LIGOWIEC

Bogdan Nather

 

Walec z Białegostoku

 

Przerwa w rozgrywkach ligowych spowodowana meczami reprezentacji tylko zaostrzyła apetyt piłkarzom Jagiellonii. Lider grał na własnym boisku z „czerwoną latarnią” tabeli i wywiązał się z roli faworyta koncertowo. Przejechał się po ŁKS-ie niczym ciągnik z bronami po polu uprawnym i obce mu było uczucie litości. Niby leżącego się nie kopie, ale z drugiej strony bezpieczne jest rozłożenie przeciwnika na łopatki i pozbawienie go wszelkich złudzeń. Trener łodzian Marcin Matysiak mógł tylko przeprosić kibiców swojego zespołu za ten żenujący występ.

Bez wątpienia przez kilka dni na ustach kibiców będzie wyczyn bramkarza Radomiaka, Gabriela Kobylaka, który w meczu z Puszczą strzelił gola z kilkudziesięciu metrów. Owszem, w przeszłości bramkarze strzelali gole, ale byli wtedy egzekutorami rzutów karnych lub wolnych, rzadziej wskutek „wycieczek” pod bramkę przeciwnika. W maju 2019 roku strzegący wówczas bramki Bytovii Andrzej Witan w wyjazdowym meczu z GKS-em Katowice strzelił gola głową po dośrodkowaniu Filipa Burkhadta z rzutu rożnego. Był to gol na wagę remisu, który nie uratował drużyny z Bytowa przed degradacją z I ligi, ale pociągnął w otchłań jedenastkę z Bukowej. Jeżeli w bieżących rozgrywkach Puszczy Niepołomice zabraknie punktu lub dwóch, będzie wiadomo, kto wbił ostatniego gwoździa do jej trumny. Bramkarz beniaminka Oliwier Zych zachował się co najmniej nieodpowiedzialnie. Kilkanaście metrów przed swoją bramką szukał grzybów?

Być może staje się to już nudne, ale mecz z Cracovią pokazał w sposób jednoznaczny, ile wart jest dla szczecińskiej Pogoni Kamil Grosicki. Kapitan „portowców” robi na skrzydle taki wiatrak rywalom, że ci momentami są tak „zakręceni”, że mieliby kłopoty z podaniem swojego kodu pocztowego. Czasami zastanawiam się, czy popularnego „Grosika” nie jest w stanie zatrzymać tylko... karabin maszynowy?

Wszyscy ostrzyli sobie zęby na pojedynek Górnika Zabrze z Legią Warszawa. Poziom spotkania na pewno nie zachwycił, a gospodarze musieli przełknąć gorycz porażki na własnym boisku, czego nie doświadczyli od wielu miesięcy. Drużyna Kosty Runjaicia była dla nich słodka jak cukierek umoczony w truciźnie. Zabrzanie mogliby szukać alibi i pokrętnych tłumaczeń, ale na co może liczyć zespół, który przez ponad 90 minut oddaje zaledwie dwa strzały w światło bramki?

Kiepsko radzi sobie z outsiderami Raków Częstochowa. Przed dwoma tygodniami obrońca mistrzowskiego tytułu szczęśliwie uratował remis w potyczce z ŁKS-em, teraz wzbogacił się tylko o punkt, mierząc się na własnym boisku z Ruchem Chorzów. Szkoleniowiec „Niebieskich” Janusz Niedźwiedź odczuwał niedosyt, ponieważ był przekonany, że to jego zespół zasłużył na wygraną. Z kolei trener częstochowian Dawid Szwarga przyznał, że jego drużyna zagrała poniżej swoich możliwości, ale mimo to liczył na komplet punktów. Stwierdził, że jego zawodnicy po zakończeniu spotkania byli bardzo źli, wręcz sfrustrowani. Nie lubię dzielić skóry na żywym niedźwiedziu, ale dwoma remisami z zespołami wlokącymi się w ogonie tabeli, Raków pozbawił się szansy obrony mistrzowskiego tytułu. Kto przyjmie zakład?