawa spudłować, a napastnikowi Śląska ta sztuka się udała. „Magic” próbował rozgrzeszyć swojego podopiecznego mówiąc: „Możemy teraz linczować Patryka Klimalę za niewykorzystaną sytuację, ale to niczego nie zmieni”. Tu się akurat zgadzam z trenerem wrocławian, ale wcale nie jestem pewny, czy któryś z jego kolegów z drużyny nie miał ochoty ukrzyżować go.