LIGOWIEC

Bogdan Nather

Skok z wieżowca

„Bądź tu mądry i pisz wiersze” - mawiał mój nieżyjący tata, gdy jakaś sytuacja kompletnie go zaskoczyła. Ja też często łapię się za głowę, śledząc rozgrywki PKO BP Ekstraklasy, chociaż już dawno zdążyłem się przyzwyczaić, że to najdziwniejsza i najbardziej nieprzewidywalna liga piłkarska pod Słońcem.

Przykład pierwszy z brzegu. Cracovia rozbija w pył i puch Górnika Zabrze (5:0), by tydzień później dostać w skórę od Śląska Wrocław (0:4), który w rundzie wiosennej nie grzeszył skutecznością. W tym momencie moja refleksja sprowadza się do jednego - wszyscy mają dobry plan, dopóki nie dostaną po gębie.

Wiadomo już, że sprawę mistrzowskiego tytułu rozstrzygną między sobą Jagiellonia Białystok i wspomniany wcześniej Śląsk. Trzecia w tabeli Legii może zgromadzić co najwyżej tyle samo punktów co ekipa trenera Adriana Siemieńca, ale ma gorszy bilans bezpośrednich spotkań (0:2 i 1:1). Skoro już jesteśmy przy zespole z Łazienkowskiej, nie sposób zbyć milczeniem jego występu w Poznaniu. Gospodarze, czyli Lech, strzelili trzy gole, mimo to zeszli z boiska pokonani 1:2! To pokazuje, że mający wielkomocarstwowe zapędy „Kolejorz” tak naprawdę wystawił się na pośmiewisko. Zresztą nie miałem złudzeń i kiedy opiekę nad drużyną z Bułgarskiej powierzono Mariuszowi Rumakowi wiedziałem, że misja wywalczenia mistrzostwa Polski jest ponad jego możliwości. Broń Boże, nie miał w kadrze samych nieudaczników, ale łatka, jaką mu przypięto, czyli „Wielka gęba”, mówi w zasadzie wszystko. W „rumakowym” wydaniu szturm na mistrzostwo Polski był otwieraniem zamka rozgotowanym makaronem.

Efektowne zwycięstwo „Jagi” z Koroną Kielce było „normalką”, ale rozmiary wygranej Piasta Gliwice z ŁKS-em (4:0) już niekoniecznie. Zespół Aleksandara Vukovicia takiego efektownego zwycięstwa zasmakował po raz pierwszy w bieżących rozgrywkach. Tym wynikiem „Piastunki” nieco podreperowały nadszarpniętą reputację, ale kończącego się sezonu nie mogą uznać za udany. ŁKS? Wypadałoby zastosować znany i nielubiany wytrych, czyli ciszej nad tą trumną. 21 porażek, 71 straconych goli - to bilans, który jest powodem do wstydu, nie do wypinania piersi po order. Postawę łodzian na dystansie całego sezonu można porównać do faceta, który skoczył z wieżowca. Przelatujący obok ptak pyta: „Jak się pan czuje?”. Gość odpowiada: „Jak dotąd fajnie, jakbym leciał”.

Nie złożył broni Raków Częstochowa, który rzutem na taśmę chce wskoczyć na podium, co jest dużym wyzwaniem. Komunikat o zakończeniu misji przez trenera Dawida Szwargę bynajmniej nie spętał nóg piłkarzom, którzy walczyli, by sezon w ich wydaniu nie został całkowicie spisany na straty.

Największym przegranym mijającego sezonu jest dla mnie szkoleniowiec Pogoni Szczecin, Jens Gustafsson. Puchar Polski sprzątnięto „portowcom” sprzed nosa, a miejsce na „pudle” w rozgrywkach ligowych jest równie prawdopodobne jak główna wygrana w Eurojackpota. Na pewno czuje się tak, jakby jadł akurat posiłek i ktoś nagle zabrałby mu talerz.