LIGOWIEC


Bogdan Nather

 

Mistrz na łopatkach

 

Już tylko wyjątkowo naiwni kibice Rakowa Częstochowa wierzą w obronę mistrzowskiego tytułu. Porażka na wyjeździe z Radomiakiem przelała czarę goryczy i postawiła kropkę nad „i”. Nie zamierzam obarczać winą bramkarza Kacpra Bieszczada za porażkę zespołu spod Jasnej Góry, ale jego interwencja poprzedzająca stratę drugiego gola przez wciąż urzędującego mistrza Polski była szczytem nieudolności. Nie bez powodu trener „Medalików”, Dawid Szwarga, ocenił, że był to de facto gol samobójczy. Ta sytuacja skojarzyła mi się natychmiast z facetem, który konsumował posiłek i nagle ktoś sprzątnął mu sprzed nosa talerz. W obu przypadkach konsekwencje są opłakane i zarazem zabawne, ale tylko dla neutralnych obserwatorów.

Raków nie będzie drugi raz z rzędu mistrzem Polski, ponieważ zbyt lekkomyślnie traci punkty ze zdecydowanie niżej notowanymi przeciwnikami. Dość powiedzieć, że na własnym boisku tylko czterokrotnie dzielił się punktami z konkurentami, a w tym gronie były Ruch Chorzów, Warta Poznań, Cracovia i Widzew, czyli w lwiej części zespoły, które drżą o ligowy byt. „Osiągnięcia” w wyjazdowych potyczkach częstochowian najlepiej byłoby skwitować milczeniem, ale skoro powiedziało się „a”, to wypada również powiedzieć „b”. Porażki z Jagiellonią, Lechem czy Górnikiem Zabrze są do przełknięcia, ale trudno zaakceptować puste przebiegi w pojedynkach z Wartą, Radomiakiem i Piastem oraz połowiczną zdobycz ze Stalą Mielec, Puszczą Niepołomice czy ŁKS-em Łódź. Po prostu postrzegany jako atrakcja cyrk odjechał, zanim jeszcze rozpoczął się występ.

Straciłem też już nadzieję, że Ruch Chorzów wyskoczy z zagrożonej strefy i w przyszłym sezonie nadal będzie grał w elicie. W potyczce z Puszczą, w której wygrana mogła być kluczem do utrzymania, „Niebiescy” oddali jeden celny strzał na bramkę przeciwnika! Z czym do ludzi? I nie pomogą żadne zaklęcia trenera Janusza Niedźwiedzia, rozmaite „czary-mary” i kwieciste tłumaczenia. Bez dwóch zdań nowy szkoleniowiec jedenastki z Cichej ma do dyspozycji lepszych piłkarzy niż Jarosław Skrobacz, a potem Jan Woś. Efekty trenera Niedźwiedzia są jednak równie mizerne, jak jego poprzedników - 7 punktów w 8 meczach za jedno zwycięstwo, cztery remisy i trzy porażki. To trochę tak, jakby biblijny Dawid wybrał się na pojedynek z Goliatem i zapomniał zabrać z domu procy...