Sport

LIGOWIEC

LIGOWIEC

Bogdan Nather

 

Zwiędła sałata

 

Czapki z głów przed piłkarzami Korony Kielce. Jakby nie patrzeć wyszarpali punkt z gardła Legii, czyli jednemu z głównych kandydatów do mistrzowskiej korony. Nie załamali się dwubramkowym prowadzeniem rywali i do ostatniego tchu walczyli o korzystny wynik, jakim z ich punktu widzenia był remis. „Ten punkt to nasze mentalne zwycięstwo” - trafnie zauważył trener „Scyzoryków”, Kamil Kuzera. Kto następny połamie sobie zęby na jego drużynie?

A skoro już jesteśmy przy warszawskiej Legii, to nie da się ukryć, że ostatnimi czasy przyciąga ona kłopoty jak piorunochron gromy. Podopieczni Kosty Runjaicia po zakończeniu meczu w Kielcach byli tak oszołomieni jak facet, który został trafiony w głowę kulą do kręgli, nabijaną dodatkowo zębami rekina. Natomiast szkoleniowiec w kilka sekund zmienił się w człowieka otrutego grzybami i nieudolnie próbującego usprawiedliwić swoich piłkarzy. „Argument”, że po pucharowej potyczce z Molde mieli za mało czasu, by należycie przygotować się do meczu w Kielcach. No, bez jaj! A wziąć winę na siebie to nie łaska? To przecież trener Runjaić wstawił np. Artura Jędrzejczyka do składu, który od wielu miesięcy wyróżnia się tylko tym, że notorycznie łapie żółte kartki. To właśnie „Jędza” podał tlen przeciwnikowi, popełniając błąd, którego powinien wstydzić się nawet junior.

 

O znakomitej serii Pogoni Szczecin piszę w innym miejscu. Kilka ciepłych słów wypada skierować pod adresem Widzewa Łódź. Trener Daniel Myśliwiec po meczu z Górnikiem Zabrze mógł odetchnąć z ulgą, bo dwie wygrane z rzędu pozwoliły jego drużynie uciec z zagrożonej strefy. Ponadto łodzian „niosła” publiczność, natomiast zespół Jana Urbana musiał mieć z tyłu głowy kłopoty finansowe klubu, co ma bezpośrednie przełożenie na zasobność portfela piłkarzy.

Żal mi piłkarzy Ruchu Chorzów, którzy wygraną w Białymstoku wypuścili z rąk w 97 minucie. Przed meczem trener Janusz Niedźwiedź remis na boisku lidera zapewne wziąłby z pocałowaniem ręki, ale post factum zapewne był bardzo zawiedziony. Jego podopieczni przypominali zwiędłą sałatę, o czym świadczyła grobowa cisza panująca w szatni.

Nie chcę więcej oglądać w ekstraklasie spektakli, jakim uraczyły kibiców Piast Gliwice i Cracovia. Argument trenera gospodarzy Aleksandara Vukovicia, że „pozytywne jest to, że po dwóch porażkach mamy przynajmniej remis i zero z tyłu” jako neutralnego kibica nie przekonuje mnie. Nie należy starego misia nabierać na sztuczny miód, dlatego nadłożyłbym kilka kilometrów, by ominąć szerokim łukiem kino, w którym wyświetlano by retransmisję tego spotkania. Zresztą trener Cracovii Jacek Zieliński uczciwie przyznał, że to nie był mecz dla koneserów futbolu.

Rozczarowuje lider półmetka, czyli Śląsk Wrocław. Na razie strzela wyłącznie ślepą amunicją, ale zaręczam, że z tego powodu nikt (poza kibicami wrocławskiego zespołu) nie wpadnie w bezsenność. Nawet trener Jacek Magiera, który zachowuje olimpijski spokój i przekonuje, że „nie wywieram na nich żadnej presji, bo wiem, że tego gola w końcu zdobędziemy”. To pewne jak amen w pacierzu, pytanie tylko - kiedy?